[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jeśli kiedykolwiek wpadnie mi
w oko wampir,
ZwabiÄ™ go do samochodu
wskoczÄ™ za kierownicÄ™
I wjadÄ™ tym samochodem
do jeziora,
A potem narzucÄ™ na niego
stertÄ™ kamieni.
Urwałam piosenkę w pół słowa, uzmysłowiwszy sobie, że
mój tata miałby zapewne kłopoty z Edwartem. No cóż. Powiem
ojcu, że Edwart jest wampirem wegetariańskim, to znaczy żywi
się wyłącznie keczupem.
Nazajutrz rano byłam już w drodze na zajęcia pierwszej
klasy, gdy ktoś niespodziewanie złapał mnie z tyłu pod ramię i
przypomniał mi o wicedyrektorze z Phoenix, który w podobny
sposób brutalnie ściągnął mnie ze sceny podczas konkursu
talentów. Do dziś nie potrafiłam rozsądzić, czemu moje
wystąpienie zostało przerwane. Niemniej przylgnęło do mnie
określenie BelGo oznaczające niesamowitego rapera i break -
dancera.
Odwróciłam się z wyczuciem, ale tutaj nie był to
wicedyrektor Decherd, tylko Edwart.
- Och, czyżbyś chciał mi coś powiedzieć? - zapytałam z
fałszywą skromnością.
- Tak, jasne. A kiedy to nie mówiłem do ciebie?
Przypomniałam sobie, że poprzedniego wieczoru raz za
razem wydzwaniałam do niego, podając się za obwoznego
46
sprzedawcę ostrzałek do kłów. Za każdym razem natychmiast
odkładał słuchawkę. Zdecydowałam się nie wspominać o tym ani
słowem.
- Wydobrzałaś wczoraj po tym, jak odprowadziłem cię do
gabinetu pielęgniarki? - zapytał.
- Tak. A ty? - odrzekłam, zakładając, że wampiry także są
zdolne do nieznośnych cierpień duchowych.
- Chyba też.
- To świetnie. Do zobaczenia! - Odwróciłam się szybko,
żeby miał jeszcze okazję podziwiania mnie od tyłu.
A miałam, specjalnie dla niego, we włosach spinki z
wizerunkami czaszek (mam mnóstwo biżuterii nawiązującej do
Halloween. Wszystko zaczęło się od zarazy, która tego lata
spadła na moje akwarium. I jeszcze przed jesienią
zainteresowałam się wycinanymi ze sklejki rybimi szkieletami do
samodzielnego montażu).
Wchodząc na lekcję angielskiego, ćwiczyłam jeszcze moje
filmowe gesty dłoni.
- To miło, że do nas dołączyłaś, Belle - powitał mnie pan
Schwartz.
- Owszem - mruknęłam, uświadamiając sobie, że mogłabym
w tej chwili być gdziekolwiek indziej, choćby nawet w grobowcu
z Edwartem. - To faktycznie miłe z mojej strony.
Obróciłam swoją ławkę przodem do okna, żebym była wśród
pierwszych, którzy ogłoszą zbliżanie się planetoidy. Szczerze
mówiąc, moim zdaniem tradycyjne ustawienie wszystkich ławek
przodem do tablicy stwarza realne zagrożenie. Bo niby kto ma
pilnować pozostałych trzech flank? Nauczyciel? Chyba nie,
skoro stale jest zajęty pouczaniem mnie, żebym odłożyła lornetkę
i przestała go uciszać, ilekroć zaczyna coś mówić.
Popatrzyłam przez okno na piękny, przepiękny deszcz. Na
parkingu stała jakaś postać z ramionami wyciągniętymi w górę,
ku niebu. Edwart. W jednym ręku trzymał kostkę mydła, którą
uniósł teraz do twarzy, zaczął się energicznie namydlać. Po
47
chwili cisnął mydło w kałużę i uniósł twarz do zaciągniętego
cumulonimbusami nieba, żeby obmyć ją w strugach deszczu.
Jednocześnie zaintonował starą pieśń przeznaczoną wyłącznie
dla jego uszu. WyciÄ…gnÄ…Å‚ z plecaka laptop zapakowany w torbÄ™
foliowÄ…. Z kieszonki na piersi wyjÄ…Å‚ niewielkie etui, po czym
wypakował z niego i zaczął rozstawiać średniej wielkości
składaną antenę satelitarną z napisem na misce: Datastorm .
Wdrapał się na dach samochodu, opuszczając plastikową osłonę
twarzy, po czym przystąpił do rozstawiania anteny satelitarnej.
Serce we mnie zamarło. Czyżby zamierzał wyruszyć w
pościg za burzą? Przy takiej pogodzie? Kiedy tylko ustała
poranna mżawka i zaświeciło słońce, odjechał swoim autem w
nieznane. Należał do ryzykantów, tyle że teraz był moim
ryzykantem.
Przesunęłam lornetkę z okna na plakat Forbesa
przedstawiający dziesięć najważniejszych obrazów olejnych
dotyczących Jane Eyre i od razu podchwyciłam mamrotanie
Angeliki. Cały dowcip siedzenia w jednej ławce z Angelica
polegał na tym, że była cichą dziewczyną, jedną z tych, które z
radością przyjmują stanowcze polecenia i zawsze się z tobą
zgadzają, ilekroć twój głos osiągnie określone spektrum
częstotliwości. Ale tego dnia najwyrazniej nie zamierzała
przestać biadolić na temat tego, kto i o co się troszczy. Od razu
wyłapałam w jej głosie charakterystyczne dołujące tony, które u
mnie pojawiały się wyłącznie w reakcji na szok. Pokiwałam ze
współczuciem głową, chcąc jej dać nauczkę.
I nagle uprzytomniłam sobie, że ona tylko robi zadymę.
- Przepraszam! - wycedziła po dłuższej chwili, uwolniwszy
się od natrętnej czkawki.
- Nic nie szkodzi - odparłam pobłażliwie, myśląc, że i tak
wolę Angelicę od Lucy, która nigdy za nic nie przeprasza.
Angelica była bez dwóch zdań lepszą przyjaciółką, chociaż
w najmniejszym stopniu nie nadawała się na najlepszą
przyjaciółkę. Prawdziwie najlepsza przyjaciółka byłaby
48
zadowolona, mogąc zademonstrować taki atak przede mną, i
powstrzymałaby się od śmiechu, gdybym jednak odważyła się ją
małpować cierpko i epileptycznie.
Tymczasem Angelica niespodziewanie uniosła oczy do
nieba.
- WIDZ SAL W ROZDZIALE DZIESITYM -
wycedziła chrapliwym głosem z przyszłości. - SAL PEAN
WAMPIRÓW. W ROGU STOI METALOWE SKAADANE
KRZESEAKO Z CZERWONYM SIEDZENIEM... NA
KOCCACH TRZECH NÓG MA CZARNE GUMOWE
NAKAADKI ZABEZPIECZAJCE PRZED ZGRZYTANIEM
[ Pobierz całość w formacie PDF ]