ebook - do ÂściÂągnięcia - download - pdf - pobieranie

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie musiałem jej wynajmować tego mieszkania, Dill. Większość
właścicieli by tego nie zrobiła, ponieważ ona ma kłopoty ze swoim
biznesem. Divine Flowers należy do niej - dodał, kiedy Dillon nie
odpowiedział. - Rosalind Keller, poprzednia właścicielka, także
nieustannie zalegała z czynszem, ale Alexa nie chce w to brnąć. Od
śmierci Rosalind Lex stara się wygrzebać z dołka. Współczuję jej, ale
współczucie ma swoje granice.
Znowu powiedział  Lex".
- Widzę, że poznałeś ją osobiście.
- Nie raz była tutaj w swojej sprawie. Jakiś czas temu zaprosiłem ją na
kolację. - Ostatnie zdanie wypowiedział nieuważnie, jakby nie zwracał
uwagi, co mówi.
Dillon zacisnął dłoń w pięść.
- I co z tego wyszło?
- Dała mi kosza. - Po nieskorych do uśmiechu ustach Cory'ego tym
razem przemknął uśmiech. - Dość bezpardonowo. Zdaje się, że uważała,
że zachowałem się nieprofesjonalnie.
Brawo, Lex!
- A nie? - spytał Dillon, uspokajając się. Nie spotkali się. Bez sensu
byłoby się przejmować czymś, co się wydarzyło przed jego powrotem do
miasta.
- Myślałem tylko o przyjacielskim spotkaniu. A czemu w ogóle tak o
nią wypytujesz? - Pokręcił głową. - Wiem. Tata powiedział ci o Taste of
Froot.
- Co to jest Taste of Froot? - Dillon wyciągnął przed siebie długie
nogi. - I co to ma wspólnego z Alexą?
- Taste of Froot to ekskluzywna sieć sklepów z deserami. Ma dwa bary
w południowych dzielnicach Nowego Jorku i właścicielka chciałaby
otworzyć filię w Pensylwanii.
Oczywiście na jej krótkiej liście ewentualnych lokalizacji jest Haven.
- Oczywiście. - Kiedy w głowie Dillona połączyły się wszystkie
punkty, zaczęło mu pulsować w skroni. Wściekłość Alexy nagle nabrała
sensu. A on musiał wmówić coś swojemu bratu, zanim ten podejmie
działania, których nie będzie można cofnąć. - Zaczekaj moment. Chcesz
otworzyć ten bar z mrożonymi jogurtami w sklepie Alexy?
- To nie tylko mrożone jogurty. - Cory złożył dłonie tak, żeby palce
stykały się opuszkami. - Ale rzeczywiście, lokal obecnie zajmowany
przez Divine Flowers byłby idealny dla Taste of Froot. Mieści się w
samym środku głównej ulicy, niedaleko centrum handlowego. Nie
mówiąc już o tym, że Alexa łamie przepisy. Przykro mi to mówić, ale taka
jest prawda.
Czyli jak kopnąć leżącego. Wykurzyć Alexę, a w jej lokalu otworzyć
odlotowy bar z jogurtami. Oczywiście nie chodziło o to, że na bar nie było
innego miejsca. Wręcz przeciwnie, po drugiej stronie głównej ulicy mieli
pusty lokal, Dillon miał się do niego wziąść jesienią. I pewnie w tym
tkwił problem. Trzeba było tamto miejsce przygotować, a sklep Alexy był
do wzięcia od razu.
Ponieważ większość nieruchomości była na mocy umowy między
braćmi zapisana na Dillona, chętnie zgodził się na wyremontowanie ich.
Ostatecznie mógł też zająć się zarządzaniem nimi. Ale w międzyczasie
opiekę nad nimi sprawował Cory.
Co oznaczało, że jeśli Alexa zostanie eksmitowana, będzie stał za tym
Dillon, nie Cory. O ile wiedział, Cory podpisywał listy ponaglające
swoim nazwiskiem.
Jezus, skaranie boskie z tym jego bratem.
- Podrywasz ją? - spytał Dillon, zaciskając szczękę.
- Kogo?
A to ciekawe.
- Tę laskę od barów z jogurtami. Zaraz! - Przez twarz Dillona
przemknął chytry uśmieszek. - Znasz ją? Osobiście...?
Cory przeczesał nienagannie ułożone ciemne włosy. Ten tik nerwowy
zupełnie do niego nie pasował, ale rozwścieczone spojrzenie jak
najbardziej.
- Oczywiście, że ją znam, przecież mamy zamiar czerpać obopólne
korzyści ze wspólnego biznesu.
- Ale wiesz, osobiście-osobiście. - Dillon wyszczerzył zęby. Kobiety
to jedyny temat, na który mogli rozmawiać swobodnie, oczywiście
zakładając, że Cory będzie się trzymał z dala od Alexy. - Jest niezła?
- Jaki z ciebie debil.
- Czyli tak. Opowiedz mi o niej.
- Nie ma o czym mówić. Tak, jest atrakcyjna, zresztą jak zawsze.
Możemy wrócić do tematu?
- Jak zawsze, co? - Dillon wyprostował ręce nad głową. Lubił drażnić
się z Corym. - Co to za jedna?
Cory odsunął się od biurka, ale nie wstał. Włosy spadły mu na
zmrużone oczy.
- Melinda Townsend. Stalowa Mindy?
- Mindy, starsza siostra Vicky? Chyba sobie jaja robisz.
- Melinda - podkreślił Cory. - Nie używa już zdrobnienia  Mindy". To
businesswoman z sukcesami, mielibyśmy wielkie szczęście, mogąc
wynająć jej jeden z naszych lokali.
- Aleś się zdenerwował! Jak słodko! To dlatego urabiasz Vickster?
%7łeby wkraść się w łaski jej siostry? - Chociaż o ile Dillon się znał, to
byłaby stracona sprawa. Odkąd sięgał pamięcią, Vicky i Cory byli jak
zapalona zapałka i kałuża benzyny. Cory nigdy nie wyleczył się z
zauroczenia zjawiskową, nietykalną Met - Melindą - i to mu nie pomagało
w kontaktach z Vicky. Może chodziło o rywalizację między
rodzeństwem.
O czym przecież nie mógł mieć pojęcia...
- Nie urabiam Victorii. Jak miałbym to zrobić? Ona jest jak góra
lodowa.
Dillon wybuchnął śmiechem.
- Vick? Chyba żartujesz!
Twarz Cory'ego złagodniała. Trochę.
- Dla twojej informacji: to nie ja skontaktowałem się z Victorią. Sama
się do mnie zgłosiła. Kiedy tylko rozeszła się wieść, że w ramach
rozszerzania wpływów planujemy wydawać magazyn lifestyleowy,
praktycznie błagała mnie, żebym wysłuchał jej gadki. Ale jak na razie nie
robi nic innego poza sprzeciwianiem się moim pomysłom.
- Ona jest bardzo cenioną projektantką. Znaną w całych Stanach.
Cory zasznurował usta.
- To mój magazyn. Ona jest totalnie nieelastyczna. I potwornie
irytująca.
Dillon nachylił się do przodu i oparł ręce na biodrach. To było
mistrzowskie.
- Więc jak, zaprosiłeś ją już na randkę?
- Ze co?! - wykrztusił Cory.
- Melindę - sprecyzował Dillon, który nie rozumiał, dlaczego Cory nie
może złapać tchu. Potem dotarło do niego, że jego brat nie zauważył
zmiany tematu i wybuchnął śmiechem. - No nie mów, myślałeś, że pytam
o Vicky? W życiu! Zabiłaby cię pierwszego dnia!
- Może ja zabiłbym ją. - Cory odwrócił się do komputera. - Nie na
miejscu byłoby umawianie się z Melindą.
- Z Alexą chciałeś się umówić.
- Masz obsesję na punkcie Lex. - Cory popatrzył na niego wnikliwie. -
Masz obsesję na punkcie Lex?
- Alexy - poprawił go Dillon, ale pytanie zignorował. -Ale chciałbyś
umówić się z Mindy. Szaleńczo.
- Mam robotę. Może poszedłbyś powalić w coś młotkiem?
Dillon stłumił śmiech i wstał. Może jeszcze nie rozgryzł, jak
powstrzymać Cory'ego od eksmitowania Alexy ani jak poprawić jej
sytuację w kwestii czynszu, ale przynajmniej dowiedział się czegoś, co
będzie mógł wykorzystać przeciwko bratu. Wszystko po kolei.
Poza tym może wpadnie na jakiś pomysł, dzięki któremu będzie mógł
pomóc Alexie bez angażowania w to Cory'ego. I bez zdradzania jej zbyt
wielu szczegółów.
No cóż, pewnie jednak nie, ale to nie znaczyło, że nie warto próbować.
Poddać się, szczególnie teraz, kiedy poznał jej wroga - to nie wchodziło w
grę.
- Powodzenia ze Stało...
- Zjeżdżaj stąd - przerwał mu Cory z uśmiechem tuż przed tym, jak
Dillon zatrzasnął za sobą drzwi.
- Miłego dnia! - zawołała Alexa za klientką, która właśnie wychodziła,
jako kolejna dziś, nic nie kupując. Z trudem stłumiła westchnienie.
W sierpniu często panował zastój w interesie, chyba że miała
zamówienia związane z imprezami okołoślubnymi. Ale do tego z kolei
nie miała ludzi. Za dwa tygodnie obsługiwała przyjęcie z okazji [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bajkomoda.xlx.pl
  • Cytat

    Ad hunc locum - do tego miejsca.

    Meta