[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Cóż, tak. Oczywiście. - Panna Montrose była równie
zdenerwowana jak Ruthie. - Mamy przewodników, ale je-
Zamożny kawaler 71
żeli woli pan ją, to proszę. Musimy opiekować się naszymi
najlepszymi gośćmi. Idz, Ruthie, i pokaż panu te ścieżki,
ale nie zapominaj, że wieczorem masz dyżur w Oazie.
-Ale...
I tyle było jej protestów. Pociągnięta przez Diega, po
prostu wyfrunęła za drzwi.
- A niech to! - zafrasowała się Merry. O co temu face
towi chodzi? Próbowała wszelkich możliwych sposobów,
żeby rozkochać go w Sharmaine, lecz bez skutku. W jej
mniemaniu bywalczyni salonów Georgii to dla doktora
świetna partia. Aadna, dobrze wychowana, rozsądna ko
bieta... Czego chcieć więcej ?
Mężczyzni nie wiedzą, co dla nich dobre. Głupi dok
torek bardziej się interesuje Ruthie Fernandez niż damą,
którą dla niego wybrała. Jak tak dalej pójdzie, pozostanie
przeklęta do końca życia.
- Merry, dobrze się czujesz? - Parris klepnęła ją w ramię.
- Wyglądasz, jakbyś próbowała dodać dwa do dwóch, i za
każdym razem wychodziło ci pięć.
- Bo tak właśnie jest. Nic się nie zgadza! - irytowała się
Merry. - Zaczynam podejrzewać, że ten Vargas ma nie po
kolei w głowie.
- Nie mam pojęcia, dlaczego tak się nim przejmujesz.
Nie twoje zmartwienie, kto z kim się spotyka - odrzekła
znudzona Parris.
Merry zacisnęła wargi. Niewiele brakowało, a powie
działaby za dużo.
- Nic tak nie służy interesowi, jak dobrze bawiący się go
ście. Ważne więc, kto z kim się zadaje. Romantyczne przy
gody, cudowne chwile... Potem opowiadajÄ… swoim przy-
72 Linda Goodnight
jaciołom, co przeżyli w La Torchere, no i mamy nowych
klientów. A między panem Vargasem i panną Coleman,
ludzmi wpływowymi w swoich środowiskach, właśnie za
częło coś się dziać.
Parris gapiła się na Merry jak na zdziecinniałą staruchę.
- No cóż, wydaje mi się, że słuch ci się przytępił i nie
wiesz, co tak naprawdę piszczy w trawie - ironizowała.
- To znaczy? - Merry poczuła się zmęczona, a to fatal
nie wpływa na trawienie. Wieczorem będzie musiała łykać
leki na nadkwasotÄ™.
- Moja droga - kontynuowała zniecierpliwiona Parris -
Sharmaine była dla Diega dobra na jedną czy dwie kolacje
i w oko mu raczej nie wpadła.
- No proszÄ™! Prawdziwa ekspertka z ciebie.
Parris ze złością tupnęła nogą.
- Nie zauważyłaś, jak doktor Vargas spojrzał na Ruthie,
kiedy tylko tu wszedł? Podczas rozmowy stale na nią zer
kał. Jeżeli jest na tej wyspie kobieta, która interesuje nasze
go przystojniaka, to jest nią zwykła pokojówka i tylko Bóg
jeden wie, czym go ta szara myszka zauroczyła. Ale zauro
czyła. .. ot, zabawka na chwilę. I nie musi się obawiać, że
mała Ruthie pobiegnie za nim, kiedy on wyjedzie.
Merry szczęka opadła. Ruthie i urodziwy, bogaty dok
tor Vargas?
- Zamknij buzię, Merry, bo połkniesz muchę.
- Cicho bądz. Myślę. - J e j bujna wyobraznia pracowała
na pełnych obrotach. Ruthie i Diego. Niewiarygodne. Jak
dobrze się składa, że Ruthie pracuje u niej, że jest na każ
de wezwanie. Swoim magicznym wideotelefonem mogła
namierzyć Diega o każdej porze i kierować Ruthie w jego
kierunku.
Zamożny kawaler 73
Blask spodziewanego sukcesu rozgrzał jej artretyczne
kości. Wyswatanie ich to bułka z masłem.
Próbowała się opierać, lecz Diego ciągnął ją za sobą jak
niesforne dziecko.
- Na miły Bóg, co ty wyprawiasz? - zawodziła Ruthie.
- Przecież już mówiłem, potrzebuję przewodnika.
- Nie potrzebujesz! Do diabła, nie! - Już nie zawodzi
ła. Była wściekła. Szarpnęła rękę. - Przez ciebie stracę tę
robotÄ™!
Skrzywił się.
- Gadanie. Merry Montrose nie jest głupia. Ty świetnie
pracujesz, a ja świetnie płacę, a to znaczy, że reprezentuje
my dwa ukochane przez niÄ… gatunki ludzi.
Ruthie przygryzła wargi.
- Mam nadzieję. Zależy mi na tej pracy.
- I dlatego pozwalasz Parris jezdzić po sobie?
- Chodziło jej tylko o lunch.
- Mogła wezwać obsługę hotelową.
- Diego, właśnie za to mi płacą.
- Hm... Czyli ja też mogę pojezdzić po tobie?
Zaśmiała się pojednawczo.
- Nie. - Wreszcie się roześmiała. - Ale o tej wycieczce
do rezerwatu nie mówiłeś poważnie, prawda?
- Tak uważasz?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]