[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wrogom, trzymając drzewce w jednej ręce, a nagi miecz w drugiej, głęboko wbił
ostrogi w jego boki.
ð Naprzód, Smok! krzyknÄ…Å‚. Cyrena! Cyrena!
ðRuszyÅ‚ galopem na wojska Kiriath. Za nim jechali Lycon i druid, a dalej resztki
armii. Hira sprowadzał ze skał swych łuczników, kusznicy skakali w dół jak kozice,
chwytali miecze i włócznie, i pieszo biegli za swym królem.
ð Cyrena!
ðBÄ™bny i czynele warknęły na nowo. Poprzez wrzawÄ™ sÅ‚ychać byÅ‚o kobzy
wygrywajÄ…ce swÄ… niesamowitÄ… melodiÄ™.
ð Aamacz HeÅ‚mów! Bij! Zabij!
ðRozpÄ™taÅ‚o siÄ™ piekÅ‚o, szaÅ‚ wrzasków, bezlitosny bój, przez który pÄ™dziÅ‚ Elak
mający po bokach Dalana i Lycona. Pędził wprost ku Sepherowi. Dalej, wciąż dalej,
ponad kwiczącymi końmi i konającymi ludzmi, poprzez wir błyszczącej, złaknionej
stali, poprzez cięcia, ciosy i pchnięcia.
ðAż dostrzegÅ‚ przed sobÄ… twarz Sephera.
ð130
ðSmagÅ‚e oblicze wÅ‚adcy Kiriath wyrażaÅ‚o obojÄ™tność, coÅ› nieludzkiego odbijaÅ‚o siÄ™
w jego zimnych oczach. Lodowaty dreszcz wstrząsnął Elakiem. Zawahał się przez
moment, a wielki miecz Sephera wzniósł się, by zadać straszliwy cios.
ðElak nie próbowaÅ‚ uniku. WystawiÅ‚ swoje ostrze i stajÄ…c w strzemionach pchnÄ…Å‚ z
całej mocy.
ðZaczarowana klinga utkwiÅ‚a w krtani Sephera. JednoczeÅ›nie Elak poczuÅ‚, jak plecy
drętwieją mu od uderzenia miecza, jak rwie się jego kolczuga. Ostrze wbiło się
głęboko w grzbiet wierzchowca.
ðOczy Sephera zgasÅ‚y. Przez jedno uderzenie serca pozostaÅ‚ wyprostowany w
siodle, a potem jego twarz zmieniła się, pociemniała od błyskawicznego rozkładu,
czerniała i gniła przed oczyma Elaka. Zmierć, tak długo powstrzymywana, skoczyła
teraz jak drapieżna bestia.
ðOdrażajÄ…cy, ohydny trup pochyliÅ‚ siÄ™ i runÄ…Å‚ z siodÅ‚a, by lec nieruchomo na
przesiąkniętej krwią ziemi. Czarna posoka sączyła się spomiędzy szczelin pancerza,
twarz wpatrzona martwo w niebo budziła grozę.
ðWtedy, bez ostrzeżenia, ciemność i absolutna cisza opadÅ‚a na Elaka i otuliÅ‚a go
szczelnym całunem.
ð10. Czarna wizja
ðA diabÅ‚a, który ich zwodzi, wrzucono do jeziora ognia i siarki, tam
gdzie są Bestia i Fałszywy Prorok. I będą cierpieć katusze we dnie i w
nocy na wieki wieków.
ðApokalipsa, 20:10
ðZnowu poczuÅ‚ zawrót gÅ‚owy, zwiastujÄ…cy zbliżanie siÄ™ Kar-kory. Wysokie,
przenikliwe wycie drażniło mu uszy, miał wrażenie szybkiego ruchu. Pojawił się
obraz.
ðNa nowo ujrzaÅ‚ wysokÄ… turniÄ™, wznoszÄ…cÄ… siÄ™ ponad góry. Czarna wieża staÅ‚a na jej
wierzchołku. Coś ciągnęło go
ð131
ðw przód, żelazne wrota otworzyÅ‚y siÄ™ u podnóża skaÅ‚y i zatrzasnęły, gdy tylko je
minÄ…Å‚.
ðDrażniÄ…cy dzwiÄ™k umilkÅ‚. Ciemność panowaÅ‚a absolutna, lecz w mroku wyczuwaÅ‚
Obecność, świadomą przybycia Elaka.
ðPojawiÅ‚a siÄ™ Blada Istota.
ðElak poczuÅ‚ nagÅ‚Ä… dezorientacjÄ™, nie potrafiÅ‚ siÄ™ skupić. MyÅ›li rozbiegaÅ‚y siÄ™,
odlatywały w mroczną pustkę. Na ich miejsce wpełzło coś i rozrastało się,
postępowała myślowa inwazja. Moc Karkory płynęła przez umysł Elaka, spychając
ludzką świadomość i duszę na zewnętrz, w pustkę. Przygniatało go senne poczucie
nierealności.
ðBez słów wezwaÅ‚ Dalana.
ðW dali zapaliÅ‚ siÄ™ niewyrazny, zÅ‚oty ognik. Elak dosÅ‚yszaÅ‚ glos druida, szepczÄ…cego
cicho z otchłani:
ð Miderze... pomóż mu, Miderze...
ðOgieÅ„ Midera zgasÅ‚. Elak znów odczuÅ‚ szybki ruch. UniósÅ‚ siÄ™...
ðCiemność rozproszyÅ‚a siÄ™. ByÅ‚ skÄ…pany w szarym Å›wietle. ZdawaÅ‚o siÄ™, że trafiÅ‚ do
wieży na wierzchołku turni do cytadeli Karkory. Lecz to miejsce nie mogło
znajdować się na tej ziemi!
ðPÅ‚aszczyzny i kÄ…ty pomieszczenia, w którym znalazÅ‚ siÄ™ Elak, byÅ‚y niesamowicie
poskręcane i wypaczone. Prawa materii i geometrii najwyrazniej oszalały. Pnące się
krzywe sunęły obscenicznie w dziwacznych ruchach, nie było perspektywy. Szare
światło żyło, pełzało i migotało. A biały cień Karkory płonął zimno strasznym
blaskiem.
ðElak wspomniaÅ‚ sÅ‚owa Mayany, morskiej czarodziejki, gdy mówiÅ‚a o swym
potwornym synu: Karkor przebywa w innych światach, poza mrocznymi morzami,
poza czarnÄ… pustkÄ… z dala od ziemi.
ðZ wiru chaosu wypÅ‚ynęła twarz, nieludzka, szalona i straszna. Twarz czÅ‚owieka,
lecz w nieokreślony sposób zezwierzęcona i zwyrodniała, z rzadką siwą brodą i
płonącymi oczyma. I znów Elak wspomniał, jak Mayana mówiła o Ery-
ð132
ðkionie, magu, który stworzyÅ‚ BladÄ… IstotÄ™: Może nadal żyje w swej cytadeli, razem z
Karkorą. Od lat go nie widziałam.
ðJeÅ›li byÅ‚ to Erykion, to czarnoksiężnik padÅ‚ ofiarÄ… wÅ‚asnego dzieÅ‚a. ByÅ‚ szalony,
piana kapała mu z ust na rzadką brodę. Coś wyssało jego umysł i duszę.
ðMag znikÅ‚, wciÄ…gnÄ…Å‚ go z powrotem straszliwy, pozbawiony praw geometryczny
chaos. Elak poczuł ból oczu, gdy tak patrzył, niezdolny do najmniejszego ruchu.
Przed nim jaśniał cień Bladej Istoty.
ðPÅ‚aszczyzny i kÄ…ty przemieniaÅ‚y siÄ™, otwierajÄ…c przed Ela-kiem przepaÅ›cie i
otchłanie. Spoglądał przez niezwykłe bramy, widział inne światy. Skurczył się z
przerażenia, gdy zajrzał w głębię Dziewięciu Piekieł. Straszliwe życie poruszyło się
przed jego oczami, z czarnych otchłani wynurzały się stwory o nieludzkich
kształtach. Trupi zaduch tamował mu oddech.
ðCoraz silniejszy byÅ‚ myÅ›lowy atak, Elak czuÅ‚, jak jego umysÅ‚ cofa siÄ™ pod
strasznym naporem obcej siły. Karkora patrzył, nieruchomy i śmiertelnie grozny...
ð Miderze modliÅ‚ siÄ™ Elak. Miderze, pomóż mi!
ðSzalejÄ…ce pÅ‚aszczyzny poruszyÅ‚y siÄ™ szybciej w dzikich sa-rabandach zÅ‚a. Sunęły
mroczne wizje, otwierając prze Elakiem szersze perspektywy. Widział
niewyobrażalne, bluzniercze stwory, mieszkańców zewnętrznych otchłani, grozę nie-
pojętą dla ziemskiego życia...
ðBiaÅ‚y cieÅ„ Karkory powiÄ™kszyÅ‚ siÄ™, peÅ‚zajÄ…cy blask migotaÅ‚ odrażajÄ…co. Elak czuÅ‚,
że jego zmysły drętwieją, a ciało zmienia się w lód. Nic nie istniało prócz
gigantycznej teraz sylwetki Karkory, Blada Istota sięgała zimnymi palcami do jego
mózgu.
ðAtak nabieraÅ‚ siÅ‚y jak fala przypÅ‚ywu. ZnikÄ…d nie nadchodziÅ‚a pomoc. ByÅ‚o tylko
zło, szaleństwo i czarna, ohydna groza.
ðAż nagle Elak usÅ‚yszaÅ‚ gÅ‚os szum falujÄ…cych wód. WiedziaÅ‚, że to Mayana
przemawia do niego za pomocą swych czarów.
ð133
ð W godzinie potrzeby przynoszÄ™ ci talizman przeciwko Karkorze.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]