[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dziecko. Wystarczy popatrzeć, skóra i kości. Nie widziałem jeszcze dzieciaka, żeby z nim
było tyle kłopotów.
Słuchaliśmy z Antonem w milczeniu. Przerażał mnie fakt, że Sheila siedzi z nami. Nic
dziwnego, że miała o sobie tak niskie mniemanie, skoro ojciec pewnie ciągle powtarzał jej
takie rzeczy.
Opowiadał o bardzo intymnych sprawach w naszej obecności. Miałam wrażenie, że
oglądam scenę z kiepskiej powieści. Anton próbował zaprzeczyć słowom ojca, co jeszcze
bardziej go rozgniewało. Pozwoliliśmy mu więc mówić w obawie, by jego gniew nie skupił
się potem na Sheili.
- Jimmie to co innego. To był mój chłopak. Nie widzieliście lepszego niż mój mały
Jimmie. A ta suka mi go zabrała. Tak, zabrała mi go sprzed nosa. I co zrobiła? Zostawiła mi
tego bękarta. - Westchnął. - Mówiłem jej, że pożałuje, jeśli przyjdzie tu jeszcze ktoś ze
szkoły.
- Nie przyszłam się skarżyć - zapewniłam go szybko. - Sheila radzi sobie bardzo
dobrze w naszej klasie. Prychnął pogardliwie.
- Pewnie. Powinna wiedzieć, jak sobie radzić w klasie pełnej wariatów. Jezu Chryste,
kobieto, można zwariować z tym dzieciakiem.
Nie chciał zmienić tonu. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię, żeby tylko uratować
Sheilę przed takim upokorzeniem; ludzie, którzy troszczyli się o nią, musieli wysłuchiwać
tego, co mówił. Lecz nic takiego się nie zdarzyło i nie potrafiłam go powstrzymać. Próbo-
wałam powiedzieć mu, że Sheila jest bardzo uzdolnionym i inteligentnym dzieckiem, lecz on
powtarzał swoje. Jeśli tak, odpowiedział mi, tym gorzej, bo będzie mogła bardziej rozrabiać.
Ostatecznie nasza rozmowa zeszła na jego ukochanego Jimmiego. Po jego pulchnych
policzkach popłynęły duże łzy. Gdzie, ach, gdzie zabrała jego Jimmiego i dlaczego on musiał
zostać z tym bękartem, który, jak podejrzewał, nie jest jego dzieckiem.
Do pewnego stopnia współczułam mu. Myślę, że on naprawdę kochał syna i bardzo
cierpiał z powodu jego utraty. Na swój pogmatwany, niedojrzały sposób winił Sheilę za utratę
Jimmiego. Gdyby ona nie była taka okropna, może jego kobieta by została. Nie wiedział, co
począć z Sheila i samym sobą, więc wypijał kolejną puszkę piwa i użalał się przed dwojgiem
obcych nad swoim życiem pozbawionym jakiejkolwiek kontroli.
Chociaż wiedziałam, jak podłe życie wiodła Sheila, zdawałam sobie też sprawę, że nie
będzie łatwo wyrwać ją spod opieki ojca. Nasza społeczność składała się w dużej mierze z
ludzi przegranych.
Emigranci, byli więzniowie, pacjenci stanowego szpitala, wszyscy oni tworzyli miasto
w mieście tak wielkie, że miejscowa społeczność nie dawała sobie z nimi rady. Brakowało
pracowników opieki społecznej, rodzin zastępczych i funduszy, by zaradzić nieszczęściom i
naprawić szkody. Tylko najbardziej poniewierane dzieci opuszczały swoje domy. Mimo to
czułam, że muszę zapytać ojca Sheili, czy ze względu na swoją sytuację rozważał dobrowolne
oddanie córki do rodziny zastępczej.
I to był mój błąd. Azy zamieniły się w eksplozję wściekłości. Ojciec zerwał się na
nogi, wymachując przede mną rękoma. Kim ja jestem, żeby sugerować coś podobnego? On
nigdy nie przyjął od nikogo pomocy. Był na tyle mężczyzną, żeby samemu rozwiązywać
swoje problemy bez niczyjej pomocy. Potem zażądał, żebyśmy opuścili jego dom.
Wychodziliśmy przepełnieni gniewem i smutkiem, licząc na to, że nasza wizyta nie zaszkodzi
Sheili. %7łałowałam, że tam poszliśmy.
Pózniej pojechałam na drugi koniec obozu do Antona. On mieszkał w niewiele
większym domu. Miał trzy pokoje, które dzielił z żoną i dwoma małymi synami. Komuś
takiemu jak ja, kto pochodzi z klasy średniej, wydawało się to żałosne, ale dom był czysty i
zadbany. Bardzo skromne meble przykrywały ręcznie robione narzuty i wyszywane poduszki.
Duży krzyż zdobił ścianę w głównym pokoju. %7łona Antona przyjęła nas bardzo ciepło i
życzliwie, chociaż nie mówiła po angielsku, a ja nie znałam hiszpańskiego. Jego synowie,
weseli, rozszczebiotani malcy, wspinali mi się na kolana, wypytując o klasę, o której
opowiadał im tato. Wydawali mi się ogromnie elokwentni i ożywieni pomimo swojego
młodego wieku, pewnie dlatego, że przyzwyczaiłam się traktować swoje dzieci jako normal-
ne. W piątkę uraczyliśmy się trzema butelkami coli i miską kukurydzy. Anton zaczął mnie
wypytywać o możliwości powrotu do szkoły i kształcenia się w zawodzie nauczyciela. Nie
skończył nawet szkoły średniej, chociaż zapewnił mnie, że nie porzucił całkiem nauki. Po raz
pierwszy wyjawił przede mną swoje marzenia. Pomimo początkowej niechęci bardzo polubił
dzieci z naszej klasy i marzył, aby kiedyś poprowadzić własną. Wzruszyły mnie jego słowa,
chociaż obawiałam się, że były to tylko marzenia. Nie miałam pewności, czy zdawał sobie
sprawę z tego, ile czasu i pieniędzy musiałby zainwestowac w swoje wykształcenie. Kiedy
jednak zobaczyłam rozpromienioną twarz jego żony, gdy opowiadał o swoich planach, i
roztańczonych chłopców, którzy uradowali się na mys'l o tym, że ich tata zostanie kiedyś
nauczycielem, zamieszkają w prawdziwym domu i będą mieli swoje rowery, powstrzymałam
się przed wyrażeniem wątpliwości. Poza tym nie otrząsnęłam się jeszcze w pełni po prze-
życiach na drugim końcu obozu. Zastanawiałam się, co się dzieje po tamtej stronie torów.
10
Podczas dwóch godzin, które spędziłyśmy razem, zaczęłam czytać Sheili na głos.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]