[ Pobierz całość w formacie PDF ]
k lory eh krążyły ćmy. Noc była ciepła, maj oddychał
mnóstwem woni. Z ogrodów odzywały się słowiki.
Nie wiedząc, jak i kiedy, znalazła się pod blokiem, w
którym mieszkał ze swą nową żoną ojciec.
Gdzieś trzeba się jednak przespać, pomyślała zrozu-
miawszy, dokąd zaprowadziły ją nogi.
Ojciec był już w piżamie, jak zauważyła, gdy uchyliły
się drzwi i padł snop światła z przedpokoju. Na pasiastej
piżamie miał pikowaną bonżurkę. Na nogach zaś - mięk-
102
S
R
kie kapcie bez pięt. W jego twarzy znać było zaskocze-
nie.
- Czy mogłabym u ciebie przenocować? - zapytała.
Nie poznała własnego głosu, taki jej się wydał stłu-
miony, odległy. I zaraz minęła ojca, wlokąc za sobą tor-
bę na kółkach. Zatrzymała się dopiero w dużym, prosto-
kątnym living roomie.
W pomieszczeniu tym było coś z ducha dawnego Ber-
rington House - zapewne wskutek nagromadzenia tu
wielu mebli i bibelotów stamtąd pochodzących.
Oczywiście bywała tu już wcześniej, ale nigdy ze śla-
dami łez na policzkach, sama, w nocy, niezapowiedzia-
na, w balowym stroju i z bagażem turystycznym.
- Naturalnie, moje dziecko, nocuj, jeśli masz ochotę
- dreptał za nią ojciec. - Ale co się stało, co się stało?
- dopytywał się.
Obróciła się ku niemu. Pozwoliła, by torebka ześlizg-
nęła jej się z ramienia i spadła na podłogę.
- Opuściłam Jamesa - powiedziała.
Mówiąc to głośno poczuła, że pozwala koszmarowi
tego wieczoru urealnić się, zaistnieć wobec świata. Dała
mu teraz ostrość i jasność, które były dla niej prawie nie
do zniesienia. Uniosła rękę do oczu.
- Nie udało nam się z Jimmiem. Nie mogło się udać -
szepnęła.
No właśnie, jak miało się udać, gdy on nigdy nie prze-
stał kochać Fiony?
Edward Trent odchrząknął.
103
S
R
- Mattie, a może byś usiadła? Po co tak cierpieć na
stojąco? - Znów odchrząknął. - Zrobię ci kawy, chcesz?
A może napijesz się czegoś mocniejszego?
Zignorowała te wszystkie propozycje, jakby nie były
adresowane do niej. Wodziła dookoła zranionym spoj-
rzeniem.
- A gdzie Emily? - zapytała. Lubiła swoją nową ma-
cochę. Od zawsze lubiła panią Flax, która zastępowała
jej przez lata matkę.
- Położyła się wcześniej. - Ojciec obejrzał się na
drzwi sypialni. - Zamierzaliśmy się wybrać jutro do Yor-
ku. Wiesz, pobyć tam parę dni, pozwiedzać trochę. Ale
to może poczekać, nie jest to takie ważne... Ważne jest
to, co się dzieje z tobą!
- O, nie. - Nagle z całą determinacją, na jaką ją było
stać, postanowiła wziąć się w garść. Jakie miała prawo
zakłócać życie ojca i jego żony, wnosić do ich domu
swoje rozterki i cierpienia? Sama musi sobie dać radę ze
swymi kłopotami.
- Przenocuję tylko - powiedziała. - Nic więcej.
-Schyliła się i podniosła torebkę. - A jutro poszukam so-
bie jakiegoś lokum... Nie musicie z mojego powodu
zmieniać żadnych planów. Teraz zaś napiję się herbaty
dodała. - Tobie, tato, też zrobić? Nie czekając na odpo-
wiedz, ruszyła do kuchni. Ku swemu zdumieniu, poczuła
przypływ energii; żałowała, że nie jest już rano i że nie
może zaraz zacząć nowego życia, całkowicie własnego,
104
S
R
niezależnego od męża, od ojca, od nikogo.
Napełniła wodą czajnik elektryczny i nacisnęła kla-
wisz. Sięgnęła po blaszane pudełko z Earl Greyem".
Wypłukała porcelanowy imbryczek do zaparzania.
- Słuchaj, Matts - odezwał się od progu Edward
Trent. - Nie musisz mówić, jeśli nie chcesz, co zaszło
między tobą i Jamesem. - Odczekał chwilę. - Ale za-
dałbym ci jednak pewne pytanie. Być może niemądre.
Czy on cię jakoś skrzywdził? Był nieuprzejmy?
- Nie, nie był - pokręciła głową. Jej ojciec miał na
myśli zapewne krzywdę w sensie fizycznym... Rzeczy-
wiście: pytanie nie było mądre. Oboje wiedzieli przecież,
iż James nie był typem gwałtownika - wyjąwszy gwał-
towne uczucie do Fiony, jakie prawdopodobnie żywił!
A czy był nieuprzejmy? Być może jest to nieuprzejme,
gdy się kogoś nie kocha... Mattie uśmiechnęła się gorzko
do siebie. Jej nie kochał - bo kocha inną. Co robić.
- Nie szło nam jakoś ze sobą, tato, już ci powiedzia-
łam. - Podniosła oczy. - I nie przejmuj się mną za bar-
dzo... Nie chciałabym też, żebyś z mego powodu popsuł
swoje dobre stosunki z Jamesem.
Woda zagotowała się. Mattie sypnęła szczyptę Earl
Greya" do imbryczka. Zalała herbatę wrzątkiem. Otwarła
kredens, wyjęła dwie filiżanki. Sięgnęła do lodówki po
mleko. Wszystkie te ruchy wykonywała prawie automa-
tycznie.
105
S
R
Napełniła filiżanki i postawiła je na stole. Oboje z oj-
cem zasiedli. Było cicho. Dało się słyszeć tykanie stare-
go zegara z kukułką.
Edward Trent upił mały łyk.
- No ale gdzież ty się teraz podziejesz, moje dziecko?
Co z sobą poczniesz?
- Na początek zwrócę się do mojej agencji autorskiej
- zaczęła improwizować Mattie. - Znów będę brała od
nich jakieś prace... Zresztą, na razie nie brakuje mi pie-
niędzy.
- No a mieszkanie?
- Przecież w Timesie" są setki ofert. Wystarczy je-
den telefon. Czy dwa.
- I naprawdę dasz sobie radę sama?
Wzruszyła ramionami. Musi sobie dać. Musi kiedyś
zacząć być naprawdę dorosła.
- Wiesz... - Edward spojrzał na zegar. - Co do Ja-
mesa, to chyba ja pierwszy ostrzegałem cię przed nim.
Dziwne on miewa gusty. Najpierw ta Fiona, jak jej tam,
której się uczepił... Potem nieprzemyślany wypad do Hi-
szpanii... Ale kiedy wróciliście z Barbados - starszy pan
[ Pobierz całość w formacie PDF ]