[ Pobierz całość w formacie PDF ]
iście bajkowych zalotach pobrali się, urodziła mu pięcioro
dzieci - dwóch synów i córki trojaczki, a potem go opuściła,
zabierając trzy małe księ\niczki, by je wychować na Amery-
kanki. Informacja o śmierci braci Liv miała tytuł Tragedia za
tragedią", a fragment poświęcony Elli i Haukowi: Księ\-
niczka i jej wiking".
Co więcej, niestrudzony Tattler" wygrzebał skądś kilka zdjęć
Finna w towarzystwie byłych sympatii. Podpisał je: Po-
przednie flamy księcia playboya". Liv nie mogła nie zauwa-
\yć, \e wszystkie te kobiety były piękne, znacznie
atrakcyjniejsze od niej. Znajdowała się wśród nich znana
duńska aktorka. Wszystkie promieniały, jakby znalazły
prawdziwą miłość.
- Urocze - skomentowała Liv ponuro.
- Co się dzieje? - Simon patrzył na nią z widocznym bólem. -
Wychodzisz za tego faceta?
- Nie. -Ale...
- Simon.
- Tak? - Wpatrywał się w nią z napięciem, czekając na
wyjaśnienia.
Na dobrą sprawę miała mu do powiedzenia tylko jedno.
- Przykro mi, Simon. Zachowałam się okropnie. Wszystko w
moim \yciu... nagle się zmieniło. Zaprosiłam cię tu, \eby ci
powiedzieć, i\ nie będziemy się więcej spotykać.
- Chcesz powiedzieć, \e zakochałaś się w tym człowieku?
- Nie. - Powiedziała to za szybko, jakby chciała siebie samą
przekonać. Oczywiście, \e nie była zakochana w Finnie.
Wprawdzie... no tak, w jego obecności traciła głowę. To było
zauroczenie i musiała ze wstydem przyznać się do... jak to
nazwać... swojej słabości?
Simon siedział przed nią i czekał, a\ wytłumaczy mu
wszystko do końca. Spróbowała jeszcze raz.
- Chodzi o to... och, Simon. Ty i ja nigdy tak naprawdę nie
byliśmy związani. Po prostu dobrze się rozumieliśmy. W
ciągu ostatnich dni uświadomiłam sobie, \e nie mogę tego
dłu\ej ciągnąć.
Simon był zdruzgotany.
Przysięgał jej, \e cokolwiek zrobiła, nie ma to dla niego
znaczenia. Przecie\ byli sobie tacy bliscy. Tak wiele ich
łączyło. Oboje chcieli zmieniać na lepsze świat. Nie wierzył,
\e Liv mo\e naprawdę poślubić tego księcia playboya. Czy
nie mogłaby jeszcze raz wszystkiego przemyśleć? Nie chciał
jej stracić...
Liv powtarzała raz po raz:
- Och, Simon. Przykro mi, ale nie mogę się ju\ z tobą
spotykać.
W końcu się po\egnał, ogłupiały i nieszczęśliwy. Liv czuła się
tak, jakby przez ostatnie czterdzieści minut znęcała się nad
bezbronnym zwierzątkiem.
Następnego dnia poczucie winy oraz dziwna mieszanina lęku i
oczekiwania na myśl o wieczornym spotkaniu z Finnem nie
pozwalały jej się skupić ani na pracy przy komputerze, ani na
studiowaniu ksią\ek prawniczych z niekończącymi się
kolumnami drobnego druku. Sam prokurator stanowy pod-
szedł do jej biurka i zadał jej pytanie. Liv podskoczyła i spyta-
ła: Co?" jak ostatnia idiotka, która nie ma pojęcia, jak nale\y
się zachować.
Jej \ycie legło w gruzach. Zawiodła Simona. Było mo\liwe,
choć nie pewne, \e nosi dziecko mę\czyzny, który kochał się
z setkami pięknych, chętnych kobiet o imponujących
piersiach. Jej matka, ojciec i siostra byli przekonani, \e będzie
miała dziecko. Do tego rodzice uwa\ali, \e powinna wyjść za
Finna.
Ilekroć przestawała myśleć o swojej beznadziejnej sytuacji,
nachodziły ją fantazje, w których robiła z Finnem właśnie to,
co sprawiło, \e się w tej sytuacji znalazła.
Co najdziwniejsze, wspomnienia nocy świętojańskiej rozmyte,
jak sądziła, w nadmiarze piwa, wracały do niej coraz
wyrazniejsze. Pamiętała, jak le\eli nadzy na polanie, oboje na
boku, ona z nogą przerzuconą przez jego biodro. Był w niej,
ale się nie poruszali.
No tak, poza rękami i ustami. Le\eli złączeni ze sobą i ca-
łowali się, całowali, całowali... Przeczesywała palcami jego
jedwabiste włosy, a on gładził ją delikatnie. Jego dłoń wę-
drowała po jej ramieniu, wcięciu talii, po łagodnej krągłości
biodra, wzdłu\ uda...
- yle się czujesz? - spytała jedna z urzędniczek.
Liv wyprostowała się gwałtownie i szybko zapewniła:
- Ale\ nie. Czuję się świetnie. Doskonale. Naprawdę.
- Tak tylko pomyślałam, bo wyglądasz dziwnie. Gapisz się w
przestrzeń z otwartymi ustami.
W toalecie przy umywalce dwie sekretarki, szepczące coś do
siebie wesoło, na widok Liv natychmiast zamilkły. A w
pokoju wypoczynkowym znalazła egzemplarz The World
Tattler".
To było nie do wytrzymania. Miała wra\enie, \e ten dzień się
nie skończy. Jeszcze nigdy w \yciu tak się nie cieszyła z
nadejścia piątej po południu.
Dzwonek zabrzmiał punktualnie o siódmej. Liv zeszła po
schodach i otworzyła drzwi.
Finn, ubrany w szarą jedwabną koszulę z krótkim rękawem i
czarne spodnie, sprawiał wra\enie gotowego na wszystko. Do
licha, czy mę\czyzna miał prawo wyglądać a\ tak seksownie?
- No, no - rzuciła kwaśno - czy to nie ksią\ę playboy we
własnej osobie?
Finn syknął przez zęby.
- Nawet mi nie mów. Czytałaś Tattlera".
- Miałam bardzo zły dzień - oznajmiła. Cofnęła się, \eby go
wpuścić. Finn po omacku sięgnął do klamki i zamknął za sobą
drzwi. - Mo\e wejdziesz do środka - zaprosiła niezbyt
zachęcającym tonem.
- Dzięki. - Rozejrzał się po staroświeckim holu z tapetą w ró\e
wielkości kapusty i mahoniową boazerią. - Urocze gniazdko. -
Następnie dodał, patrząc na Liv: - Dostaniesz zmarszczek, jak
się będziesz tak krzywić.
- Moje \ycie nie chce się układać tak, jak zaplanowałam. -
Wiedziała, \e mówi jak rozkapryszone dziecko, ale było jej
wszystko jedno.
Znowu to zrobił. Nim się spostrzegła, chwycił ją za rękę. Miał
silną dłoń, przyjemnie ciepłą w dotyku.
- Podałam ci rękę? - Popatrzyła na niego z przyganą.
- Sam wziąłem. - Uniósł kąciki ust w leniwym uśmieszku.
Wiedziała, \e powinna oswobodzić dłoń albo za\ądać, by
ją puścił. Ale co by to dało?
- Potrzebujesz drinka - zawyrokował.
- Nie zamierzam więcej pić, a poza tym jeśli jestem w cią\y,
to mogłoby zaszkodzić dziecku.
- Chyba masz rację. Ale masz whisky?
- Jasne. Na kredensie w jadalni.
- Mogę sobie nalać?
- No pewnie.
- Gdzie jest jadalnia?
- Puść moją rękę, to ci poka\ę.
- Nie ma mowy. Zaprowadz mnie.
Poprowadziła go przez salon do jadalni i wskazała krysz-
tałową karafkę do połowy wypełnioną bursztynowym płynem.
Wolną ręką nalał sobie whisky do niskiej szklaneczki na
wysokość dwóch palców.
- Jesteś zdumiewająco sprawny - stwierdziła, kiedy próbował
trunku.
- Owszem. Rzeczywiście zawsze miałem... zręczne ręce. -
Wyciągnął szklankę w jej stronę w geście toastu. Za moją
ulubioną księ\niczkę. - Wypił łyk, a potem uniósł jej dłoń do
ust i ucałował, wzbudzając w niej, jak zwykle, gorący dreszcz.
- Usiądzmy na chwilę. - Pociągnął ją na kanapę w salonie. - A
teraz opowiedz mi wszystko - zarządził, rozsiadając się
wygodnie i puszczając wreszcie jej rękę.
- Wszystko?
- O swoim bardzo złym dniu. Co się stało, \e tak się krzywisz
i pomrukujesz?
- Wolałbyś nie wiedzieć.
- Liv, kochanie, zaufaj mi. Jeśli nie chcę wiedzieć, to nie
pytam.
- Plotkują o mnie przy umywalce.
- Jak rozumiem, znajduje się ona w biurze prokuratora
stanowego, gdzie pracujesz?
- Dokładnie.
- Aha. Nigdy wcześniej nie byłaś obiektem plotek?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]