[ Pobierz całość w formacie PDF ]
westuje w niego ogromne pieniądze.
Patrząc na stopniowo rozjaśniające się niebo, Daisy za-
stanawiała się, jak doszło do tego, że choć zaplanowała
dla siebie bezpieczną i jasną przyszłość, dała się uwikłać
w termity, smutne kartki walentynkowe i seksownego
mężczyznę.
Kell tryskał radością. Już znalazł to, po co przyjechał!
Zabrało mu to, co prawda, cały dzień, ale warto było.
Najpierw okazało się, że w starych kartotekach sądo-
wych panuje nieopisany bałagan, a urzędniczka, która od
lat się nimi opiekowała, przeszła na emeryturę. Osoba,
która ją zastępowała, nie otrzymała najwyrazniej żadne-
go przeszkolenia i sama bezskutecznie starała się w tym
wszystkim połapać. Wreszcie w miejscowym gimnazjum
znalazł prawdziwy skarb: szkolna bibliotekarka nie upo-
rządkowała jeszcze wszystkich książek zabezpieczonych
na czas huraganu. Stare szkolne albumy były jej naj-
mniejszym zmartwieniem, ale pomimo to przejrzała je w
poszukiwaniu istotnych dla niego informacji.
Wymknął się z domu, nim Daisy wstała. Nie wiedział,
jak ma się zachować po tym, co się wydarzyło poprzed-
niej nocy. Właściwie nic się takiego nie stało. Przerwali
na etapie gry wstępnej, bo zapomniał o podstawowej
rzeczy.
S
R
Może to zrządzenie opatrzności, bo odnosił wrażenie, że
z Daisy nie ma żartów. Nie mógł rozniecać w niej ja-
kichś oczekiwań, skoro za kilka dni miał stąd wyjechać.
Jej samochód stał przed domem, ale w korytarzu nie było
już żadnego pudła. To znaczy, że dziś również miała
dużo pracy. Może to nie był odpowiedni moment, ale
musiał się z kimś podzielić swoim odkryciem. Miał wra-
żenie, że Daisy doceni je bardziej niż ktokolwiek inny. Z
pewnością bardziej niż Blalock, choć nie mógł już się
doczekać, kiedy powiadomi o tym tego chłystka.
Daisy?! - zawołał, otwierając drzwi. - Jesteś w domu?
W kuchni. Wytrzyj buty. Faylene wypastowała rano cały
hol.
-Znów robisz kurczaka? Wspaniale pachnie.
Zwietnie mu idzie z tym nierozniecaniem oczekiwań.
Gotowała tak dobrze, że mogła trzymać go w garści, ba-
zując wyłącznie na swoich talentach kulinarnych. A do-
datkowo była najbardziej seksowną kobietą, jaką kiedy-
kolwiek spotkał. Jej urok wywierał na nim takie wraże-
nie, bo był niezwykle subtelny.
-Chciałam wykorzystać to, co było w zamrażalniku.
Niedługo odetną prąd - wyjaśniła. - Było sporo chleba,
kurczaki i ryby. Wyrzuciłam ryby. Lepiej nie mówić, ile
czasu tam przeleżały. - Odwróciła się na moment, lekko
się uśmiechając.
Skinął ze zrozumieniem głową. Wyglądała tak, że palce
lizać. Pewnie nie doceniłaby tego komplementu.
S
R
-Używasz widelca na długiej rączce?
W odpowiedzi uniosła w górę narzędzie kuchenne.
-Czego się dziś dowiedziałeś?
Kell starał się skupić na swoim sukcesie, ale rozpraszał
go ledwo widoczny pod obcisłą koszulką Daisy stanik.
Dlaczego nie nosi zwykłej bluzy, jak ta druga - Faylene?
Albo tych szerokich spodni jak od piżamy, które miała
na sobie wczoraj?
-Mam odbitki. Całe szczęście, że wynaleziono ksero
- powiedział, wskazując na papiery, które ze sobą przy
niósł.
Daisy spojrzała na niego przez ramię, unosząc brwi ze
zdziwieniem. Były o ton lub dwa ciemniejsze od wło-
sów. Nadawały jej twarzy niewinny, tajemniczy i zara-
zem pociągający wygląd - nie miał pojęcia, jak to moż-
liwe. Większość kobiet malowała się, żeby osiągnąć taki
efekt.
Czy mógłbyś otworzyć tę puszkę? Odbitki czego? Masz
jakieś dobre wiadomości, tak? Czy Egbert już o tym
wie?
Jeszcze nie. Spójrz na to.
Podeszła, jakby z ociąganiem, do stołu. Kell wyjął od-
bitkę strony z albumu miejscowej szkoły średniej. Zdję-
cia przedstawiały uczniów z rocznika 1969.
-To zdjęcia klasowe. Przyjrzyj się im dobrze.
Daisy pochyliła się nad stołem. Kell patrzył jej przez
ramię.
S
R
-A nie mówiłem? - Po tylu latach, no, może miesiącach,
od kiedy rozpoczął poszukiwania korzeni swojej rodziny,
miał ochotę otworzyć z hukiem butelkę szampana.
Wskazał na chłopca stojącego w górnym rzędzie i prze-
czytał na głos podpis pod zdjęciem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]