[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Gabriela otworzyła szeroko oczy
- Jeremy?
- Tak. Twój przyjaciel.
- Jeremy nie mógł przyjechać z powodu przeziębienia.
- To z kim do diabła kochałaś się w kuchni? - warknął
Adam.
Gabriela jęknęła z przerażenia.
- Adam, przecież ja...
- Nie rób ze mnie idioty - powiedział szyderczo. - Wi
działem na własne oczy. Ale ty byłaś zbyt zajęta, żeby mnie
zauważyć.
- Co ty mówisz?! Pozwól mi wyjaśnić...
- Nie warto. Mówiłem ci, że nie będę się tobą z nikim
dzielić. Pamiętasz? - Jego głos aż drżał z wściekłości. - Ale
skoro byłaś tak zaangażowana w ten związek, dlaczego na li
tość boską zaczęłaś romans ze mną?
Nagle zapragnęła się na nim zemścić.
- Być może dlatego, że chciałam się zrewanżować za po
życzkę, jakiej udzieliłeś ojcu.
Odłożyła słuchawkę i pobiegła do łazienki. Torsje szarpały
nią niemiłosiernie. Gdy wróciła, Adam oczywiście już się roz
łączył. Wtedy pomyślała o swojej dumie. Nie będzie się korzyć
przed żadnym mężczyzną, nawet przed Adamem Dysartem. %7ła
łowała, że powiedziała mu o pożyczce. Ale on i lak miał o niej
jak najgorsze zdanie. Co za pech, że był świadkiem tej okropnej
sceny z Jakiem Trentem. Ale teraz przynajmniej nie musiała
już przez pół nocy czekać, aż Adam zadzwoni.
Rozmawiając wieczorem z matką, Gabriela świetnie ode
grała scenę zachwytów nad aukcją i sukcesem obrazu. Roz
pływała się nad talentem Adama jako licytatora. Ale pózniej
leżała w łóżku z bólem głowy, czując, że dosłownie umiera
z wyczerpania.
- Mam nadzieję, że się nie gniewasz za mój telefon do
Adama - powiedział następnego ranka Wayne.
- Ależ nie. Dziękuję ci, Wayne, za wczorajszy wieczór.
- Cieszę się, że wszystko między wami jest w porządku.
- Wayne uśmiechnął się nieśmiało. - Wyglądasz dzisiaj znacz
nie lepiej.
- Bo czuję się lepiej. Ale Adam i ja to przeszłość - stwier
dziła stanowczo. - Chciałabym dzisiaj pojechać do miasta. Czy
dacie sobie radÄ™ z Eddiem?
- Oczywiście. - Wayne wyglądał na zmartwionego. - Słu
chaj, czy to ja nawarzyłem jakiegoś piwa?
- Absolutnie nie. Raczej wyświadczyłeś mi drobną przy
sługę - zapewniła go pogodnie. - Jeśli nie wrócę do wpół do
szóstej, zamknijcie warsztat i wrzućcie klucz przez otwór na
listy. Dobrze?
- A jeśli ktoś zadzwoni?
- Jeśli to będzie klient, zapiszcie dane i przyjmijcie za
mówienie. - Zawahała się i spojrzała Wayne'owi w oczy. -
Jeśli ktoś inny, nie mam czasu.
Na dworze było chłodno i pochmurnie. Gabriela ubrała się
w białe lniane spodnie i truskawkową bluzkę i ukryła za oku
larami podkrążone oczy. Chciała zrobić zakupy w Pennington,
a potem pojechać dalej.
Z Adamem podróż zawsze wydawała się krótka, ale gdy
jechała sama, od czasu do czasu musiała sprawdzać dane na
mapie i minęło sporo czasu, nim znalazła drogę prowadzącą
do Pembridge Manor.
- Dzień dobry, panno Palmer - powiedziała do gospodyni,
która otworzyła jej drzwi. - Nazywam się Gabriela Brett. Je
stem umówiona na spotkanie.
- Dzień dobry. Panna Scudamore już czeka. Lunch będzie
za dwadzieścia minut - odpowiedziała dystyngowana młoda
kobieta. - Proszę się wpisać do księgi, a potem może pani iść
na górę.
Henrieta Scudamore bardzo ciepło przyjęła Gabrielę.
- Wejdz, moja droga. Jak to miło, że chcesz poświęcić
mi trochę swojego cennego czasu. Jak się czuje twój uroczy
narzeczony?
- Niestety, on nie jest moim narzeczonym. Już nie - od
parła ze smutkiem Gabriela.
- Przykro mi to słyszeć. - Panna Scudamore zmarszczyła
brwi, wyraznie zmartwiona.
- Mnie też jest przykro. - Gabriela uśmiechnęła się z żalem.
- Ale nie przyszłam po to, żeby panią martwić. - Wyjęła z torebki
dwa zdjęcia. - Pomyślałam, że będzie pani miała ochotę zoba
czyć, jak wyglądał portret przed konserwacją i tuż po niej.
Starsza dama wpatrywała się w fotografie.
- Zmieniłaś stary bohomaz w prawdziwe dzieło sztuki! -
powiedziała z zachwytem w głosie. - Jesteś bardzo utalento
wanÄ… kobietÄ…, Gabrielo!
- Dziękuję. Naprawdę lubię swoją pracę. Proszę zatrzymać
te zdjęcia. Pomyślałam, że chętnie usłyszy też pani, jak przebiegła
aukcja. - Potem wymieniła sumę, za którą sprzedano portret.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]