[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jak znów ją dopadło: Nie mogę zasnąć... nie mogę zasnąć... nie mogę zasnąć..."
I wtedy w drzwiach stanął jej anioł, miał na sobie ciemnoczerwone, mroczne ubranie,
twarzy nie było widać, ale jego oczy błyszczały, jak przez teatralną maskę,
intensywnym błękitem. Zauważyła, że drzwi były przesunięte trochę w lewo od tych
rzeczywistych. Wyciągnął ręce w jej stronę, położył dłonie na uszy i lekko
przycisnął.
Zaraz przekaże i dar jasnowidzenia" * domyśliła się Masza i zrozumiała, że trzeba
zdjąć szlafrok. Została w długiej koszuli nocnej.
Stał teraz z tyłu i przyciskał jej uszy i oczy, a środkowymi palcami przesuwał wzdłuż
czoła do nasady nosa. Delikatne kolorowe fale, tęcze o wielu odcieniach,
przypływały i odpływały. Czekał, kiedy mu przerwie.
* Starczy * powiedziała.
Palce zamarły. W paśmie bladożółtego, z nieprzyjemnym odcieniem zielonego
światła, ujrzała dwie postacie, mężczyznę i kobietę. Byli bardzo młodzi i szczupli.
Zbliżali się do niej, jakby patrzyła przez lornetkę, póki ich nie poznała * to byli jej
rodzice. Trzymali się za ręce i byli zajęci wyłącznie sobą, mama miała na sobie
znajomą sukienkę, niebieską w granatowe paski. Była młodsza od Maszy. Szkoda, że
jej nie zauważyli. Tak musi być" * zrozumiała Masza. Anioł znów zaczął głaskać ją
po czole i nacisnął na jakiś punkt.
Szkoła Butonowa, akupresura" * pomyślała Masza. Pasek żółtego światła zatrzymał
się i zobaczyła dom w Rastorgujewie, zamkniętą furtkę, siebie obok furtki. Samochód
za bramą, słabe światełko w oknie. Przeszła przez furtkę nie otwierając
jej, zbliżyła się do świecącego okienka, a raczej to ono zbliżyło się do niej, i lekko
unosząc się w powietrzu zanurkowała do środka.
Nie zauważyli jej, chociaż stała całkiem blisko. Mogłaby dotknąć długiej odchylonej
do tyłu szyi Niki. Nika uśmiechała się, a raczej się śmiała, ale dzwięk był jakby
odłączony. Masza przesunęła palcem po błyszczącej piersi Butonowa, ale on tego nie
poczuł. Jego warga zadrżała, rozciągnęła się i ukazały się przednie zęby, z których
jeden był trochę krzywy...
* Zawracaj * cicho powiedziała Nika do Butonowa, zobaczywszy za szybą szosę
Riazańską.
* Jesteś pewna? * zdziwił się, ale posłuchał i zawrócił.
Zatrzymali się na Usaczowce.
Usaczowka * ulica Usaczowa w Moskwie (przyp. tłum.)
Pocałowali się na pożegnanie i Butonow ani trochę się nie obraził * jak nie, to nie. W
takich sprawach nie ma przymusu. Był wczesny wieczór, prószył śnieg. Katia z Lizą
czekały na matkę. Bóg z nim, z Rastorgujewem" * pomyślała Nika i lekko wbiegła
na trzecie piętro...
Masza stała w zimnym przeciągu w przedpokoju między kuchnią i pokojem i nagle ją
uderzyło * jak błyskawica się rozbłysła * że stała już kiedyś tak samo w nocnej
koszuli w takim mrożącym przeciągu... Zaraz otworzą się za nią drzwi i zobaczy to
coś potwornego za drzwiami... Przesunęła palcami w poprzek czoła do nasady nosa,
potarła czoło: zaczekaj, zatrzymaj się...
Ale koszmar za drzwiami narastał, zmusiła się
i obejrzała się za siebie * złudne drzwi poruszyły się...
Wbiegła do pokoju, popchnęła drzwi na bałkon * otworzyły się bezgłośnie na oścież.
Z ulicy powiało chłodem, ale był to chłód przyjemny i świeży, a tamten, lodowaty,
duszny, został z tyłu.
Wyszła na balkon * śnieg był miękki i brzmiał na tysiąc różnych głosów, jakby każdy
płatek śniegu miał swój dzwięk * tę chwilę też pamiętała. To już kiedyś było.
Obejrzała się za siebie * za drzwiami pokoju czaiło się coś potwornego i było coraz
bliżej.
* Ach, wiem, wiem... * Masza stanęła na kartonowym pudle po telewizorze, potem
na długiej skrzyni na kwiaty i zrobiła wewnętrzny ruch, który miał ją unieść w górę...
Jej mąż Alik spał zwinięty w kłębek, w pokoju obok spał w takiej samej pozycji jej
syn. Był początek przesilenia wiosennego, radosne niebiańskie święto.
Rozdział szesnasty
Medea otrzymała telegram dzień pózniej. Przyniosła go rano listonoszka Klaudia.
Telegramy przychodziły z trzech powodów: urodzin Medei, przyjazdu krewnych i
śmierci któregoś z nich.
Medea weszła z telegramem do swego pokoju i usiadła w fotelu, który był teraz
ustawiony naprzeciw ikon * nie miała już sił modlić się na stojąco.
Siedziała tam dość długo, poruszając wargami, potem podniosła się, wymyła
filiżankę i zaczęła się pakować. Po jesiennej chorobie coś ją uwierało w lewym
kolanie, ale przyzwyczaiła się już do tego i poruszała się trochę wolniej niż zwykle.
Zamknęła dom i zaniosła klucz do Krawczuków.
Przystanek autobusowy miała obok. Tą trasą jezdzili wszyscy jej goście * od Osady
do Sudaku, od Sudaku do stacji autobusowej w Symferopolu, a stamtąd * na lotnisko.
Zdążyła na ostatni rejs i póznym wieczorem tego samego dnia dzwoniła do drzwi
mieszkania Sandroczki w zaułku Uspieńskim, gdzie nigdy jeszcze nie była.
Otworzyła jej siostra. Nie widziały się od pięćdziesiątego drugiego roku *
dwadzieścia pięć lat. Objęły się, zalewając łzami. Lidia i Wiera właśnie wyszły.
Spuchnięta od łez Nika wybiegła do przedpokoju i uwiesiła się Medei na szyi.
Iwan Isajewicz poszedł nastawić wodę na herbatę * domyślił się, że przyjechała
starsza siostra żony z Krymu. Coś mu się przypomniało o jakiejś ich dawnej
niezgodzie. Medea zdjęła po chłopsku zawiązaną puchową chustę, pod nią miała
kolejną, czarną i Iwan Isajewicz zachwycił się, patrząc na jej twarz * zupełnie jak z
ikony. Dostrzegł duże podobieństwo między siostrami.
Medea usiadła przy stole, rozejrzała się w obcym miejscu * dom jej się spodobał.
Zmierć Maszy sprawiła Aleksandrze Gieorgijewnie nie tylko wielki ból, ale i wielką
radość ze spotkania z siostrą * dziwiła się tylko, jak mogła czuć to jednocześnie.
Medea z kolei nie mogła zrozumieć, siedząc po lewej stronie siostry, jak to się stało,
że nie widziała najukochańszej dla siebie osoby przez ćwierć wieku * i przeraziło ją
to. %7ładne powody ani tłumaczenie nie przychodziły jej do głowy.
* To była choroba, Medeo, ciężka choroba, i nikt niczego się nie domyślił. Przyjaciel
Alika, lekarz psychiatra, badał ją, jak się okazało, tydzień wcześniej. Powiedział, że
trzeba natychmiast umieścić ją w szpitalu: maniakalno*depresyjna psychoza w
ostrym stadium. Wypisał leki... A oni czekali na zezwolenie na wyjazd... Lada chwila
miało być. Widziałam, że coś jest nie tak, ale nie trzymałam za rękę, jak w
dzieciństwie... Nigdy sobie tego nie wybaczę... * nie mogła się uspokoić Aleksandra.
* Ależ, mamo, przestań wreszcie! To na pewno nie twoja wina. To moja, moja...
Medeo, jak ja mam teraz z tym żyć? Nie chce się wierzyć... * płakała Nika, ale jej
wargi, przyzwyczajone do śmiechu, jakby wciąż się uśmiechały...
Pogrzeb odbył się nie na trzeci dzień, jak jest przyjęte, a dopiero na piąty. Czekano na
wyniki sekcji zwłok. Do sądowo*medycznej kostnicy gdzieś w okolicach
Frunzeńskiej Alik przyjechał z dwoma przyjaciółmi i Gieorgijem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]