[ Pobierz całość w formacie PDF ]
której ją rozpoznawano.
- Zamawiam jeszcze jednego drinka - oznajmił Compton,
obdarzając dwójkę jurorów grymasem pełnym poirytowania.
- Nie jestem przekonana do podwójnej nagrody, która opiera się
na fałszerstwie. Jakie wartości przekazujemy młodym ludziom? -
wyraziła swoją wątpliwość Mildred.
- Nikt mi nigdy nie powiedział, jaka jest nagroda - dodał
Qwilleran.
- Nie czytasz swojej własnej gazety? - skarciła go. - To skrzynka
jedzenia dla kotów, dwadzieścia dwa kilogramy kociego żwirku i
weekend dla dwojga w Minneapolis.
- Zacznijmy od fałszerzy - zadecydował kurator, podnosząc plik
zdjęć czarnonogich kotów. Był przyzwyczajony do przewodniczenia
wszelkim zebraniom. - Jak wszyscy wiemy, cechą charakterystyczną
jest tak zwany kapelusz, czarna łatka na oku i uchu. To wyeliminuje
większość z nich.
- Widzę czarne kołnierzyki, mufki, wąsy, okulary, epolety i
opaski, ale ani jednego kapelusza.
Mildred wyłowiła jedno zdjęcie kota z kapeluszem z troczkami.
- Odłóż je, to może być nasz zwycięzca.
- Czy wszyscy finaliści stawią się tu osobiście? - spytał
Qwilleran.
- To dobre pytanie. Z pięćdziesięcioma kotami w jednym pokoju
możemy się pożegnać z słodkimi minkami.
Kandydatów z białymi stopami było znacznie mniej, a wśród
nich znalazły się tylko trzy w kapeluszach, przy siedmiu finalistach w
konkurencyjnej kategorii.
- Udało się? - spytał Hixie, pojawiając się niespodziewanie w
sali jadalnej.
- To najlepsze, jakie udało się wybrać. Mildred rozłożyła na
stole dziesięć zdjęć.
- W porządku. Teraz odwróćcie je na drugą stronę, znajdziecie
tam kody: W-2, B-6, B-12, i tak dalej. Dobrze? Kiedy koty będą
przechodzić przed wami, każdy będzie w towarzystwie osoby z
wypisanym kodem. Jeśli wyśledzicie któryś z wybranych numerów,
poproście go na scenę. Potem przysuńcie się do siebie i podejmijcie
ostateczną decyzję. Nie spieszcie się, zwłoka podgrzeje tylko
emocje... Czy wszystko jasne? Przyjdę po was za godzinę.
Smacznego!... Czekajcie tylko, aż zobaczycie te rozentuzjazmowane
tłumy! To największe wydarzenie, jakie miało kiedykolwiek miejsce
w Kennebeck! Przy okazji, mamy dla was koszulki słodszy i
zabawny , jeśli macie ochotę je włożyć.
- %7łartujesz, prawda? - spytała Mildred.
Jurorzy patrzyli, jak Hixie opuszcza restaurację. Za każdym
razem, kiedy ktoś otwierał drzwi z ulicy, dobiegały ich okrzyki.
- To mi wygląda na zamieszki! - zauważył Lyle. Zamówili steki
i Compton zwrócił się do Qwillerana:
- Moja żona mówi, że zwiedzanie twojego składu zakończyło się
olbrzymim sukcesem.
- Słyszałem, cieszę się jednak, że nie było mnie wtedy w
mieście.
- To prawda, zwiedzający byli wręcz porażeni pomysłem tkanin
dekoracyjnych, które zwisają z poręczy balkonów, ale litografie ze
zwierzętami wzbudziły wiele kontrowersji. Dlaczego ludzie tak nie
lubią nietoperzy? To takie milutkie małe zwierzątka i zjadają tony
komarów!
- Są odrażające - powiedział Compton.
- Skądże! - Mildred była zawsze gotowa bronić słabszego. -
Kiedy byłam w drugiej klasie podstawówki, nasz nauczyciel miał
nietoperza w klatce. Podawaliśmy mu okruszki kanapek na
wierzchołkach ołówków.
- Są obślizgłymi małymi potworami.
Mildred z oburzeniem odpierała zarzuty szefa.
- Nazywaliśmy go Boppo. Był bardzo czysty - zawsze mył się
jak kot. Miał jasne oczy, miękkie uszka i mały różowy pyszczek z
ostrymi ząbkami.
- Które przenoszą wściekliznę. Mildred zignorowała tę uwagę.
- Zwisał do góry nogami na haczykach, a potem chodził,
podpierając się łokciami. Taki był z niego klaun. Zapewne obaj
panowie wiecie, że skrzydła nietoperza są cudowną lekcją
aerodynamiki dla projektantów.
- Wiem tylko - powiedział z niesmakiem Compton - że przy
obiedzie wolałbym rozmawiać o czym innym.
Rozmawiali więc o wyścigach, wątpliwych zaletach turystyki,
sukcesie Henryka VIII i sprawie VanBrooka. Po kawie, kiedy Mildred
zostawiła ich na chwilę, kurator skulił ramiona i nachylił się do
Qwillerana.
- Póki nas nie słyszy - powiedział - mam ci do przekazania coś
poufnego. Pytałeś o referencje Hilary'ego, więc sprawdziłem trzy
college'e, które rzekomo przyznały mu tytuły. Jedna instytucja w
ogóle nie istnieje, w dwóch pozostałych nigdy o nim nie słyszeli.
Qwilleran ściszył głos:
- Nie dziwi mnie to, mam dowody, że drobne kłamstwa ma we
krwi.
- Mówię ci to oczywiście nieoficjalnie. Nie widzę powodu, żeby
to rozgłaszać, teraz, kiedy nie żyje. Zrobił dla nas dużo dobrego,
nawet mimo tyrańskich skłonności.
- Zadziwiające, że miał taką erudycję, albo przynajmniej
stwarzał takie pozory.
- Sprawdziłeś Stowarzyszenie Aktorów?
- Tak, i tu kolejna biała plama. Nie ma żadnego śladu, że był
profesjonalnym aktorem. Ale grał niezle - Compton rozejrzał się. -
Nadchodzi. To jeszcze nie wszystko. Porozmawiamy pózniej.
- Tłum próbuje siłą wedrzeć się do budynku loży. Mam nadzieję,
że będą w stanie nad nim zapanować w czasie konkursu.
W tej chwili wpadła zdyszana Hixie z wypiekami na policzkach.
- Jest więcej ludzi, niż się spodziewaliśmy. Przyszła cała
drużyna skautów. Trzy pierwsze rzędy są zajęte przez seniorów z
domu starców. Każdego kota wspiera od dziesięciu do dwunastu
zwolenników. Nie liczyliśmy na taki sukces. Straż pożarna zablokuje
zaraz wejścia do budynku. Wszystkie miejsca siedzące są już od
dawna zajęte, a większość z tych ludzi, którzy są na zewnątrz, to
[ Pobierz całość w formacie PDF ]