[ Pobierz całość w formacie PDF ]
profesora z Politechniki Gdańskiej. Zadzwoniłam do tego pana i on poinformował mnie, że
próbowano się włamać do jego mieszkania i chciano ukraść zabytkowe przedmioty, które
posiada. Innymi słowy otrzymałam propozycję od włamywacza i złodzieja, dokonującego
włamań na zamówienie. Ja zamówiłam sekretarzyk, a on usiłował go ukraść i dostarczyć
mnie. Na szczęście profesor spłoszył włamywaczy i zaraz założył system alarmowy. Ale ja
pieniędzy nie odzyskałam; czuję się oszukana i chętnie zobaczę Kolekcjonera za kratkami.
– Bardzo panią przepraszam – szepnęła Zosia.
– Ja też. Wuj rzeczywiście nie może się podobać tak pięknej kobiecie jak pani –
„otwarcie i bezpośrednio” oświadczył Jacek.
– Chwileczkę, chwileczkę – uspokajająco podniosłem ręce do góry, a potem ponownie
wskazałem pani Joannie fotel. – Ja pani całkowicie ufam. Pani słowa potwierdziły moje
podejrzenia w zupełnie innej sprawie. Z pani słów wynika, że Kolekcjoner kradnie na
zamówienie lub sam zleca włamania. Przypuszczałem, że również na jego zamówienie
dokonano kradzieży złotych koron. Czyż ta hipoteza nie wydaje się teraz bardziej
prawdopodobna niż dawniej?
– Owszem, jest prawdopodobna – zgodziła się pani Joanna. Zanim jednak usiadła, ostro
rzekła do Zosi:
– Takim młodym panienkom jak ty podoba się każdy przystojny czy urodziwy chłystek.
Pan Tomasz jest może nie nazbyt urodziwy, ale dojrzałej kobiecie imponuje w mężczyźnie
nie tylko uroda, ale także inteligencja i wiedza. A tego twojemu wujowi nie brakuje.
– Ja naprawdę nie miałem nic złego na myśli – mruknęła speszona Zosia.
Należało przerwać tę kłopotliwą dyskusję. Spojrzałem na zegarek i stwierdziłem:
– Zbliża się dwudziesta pierwsza. Może więc ja z panią Joanną zejdę na dół do klubu, a
wy, dzieciaki, kładźcie się spać. I błagam was, nie przysparzajcie mi kłopotów! A teraz
pozwólcie mi się przebrać.
– Dobrze – pani Joanna rozsiadła się w fotelu, a to był chyba znak pokoju.
Zajrzałem do swojego worka z rzeczami i wyciągnąłem z niego trochę pomiętą białą
koszulę i perłowy krawat. Miałem też ciemną marynarkę, pasującą do białych spodni.
– W takim klubie chyba trzeba elegancko wyglądać – powiedziałem, idąc do łazienki, aby
się przebrać. – Myślę, że pod marynarką nikt nie spostrzeże, iż moja koszula jest nieco
pomięta.
– Mnie wystarczy moja sukienka. Ma odpowiedni kolor, krój i dekolt. Przyznam, że
ubrałam ją z myślą, że da się pan namówić na poszukiwanie Kolekcjonera w nocnym lokalu.
Jak na nocną zabawę było chyba jeszcze dość wcześnie. Ale minęła dwudziesta pierwsza,
klub zaś – o czym informował niebieski neon w holu hotelowym – otwierano o dwudziestej.
Pomyślałem, że warto zjawić się tam wkrótce po otwarciu, gdyż później wszystkie stoliki
mogły być zajęte.
Ubrany w ciemny garnitur i muszkę jakiś osiłek ostrzyżony na jeża sprzedał nam bilety
wstępu do klubu, bardzo drogie zresztą, aż mnie coś ścisnęło za gardło, gdy musiałem
wysupłać z portfela sporą sumę pieniędzy. A przecież należało także zamówić do stolika
jakieś potrawy i napoje?
Nie bywałem w nocnych lokalach, dlatego rozejrzałem się z ciekawością, gdy ufraczony
kelner wskazał nam mały stolik obok filaru wspierającego sufit ogromnej sali. Została ona
przedzielona drewnianym ażurowym przepierzeniem na dwie części. Jedną przeznaczono na
dyskotekową zabawę, grała tam szarpidrutowa orkiestra i migotały różnobarwne światła. W
tej zaś, gdzie zajęliśmy miejsca, panował dyskretny półmrok, na stolikach paliły się małe
lampki, a oświetlono tylko znajdujący się pod ścianą półkolisty bufet z wysokimi stołkami i
lustrzaną ścianą mieniącą się odbitymi w lustrze butelkami z kolorowymi napitkami,
ustawionymi rzędami na półkach. Przestałem się rozglądać, bo kelner podał nam kartę dań i
napojów z cenami, które wywołały na moim grzbiecie dreszcz strachu. Jeszcze bardziej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]