ebook - do ÂściÂągnięcia - download - pdf - pobieranie

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Infekcja wymknęła się spod kontroli... i zaczęła się szerzyć. Była wyjątkowo
zjadliwa. Nie znaleziono skutecznego antidotum. Nie sposób też było jej
powstrzymać, choć znajdujący się tam ludzie próbowali tego dokonać.
- Więc rzucili bombę? Mam wrażenie, że to dość radykalna recepta. Rzecz jasna
nie dociera tu zbyt wiele wiadomości, ale Sądzę, że o tym byśmy usłyszeli.
- Czyżby? Coś mi się zdaje, że pracuje pan dla innego Towarzystwa niż ja.
Możliwe zresztą, że wiadomość do was dotarła. Wasz naczelnik nie wygląda mi na
szczególnie gadatliwego faceta. Może wie o tym wszystko i uznał tylko, że nie ma
potrzeby dzielić się tą informacją.
- Aha.
Clemens musiał przyznać, że skutecznie zamieszała mu w głowie. No i
wzbudziła ciekawość. Czy Andrews faktycznie ukrywał tę informację? Nie był
właściwie zobowiązany do powiadamiania więzniów o aktualnych wydarzeniach.
Ale cholera? Zmutowana bakteria czy nie, cała opowieść wyglądała jednak na
lipę. A jeśli Ripley mówiła prawdę i zwłoki dziewczynki są zarażone czymś,
czemu, być może, nie zdołają się przeciwstawić...
A może była to półprawda. Może istniało niebezpieczeństwo jakiejś innej
infekcji, a historyjkę o cholerze wymyśliła na poczekaniu. Najwyrazniej uważała,
że ma ku temu powody. Była wojskowym. Co, u diabła, mógł na ten temat
wiedzieć?
Stała w milczeniu. Obserwowała go. Czekała.
Co mi szkodzi, do diabła, pomyślał.
- Jak sobie pani życzy.
W porównaniu z kostnicą reszta nie zmienionego, zaniedbanego kompleksu
była równie radosna i jasna jak alpejska łąka w pełnym rozkwicie wiosny. Wzdłuż
jednej ze ścian ciągnął się szereg szuflad z nierdzewnej stali. Do niektórych
przytwierdzono paski z oznaczeniami kodowymi. Twarde, pokrywające podłogę
kafelki były pokruszone i popękane. Aatwo byłoby wszystko odnowić, brakowało
im jednak narzędzi i umiejętności, a poza tym nikomu na tym nie zależało.
Na środku pomieszczenia stał lśniący kremowo biały stół, nieskazitelnie pusty
pod zawieszonymi u góry lampami. Odziany w fartuch i maskę Clemens nachylił
się nad przygotowanymi do sekcji zwłokami dziewczynki. Dokonał pierwszego
nacięcia za pomocą skalpela, po czym zatrzymał się, by wytrzeć pot z czoła. Nie
robił sekcji od lat. Nie tylko że wyszedł całkowicie z wprawy, lecz i nie był też
pewien, po co to w ogóle robi w tej chwili.
Piła przecięła cicho i skutecznie maleńką klatkę piersiową.
- Jest pani pewna, że trzeba to zrobić do końca? zapytał gapiącą się Ripley. Nie
zwróciła na niego uwagi. Obserwowała w milczeniu z sercem zimnym, a uczuciami
ukrytymi bezpiecznie w miejscu, gdzie nie będą przeszkadzać. Wzruszył
ramionami i wrócił do pracy.
Wsunął obie ukryte w rękawiczkach dłonie do otworu, który wykonał, oparł je
o siebie kostkami palców, zaczerpnął głęboko powietrza i rozciągnął krawędzie
otworu z całej siły, rozrywając klatkę i odsłaniając jej wnętrze. Zajrzał w skupieniu
do środka. Od czasu do czasu nachylał się, by spojrzeć z boku pod innym kątem.
Wreszcie wyprostował się i rozluznił palce.
- Nie mamy tu nic niezwykłego. Wszystko jest na swoim miejscu. Nic nie
brakuje. %7ładnych oznak choroby, niezwykłych odbarwień czy cech infekcji.
Zwróciłem szczególną uwagę na płuca. Można zgoła powiedzieć, że są anormalnie
zdrowe. Wypełnione płynem, tak jak podejrzewałem. Jestem pewien, że analiza
wykaże, iż jest to woda morska z Fioriny. Raczej dziwny stan, jak na cholerę,
hmm?
Dokonał ostatniego, poprzecznego cięcia, zajrzał do środka, po czym spojrzał w
górę.
Nadal nic. Zadowolona?
Odwróciła się.
A teraz, ponieważ nie jestem zupełnym durniem, czy zechce mi pani
powiedzieć, czego naprawdę pani szuka?
Zanim zdążyła odpowiedzieć, drzwi na drugim końcu pomieszczenia otworzyły
się gwałtownie, uderzając z łoskotem o ścianę wewnątrz sali. Dwie posępne
postacie, które wkroczyły do środka, nie zwróciły na to uwagi.
Wyraz twarzy Andrewsa był jeszcze mniej radosny niż zwykle.
Panie Clemens.
- Panie naczelniku - odpowiedział Clemens w sposób regulaminowy, lecz nie
uniżony. Ripley z zainteresowaniem obserwowała nie wyrażoną w słowach
rozgrywkę pomiędzy nimi. - Mam wrażenie, że nie poznał pan jeszcze porucznik
Ripley.
Podejrzewała, że tęgi naczelnik zatrzymał na niej swe taksujące spojrzenie
dłużej, niż było to jego zamiarem. Przeniósł uwagę na stół operacyjny, a potem
znów na technika medycznego.
- Co się tu dzieje, panie Clemens?
- No właśnie, sir - pisnął Aaron stanowiący odbicie swego szefa zarówno w
słowach, jak i pod względem budowy. - Co się tu dzieje, panie Clemens? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bajkomoda.xlx.pl
  • Cytat

    Ad hunc locum - do tego miejsca.

    Meta