[ Pobierz całość w formacie PDF ]
House, a stamtąd do faktorii Kompanii Zatoki Hudsona nad rzeką Cochrane, wciąż w poszukiwaniu
mojej zaginionej pary. W faktorii powiedział mi Francuz-włóczęga, że w Lac Bain mieszka jakiś
obcy mężczyzna w towarzystwie białej kobiety. Naturalnie zaraz skręciłem we wskazanym kierunku.
Zapewne działo się to wówczas, gdyś ty podążał do Churchill, trzeciego dnia bowiem spotkałem
sanie, których śladem ruszyłem już do Chippewyan. Saniom towarzyszył ów mężczyzna z kobietą:
pułkownik Becker z córką!
Filip nie mógł dobyć z siebie głosu. Milcząc, ścisnął ramię doktora. Lecz gdy MacGill nie
odzywał się już, Steele wy-jąkał:
Czy... czy pan się dowiedział, dokąd oni jadą?
Owszem! Obiadowaliśmy wspólnie. Pułkownik mówił, że udadzą się teraz do Nelson House,
a stamtąd przypuszczalnie do Winnipeg. Nie pytałem, co prawda, jaką drogę obiorą.
Z Nelson House pojadą naturalnie na Saskatchewan i Le Pas! wrzasnął Filip. Gdyby nie
ten przeklęty De Bar, za którym znowu muszę gnać!
Puść go kantem! filozoficznie zachęcił MacGill. Odsadził się tak daleko, że nie
dogonisz go w żaden sposób. Daj mu zresztą pokój!
Ależ, prawo...
Do diabła z prawem! huknął doktor niemal z furią. Wiesz, co nieraz myślę, że świat
byłby równie szczęśliwy bez niego!
Spotkali się oczyma i porozumieli od jednego wejrzenia.
Pan jest człowiek starszy i uczony przyjaznie zakpił Steele. Zatem wie pan więcej niż
taki żółtodzioby dyletant jak ja. Cóż by pan uczynił na moim miejscu?
Zdobyłbym parę mocnych skrzydeł i poleciałbym! odparł MacGill bez namysłu. Na
Boga, Fil, gdyby tak szło o moją żonę, o kobietę, którą bym chciał mieć, ganiałbym z jednego krańca
ziemi na drugi! Co znaczą prawo i obowiązek wobec tej pary oczu! Znam tylko jedną dziewczynę
równie słodką ta, która na mnie czeka w domu!
Filip roześmiał się głośno.
Dzięki za dobrą radę! Jadę i to niezwłocznie! A pan kiedy rusza?
Pani Falkner gotowa do drogi! Psy również! Filip odwrócił się szybko.
Zatem ruszamy razem! rzucił przez ramię, już odchodząc. Tylko pożegnam kolegów i
wezmę swój plecak. Za pół godziny będę z powrotem!
Jechali wolno. Droga była żmudna. Nim dotarli do jeziora La Crosse, śnieg zmiękł na kaszę pod
ciepłymi promieniami wiosennego słońca. Na dwa dni przed przybyciem do faktorii nad jeziorem
Montreal Filip doznał ataku dziwacznej niemocy.
Zataił jednak ból i osłabienie. Lecz wprawny wzrok doktora wykrył ślady cierpienia na twarzy
Filipa i gorączkowy błysk w jego oczach.
Za bardzo się przemęczyłeś rzekł. Odzywa się również upadek w pojedynku z De
Barem. Musisz poleżeć parę dni.
Gdy dotarli do faktorii, MacGill pomimo protestu Filipa kazał mu iść do łóżka. Steele usłuchał
wreszcie, tym pokorniej, że czuł się z każdą chwilą gorzej. Popadł też w silną gorączkę i całe pięć
tygodni doktor oraz żona Falknera pielęgnowali go z głębokim poświęceniem. Ostatecznie, w drugiej
połowie maja, ruszyli w dalszą drogę, lecz Filip był jeszcze zbyt osłabiony, by im towarzyszyć.
Dopiero w miesiąc pózniej, blady i wyniszczony okropnie, stawił się w Prince Albert w biurze
MacGregora.
Tu spotkało go nowe rozczarowanie. Sprawa dymisji posuwała się opieszale i nie było widoków
na jej zakończenie przed połową sierpnia. Otrzymał natomiast trzytygodniowy urlop i wykorzystał go
na natychmiastową podróż do Etomami i Le Pas. Dowiedział się tam, że pułkownik Becker z córką
wyjechali półtora miesiąca temu. W Prince Albert nie mógł znalezć nawet śladu ich pobytu. Podążył
więc do Winnipeg i po paru dniach przekonał się niezbicie, że nie ma co marzyć o odszukaniu Izy w
Kanadzie. O tej porze musiała już wrócić do Londynu. Zgodnie z tym ustalił dalsze plany. Dymisji
oczekiwał w połowie sierpnia i natychmiast zamierzał ruszyć do Anglii.
Tymczasem jednak urlop się skończył i zwierzchnik wysłał go na dłuższy pobyt w pustynną,
preriową okolicę. Roboty nie było żadnej; godziny płynęły wolno na melancholijnym oczekiwaniu.
Pewnego wieczoru Steele grał w karty z zawiadowcą stacji Hymers. Gunn, pełniący także funkcje
telegrafisty, mały, czerwonolicy jegomość, stanowił jedną trzecią ludności stacyjnej. W tej chwili
zabierał się właśnie do obrachunku lew. Raptem ręka zastygła mu w powietrzu, krzyknął i skoczył na
równe nogi.
Telegraf bez drutu, umieszczony na małym stoliku pod oknem, terkotał zapalczywie. Depeszował
Billinger, naczelnik stacji Bleak House. Donosił w urywanych słowach, że pociąg transkontynentalny
lokomotywa, tender, wagon bagażowy, dwa wagony pierwszej klasy oraz wóz sypialny
wszystko poszło do diabła. Pięćdziesiąt, do stu trupów. I nie jest to żywiołowa katastrofa lub
niedbalstwo personelu, lecz prawdziwy zamach. Zbrodnicze dłonie wykręciły trzy przęsła szyn. Też
same ręce z piekła rodem wtoczyły na tor blok skalny. Billinger nie stwierdził jeszcze, czy ograbiono
szczątki pociągu, czy też nie zdołano tego uczynić.
Od północy do drugiej nad ranem tor wrzał gorączkowym życiem. Ze wschodu mknął pociąg
sanitarny; z zachodu umyślny, wioząc władze policyjne. Z Głównej Komendy żądano wciąż
nowych informacji dotyczących katastrofy, więc telegrafista donosił o wynikach wstępnego śledztwa
oraz o tym, jak nieliczni osadnicy miejscowi niosą pomoc rannym.
Steele, w braku rozkazów, nie opuszczał Hymers. Wreszcie nad ranem otrzymał polecenie od
MacGregora. Kazano mu bez zwłoki ruszać na miejsce wypadku, a znalazłszy się tam, postępować
według własnego przekonania.
Filip nie tracił ani chwili. Gunn, do którego się zwrócił z żądaniem środka lokomocji,
odpowiedział mu, blady jak płótno z wrażenia:
Mam drezynę! Możecie ją wziąć. Do Bleak House jest czterdzieści mil, to znaczy trzy godziny
drogi. A najbliższy pociąg będzie dopiero za sześć godzin.
Filip skreślił parę słów do MacGregora i wręczył je zawiadowcy. Podczas gdy ten telegrafował,
Filip zapalił papierosa i zapiął na sobie pas. Po czym wybiegli razem z izby i Steele skoczył na
drezynę, stojącą na zapasowym torze.
Telegrafujcie do Billingera, że przybywam! huknął przez ramię, podczas gdy Gunn silnym
pchnięciem ruszał wehikuł z miejsca.
ROZDZIAA XVI
ZAOTE WAOSY
Gorące lipcowe słońce wzeszło właśnie nad spaloną prerią, gdy Filip dostrzegł przed sobą
niemalowaną, prymitywnie zbitą z bali szopę budynek stacyjny Bleak House. W parę minut
pózniej jakiś człowiek wybiegł na tor i patrzył ku nadjeżdżającemu, ocieniając dłonią oczy. Był to
Billinger. Rumiana zazwyczaj twarz krwistego Anglika bielała teraz jak papier. Koszulę miał w
strzępach, ramiona gołe, a olbrzymie blond wąsiska zrudziały i pokurczyły się pod działaniem ognia.
Tuż obok stacji niecierpliwiły się dwa osiodłane wierzchowce, przywiązane do palika. O milę dalej
zasłaniał niebo siny welon dymu.
Drezyna stanęła. Filip zeskoczył raznie i wyciągnął pokrytą bąblami dłoń.
Jestem Filip Steele z Królewskiej Konnej.
Billinger, zawiadowca stacji.
Uścisnęli sobie ręce. Filip spostrzegł, że palce Billingera krwawią. Anglik mówił szybko,
najwidoczniej nie chcąc tracić ani chwili.
Dostałem pański telegram oraz polecenie z Głównej Komendy, żebym był na pańskie usługi.
Moja żona siedzi przy aparacie i załatwia depesze. Znalazłem trop zbójów i mam dwa konie. Lecz
nikt nie zechce ruszyć z panem w pogoń. Wszyscy są zajęci ratunkiem. To... to straszne, co się tam
dzieje. Do niedawna jeszcze o milę było słychać krzyki i jęki. Mówię o rannych, rozumie pan? Nikt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]