ebook - do ÂściÂągnięcia - download - pdf - pobieranie

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Brenta. Spokój w tym głosie rozproszył do reszty złudzenia wyobrazni i przywołał chłopaka
do rzeczywistości.
Stłoczyli się pod namiotem na rufie wokół pułkownika. Było tam duszno, Brent kazał
bowiem przerzucić przez żerdki boczne płachty, tak że niewielka przestrzeń osłonięta była
ze wszystkich stron, by nie można było dostrzec z brzegu bladego światła wiszącej lampy
oliwnej.
Nie tracąc czasu Brent przystąpił od razu do rzeczy:
 Pojedziemy w trzech czółnach po dwóch ludzi  zaczął.  Pierwsze poprowadzę ja,
drugie Harry Drone, trzecie Patrick Connor...
Z miejsca, gdzie wśród załogi stał White, odezwało się pełne rozczarowania westchnienie.
Brent natychmiast zwrócił się w tę stronę:
 Wiem, co pana dręczy, White. Ale przyzna pan sam, że pańska obecność na barce jest
nieodzowna. Tylko pan jeden z nas wszystkich może poprowadzić ją z powrotem
do Australii.
 Ja przecież nic nie mówię, pułkowniku  odparł krótko White, ale ton jego głosu
wyrażał znacznie więcej niż najwymowniejsze słowa.
Brent uśmiechnął się i ciągnął dalej:
 W każdym czółnie jest jedno miejsce wolne. O te trzy wolne miejsca będziecie ciągnąć
losy. Zastrzegam z góry, że do losowania stawać mogą tylko marynarze, ponieważ oni
właśnie będą nam potrzebni.
Odpowiedział mu szmer rozczarowania wśród części załogi. Należał do nich także
i Diemen. Ponieważ nie wiązała go dyscyplina, jak podkomendnych Brenta, pozwolił sobie
zaprotestować głośno:
 Nie rozumiem, pułkowniku, dlaczego pan pozostałych wyklucza z losowania  mówił
rozżalony.  Jestem przekonany, że każdy z nich potrafi wiosłować na kajaku, a tu przecież
o nic więcej nie chodzi. Ja sam dwa razy zdobyłem pierwsze miejsce na mistrzostwach
kajakowych w singlu, raz w Holandii, drugi raz na Borneo.
Brent wysłuchał go cierpliwie do końca.
 Nie chodzi tylko o wiosłowanie  odpowiedział łagodnie.  Będziemy mieli
do czynienia ze statkami, dlatego potrzeba nam ludzi, którzy się doskonale w statkach
orientują. Nigdy z góry nie wiadomo, co się może zdarzyć. Wiem, że to dla pana przykre, dla
moich chłopców zresztą także i dlatego pójdę na pewne ustępstwa  jedyne zresztą możliwe:
ponieważ Connor jest marynarzem, więc może zabrać ze sobą niefachowca, z tym
zastrzeżeniem, że będzie to dobry wioślarz. Macie więc jedno miejsce, o które losować będzie
cała grupa nie-marynarzy. Zakładam przy tym, że sam wycofa się ten, kto nigdy nie siedział
w kajaku.
Mała burza została zażegnana. Brent nie powiedział już ani słowa więcej. Losowanie
odbyło się szybko przy pomocy wypisanych na kartkach i wrzuconych do czapki cyfr.
Wygrywały trzy cyfry najniższe. Wyciągnęli je: Dick Stanton, Leslie Brown i Fred Harper.
Fred jednak popadł dosłownie w rozpacz, gdy Brent mu oznajmił, że miejsca swego musi
ustąpić Diemenowi, który wyciągnął najniższą cyfrę w grupie nie-marynarskiej.
 Pan daruje, pułkowniku, ale dlaczego właśnie ja, a nie Dick czy Brown?  bronił się
rozżalony chłopak.
 Ponieważ, drogi Fredzie, masz cyfrę wyższą niż oni  odpowiedział Brent
ze współczuciem  a ustaliliśmy przecież, że wygrywają cyfry najniższe. Niech ci to starczy
za pociechę, że to jak w Piśmie Zwiętym: ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi...
Fred mruknął dosyć głośno, że żadna pociecha cyfry nie zmieni, ale odszedł pomagać
ludziom napełniać powietrzem trzy długie smukłe czółna gumowe. Drone wraz z Brownem
przygotowywali bomby zegarowe i aparaty do umocowywania w postaci gumowego
uchwytu, który po usunięciu powietrza przy pomocy ruchomego tłoka przywiera szczelnie
do każdej gładkiej powierzchni i trzyma tak mocno, jak przykuty łańcuchem.
 Po cztery do każdego czółna  zagadywał rozpromieniony Harry.  Jeśli nam się uda
ulokować wszystkie, to będzie taka zabawa, jakiej jeszcze państwo Mikada nigdy nie
widziało! Każda taka bomba zawiera dwadzieścia pięć funtów trinitrotoluolu, wystarczy
nawet na okręt liniowy. Panie pułkowniku, nie moglibyśmy tak zabrać tego trochę więcej? 
zwrócił się zatroskany do Brenta.
Pułkownik zagryzł wargi, by się nie roześmiać.
 Moglibyśmy, gdybyśmy mieli... Tylko że nie udzwignęlibyśmy tego, Harry, a nasze
czółna tym bardziej. Nie zapominajcie, że musimy przejść piechotą przez półwysep,
za którym kotwiczymy.
 Wiem, ale to tylko trzysta stóp szerokości. Gdyby nie ten deszcz i ciemności, widać by
stąd było aż na Malaje  mamrotał Harry.
Brent tymczasem poszedł wydać White owi ostatnie instrukcje.
 Jest godzina dziesiąta pięćdziesiąt  porównał oba zegarki.  Wyprawa nasza
w najgorszym wypadku potrwa trzy godziny. Poza ten termin nie będzie pan czekał ani
minuty dłużej. Jeśli do godziny pierwszej pięćdziesiąt nie wrócimy, odpłynie pan
bezwarunkowo. Postara się pan przeprowadzić barkę wraz z załogą do Portu Darwina i tam
złoży pan meldunek, że zginęliśmy przy wykonywaniu zadania. No, bywajcie zdrowi!
 Bywajcie, panie pułkowniku! A wracajcie wszyscy!  White tłumiąc wzruszenie
ściskał rękę Brenta.
Wychyliwszy się przez burtę obserwował, jak jeden po drugim siadali do czółen. Ubrani
byli tylko w spodenki kąpielowe; każdy z nich miał na plecach worek z nieprzemakalnego
płótna, a w nim dwie bomby. Ostatni przeskoczył niską burtę barki Brent. Już miał szeptem
dać rozkaz do odbicia, gdy White wychyliwszy się mocniej zapytał jeszcze, skąd może [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bajkomoda.xlx.pl
  • Cytat

    Ad hunc locum - do tego miejsca.

    Meta