[ Pobierz całość w formacie PDF ]
że czasem w ciągu jednej pory deszczowej przenoszą się o dwie albo i trzy mile angielskie,
zalewając orne pola, w innych zaś miejscach pozostawiając warstwę żyznego namuliska.
Owszem, mało jest wiadomości równie pożytecznych skarcił szakala Mugger.
Nowy szmat lądu to powód do nowych waśni i procesów. Wie o tym Mugger& Oho!
Mugger zna się na rzeczy! Ledwie więc woda opadnie, on już przemyka się małymi paro-
wami, w których, zdaniem luókim, ledwo psina zdołałaby się ukryć, i zaczyna czatować.
Jakoż niebawem nadchoói jakiś wieśniak, miesi gołymi stopami grząski muł i ogłasza, że
bęóie saóił dynie i ogórki na gruncie podarowanym mu przez rzekę. Wnet nadchoói
drugi wieśniak i ogłasza, że w tym miejscu bęóie saóił cebulę, marchew i trzcinę cukro-
wą. Nagle ci dwaj luóie spotykają się z sobą jak dwie łoóie zniesione prądem i poczynają
łypać na siebie oczyma spod wielkich, błękitnych turbanów. Stary Mugger patrzy na to
wszystko i przysłuchuje się ich rozmowie. Oni mówią sobie bracie i idą wytyczyć gra-
nice nowych posiadłości. Mugger ióie ślad w ślad za nimi, brnąc po cichu w błocie. I oto
naraz wybucha sprzeczka! Dalej przymawiać sobie ostro od słowa do słowa aż nieba-
wem moi ludkowie mili zaczynają zóierać sobie z głów turbany! Wkrótce i la i (pałki)
zaczynają być w robocie& Kończy się tym, że jeden upada na wznak w błoto, a drugi
bierze nogi za pas i umyka. Gdy powróci, już cały spór jest załatwiony, o czym świadczy
okuty żelazem k3 bambusowy pokonanego. Jednakże luóie, zamiast okazać mi wóięcz-
ność, krzyczą, że dopuszczono się morderstwa; natychmiast dwie roóiny (po dwuóiestu
chÅ‚opa z każdej strony) porywajÄ… siÄ™ do walki i k3e Å›wiszczÄ… nie na żarty. òielni luóie
z tych moich górali-Dżatów malwajskich z Betu!& B3ą się nie od parady! Gdy walka
się zakończy, stary Mugger już czatuje opodal, w dół biegu rzeki, poza krzakami kikaru
zasłaniającymi go przed oczyma wieśniaków. Wówczas przy świetle gwiazd schoóą ku
rzece Dżatowie: gromadkami po ośmiu lub óiewięciu i przynoszą trupa na marach. Są
to luóie starsi, o siwych brodach, obdarzeni grubym głosem, do mojego podobnym.
Zapalają małe ognisko (ach, jak dobrze znam łunę tego ogniska!), siadają w kółko, łykają
dym tytoniowy i kiwają głowami bądz przed siebie, bądz w stronę wydmy, na której leży
ciało nieboszczyka. Roztrząsają całą sprawę, oświadczając, że angielskie właóe wmieszają
się w nią niewątpliwie i że to ściągnie hańbę na roóinę winowajcy, gdyż powieszą go
na wielkim óieóińcu więziennym. Wówczas przyjaciele nieboszczyka odpowiadają: A
niechże go kaci wezmą!& , po czym cała rozmowa zaczyna się na nowo& czasami po raz
dwuóiesty w ciągu nocy. W końcu jeden z nich oóywa się: Ha, piękną mieliśmy awan-
turę! Dajcie nam okup nieco większy od ofiarowanego nam przez zabójcę, a nie piśniemy
już o tym ani słówka . Wówczas zaczynają się targować o wysokość okupu, jako że nie-
boszczyk był człowiekiem pełnym zdrowia i siły i osierocił liczną óiatwę. Atoli przed
a ra la (wschodem słońca) przysmalają go nieco ogniem, jak każe obyczaj, i zmarły
staje się moją własnością& a on przecie nie wygada się z niczym. Tak, moje óieci, Mug-
ger wie niejedno& wie niejedno& a moi Dżatowie malwajscy to dobrzy luóie& dobrzy
luóie! cmoknął z uznaniem.
ru ar ki in Druga księga dżungli 44
E! Dla mnie są zawsze skąpi; nie zostawią mi nigdy ani cząstki swych plonów!
zaskrzeczał Adiutant. Oni, jak głosi przypowieść, nie zmarnują nawet połysku z rogów
bawołu. Zresztą, któż by tam dogryzał resztki po Malwaju?
Owszem, ja dogryzam& ich samych! odrzekł Mugger.
Na południu, w Kalkucie ciągnął dalej Adiutant miano dawniej zwyczaj wy-
rzucać wszystko na ulicę; było zatem co óiobać i z czego wybierać. Oj, były to rozkoszne
czasy! Ale óisiaj ulice są tam czyste, białe i gładkie jak skorupka jaja, więc plemię moje
om3a ową miejscowość. Rozumiem, że można być czystym& ale zamiatanie, szorowanie
i polewanie ulic po siedem razy óiennie to już przesada! Sami bogowie nie zniosą
czegoÅ› podobnego.
Opowiadał mi pewien szakal z nizin (a wiadomość tę zawóięczał swojemu bratu),
że w owej Kalkucie wszystkie szakale spasły się jak wydry w czasie deszczów rzekł
szakal, któremu aż ślina płynęła do gęby na myśl o tym.
Tak! Tak! zaskrzeczał z przekąsem Adiutant. Ale nie darmo są tam luóie o bia-
łych twarzach, zwani Anglikami. Przywożą oni skądciś, z dolnego biegu rzeki, wielkie,
opasłe psiska, które starają się oto, by szakalom ubyło nieco sadła.
A więc mają serca tak nielitościwe jak ludność tutejsza? Powinienem był domyślić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]