[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ści. Kiedy nadeszła jej kolej, Remy ponownie zaproponował,
żeby siadła za nim. Wybuchnęła śmiechem, który jej samej
wydał się dość nerwowy, i popędziła Druha. Nie miał ochoty
się zamoczyć, więc z jawnym niezadowoleniem zaczął par
skać i rzucać łbem. Poczuła, że zsuwa się z siodła. Być może
koń wyczuł, że mu nie dowierza, bo nagle cofnął się, rżąc
i przewracając oczyma. Beatrice straciła równowagę i spadła
z końskiego grzbietu.
Uderzyła głową o ziemię, lekko zamroczona stoczyła się
po pochyłości brzegu i z głośnym pluskiem wpadła do wody
nieco poniżej brodu, gdzie rzeka była dużo głębsza. Wartki,
ciemny nurt porwał ją natychmiast. W mgnieniu oka poszła
na dno.
Desperacko walczyła. Otworzyła oczy pod wodą, wpatru
jąc się w zielonkawą powierzchnię rozświetloną słonecznymi
promieniami. Z całej siły odepchnęła się nogami, zagarnęła
wodę rękoma i wypłynęła na powierzchnię. Wystawiła
głowę ponad fale. Zmiercionośny wir ciągnął ją w dół.
Krzyknęła i zamachała ramionami, desperacko wzywając
pomocy.
Remy zmusił Waltera do skoku w zieloną głębinę, gdy
tylko bystre fale zamknęły się nad Beatrice. Ponaglał dziel
nego rumaka, płynąc z prądem i wołając do narzeczonej.
Najchętniej sam rzuciłby się do rzeki i popłynął za nią, ale
rozsądek podpowiadał, że z konia łatwiej mu będzie ją rato
wać, bo zwierzę jest silniejsze i łatwiej oprze się naporo
wi prÄ…du.
- Beatrice! - wrzeszczał, chcąc zwrócić na siebie uwagę,
nim wir znowu ją wciągnie. - Spójrz przed siebie. Tam jest
powalone drzewo! Chwyć się gałęzi! Beatrice, chwyć się
gałęzi!
Nie miał pewności, czy go usłyszała. Raz jeszcze wezwała
pomocy, zakrztusiła się i zniknęła mu z oczu.
Zaklął szpetnie. Najchętniej zabiłby Henry'ego!
Rozglądał się gorączkowo, czekając, aż w bystrym nurcie
ujrzy znów głowę Beatrice. Po chwili wydobyła się na po
wierzchnię i chwyciła sterczącą gałąz drzewa dawno temu
powalonego w czasie nawałnicy. Zaklinowała się między
wystającymi ostrogami nadbrzeżnego głazu i, dysząc ciężko,
przywarła do niego z całej siły.
- Remy!
- Trzymaj się! Zaraz tam będę! Wytrwaj!
Remy pokrzykiwał i nie szczędząc Walterowi zachęty, brnął
wśród fal ku narzeczonej. W końcu podjechał tak blisko, że
mógł chwycić ją za suknię i rzucić przed sobą na siodło.
Beatrice prychała, wymiotowała i kaszlała, wisząc głową
w dół. Stopami dotykała wody. Obiema rękami kurczowo
ściskała kolano Remy'ego z obawy, że spadnie do wody.
- Wytrzymaj jeszcze trochę - zachęcał Remy. - Zaraz
wyjedziemy na drugi brzeg.
Skierował Waltera we właściwą stronę, szukając wzro
kiem miejsca, gdzie mogliby bezpiecznie wynurzyć się z rze
ki. Dzielny rumak płynął z wysoko uniesioną głową przez
wartki nurt. W końcu Remy wypatrzył dogodną pochyłość.
Po chwili Walter dosięgnął kopytami gruntu i, parskając, wy
szedł z wody na stromy brzeg. Otrząsnął się, odwrócił łeb
i pytająco spojrzał na jezdzca. Remy w nagrodę poklepał go
po szyi, postawił Beatrice na ziemi i natychmiast zeskoczył.
Objął ją ramionami i zapytał:
- Cała i zdrowa?
Ledwie zdołała kiwnąć głową, bo wciąż desperacko
chwytała ustami powietrze. Odwróciła się, padła na kolana
i zwymiotowała.
- Twój brat jest głupcem! Niech go piekło pochłonie! -
wściekał się Remy, uderzając pięścią w otwartą dłoń. - Nik
czemnik!
- Remy! - skarciła go Beatrice. Wstała, chwiejąc się na
nogach. Mokre włosy przylgnęły do głowy, a usta wydawały
siÄ™ krwistoczerwone w trupiobladej twarzy.
- Niech go tylko dopadnę! Jak śmiał narazić cię na takie
niebezpieczeństwo! Wkrótce nauczy się dobrych obyczajów!
Wbiję mu je pięścią do głowy! Zasłużył sobie na to!
Znowu wykrzyknęła jego imię i przyjrzała mu się
z obawÄ….
- Hal jest twoim suzerenem. Nie wolno ci tknąć go pal
cem.
- Niby dlaczego? - pieklił się, zaglądając jej w oczy. -
Uchybił damie! Ktoś go wreszcie powinien nauczyć rozumu
i dwornego zachowania. Taka lekcja dobrze mu zrobi. Nikt
go nie wychował, więc ja to zrobię.
- Nie! - Beatrice zastąpiła mu drogę i chwyciła za obie
ręce. - Mylisz się. Hal ostatnio wiele przeszedł. Na domiar
złego straciliśmy ojca, więc musiał przedwcześnie wziąć na
swoje barki ciężar rodowego dziedzictwa, choć nie był na to
gotowy. Ten wypadek... - Wskazała ręką rzekę, mokre ubra
nie i ociekającego wodą zmęczonego Waltera. - No cóż, Hal
pragnął tylko jak najszybciej wrócić do domu, za którym bar
dzo tęskni. Błagam cię, Remy, postaraj się być z nim w
przyjazni.
- No proszÄ™! Jeszcze go bronisz!
Długo przyglądał się jej w milczeniu. Roztropne słowa
wypowiedziane przyciszonym głosem były jak kubeł zimnej
wody na jego gorącą głowę. Uspokoił się i wziął Beatrice za
ramię. Drugą ręką chwycił uzdę Waltera i ruszył w stronę go
ścińca, zostawiając za sobą rzekę. Gdy zbliżali się do oddzia
łu, stojącego w pewnej odległości, rzekł ponuro:
- Mów, co chcesz, lecz nadal uważam, że twój kochany
braciszek musi się jeszcze wiele nauczyć.
ROZDZIAA DZIESITY
Beatrice czuła się fatalnie, jadąc konno w mokrym odzie
niu. Na domiar złego wkrótce zaczął padać deszcz. Wilgot
na tkanina ocierała się o wrażliwą skórę, a warkocz można
było wyżymać. Hal parł naprzód i nie chciał słyszeć o po
stoju.
- W Ashton czeka na nas gorąca strawa i ciepłe łóżka -
zachęcał, namawiając innych do wytrwałości.
Beatrice przyglądała się Remy'emu. Nie odstępował jej
i raz po raz rzucał Halowi wrogie spojrzenia. Zastanawiała
się, jak go przekonać, że musi powściągnąć gniew. W prze
ciwnym razie awantura będzie nieunikniona.
Burza minęła i po południu niebo się wypogodziło, a zza
chmur wyjrzało słońce. Zbliżali się do celu, więc Henry
pchnął zawczasu gońca z wiadomością o ich powrocie. Wę
drowcy zaczęli wiwatować, gdy ich oczom ukazały się wieże
i mury zamku Ashton.
Tętent kopyt i dzwonienie kolczug oraz uprzęży wywabi
ło z chat miejscowych wieśniaków. Wybiegli na drogę, żeby
powitać okrzykami młodego dziedzica. Poważnieli, gdy mi
jał ich wóz z trumną zmarłego pana. Czyniąc znak krzyża,
szeptali modlitwy za zmarłych.
O zmierzchu wjechali na zwodzony most. Wieczór był
mokry, ponury i zimny. Wóz z trumną dostojnego pana Thur-
stana zatrzymał się przed drzwiami kaplicy. Stojący na scho
dach ksiądz Thomas uroczyście powitał zmarłego suzerena.
Remy pomógł Beatrice zsiąść z konia, a potem dołączył
do Gilesa, Cedrika oraz Henry'ego. Wszyscy razem na ra
mionach wnieśli trumnę do kaplicy i postawili przed ołta
rzem. Mroczne wnętrze rozświetlały pełgające płomyki tuzi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]