ebook - do ÂściÂągnięcia - download - pdf - pobieranie

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

umówionym terminem i muszę spacerować po sąsiednich ulicach albo czekać w
sąsiednich sklepach, póki nie pokażę się punktualna niemal do bólu. Nic na
to nie mogę poradzić. Jest to zapewne reakcja na ustawiczne spóznialstwo
mojej matki, na to, że byłam ostatnim dzieckiem, które odbierano ze szkoły,
obozu, kościoła, przyjęć urodzinowych, wizyt u dentysty, lekcji tańca.
Zawsze zapłakana, zawsze przekonana, że tym razem w ogóle nie przyjdzie,
zostawi mnie na wieki z dentystą albo rosyjską nauczycielką baletu, która
metrowym kijkiem biła mnie pod kolanami. Kiedy matka wyprowadziła się od
dziadków, zobowiązała się, że przynajmniej w połowie koniecznych przypadków
będzie mnie zawozić i przywozić; tak oto zdarzało się, że w holach i foyer,
na wilgotnych kamiennych ławach albo winylowych kanapach poczekalni
powtarzałam w myślach numer telefonu dziadków i adres, pod jaki policja
powinna mnie odstawić.
Spóznialstwo jest u mojej matki skłonnością tak mocno zaawansowaną, że
wykracza poza granice wszelkiej przyzwoitości. Staje się przyczyną utraty
pracy, miłości, niepotrzebnych sesji u psychoterapeuty, poza tym sugeruje,
że matka żyje we własnym domu, osobliwym wymiarze czasu. Spózniając się -
nieważne, jak to tam zwał - matka jest niezawodna, dlatego na rodzinne
spotkania babka z przyzwyczajenia każe jej przychodzić przynajmniej dwie
godziny wcześniej, a mimo to matka wpada na ostatnią chwilę. Niemal się
spóznia. Nie jestem tak praktyczna jak babka; nigdy nie mogę się do tego
przyzwyczaić.
O 12.45 pukam do drzwi sypialni. Matka wyszła już z wanny, układa włosy,
ale jeszcze nie zrobiła sobie makijażu. Nie ma na sobie nic prócz
biustonosza i majteczek. Porozrzucane bluzki i spódnice zakrywają wszystkie
powierzchnie zwykle idealnie wysprzątanego pokoju.
Buty wypadają z szafy, jakby je zatrzymano podczas próby ucieczki. Siedzę
w fotelu na biegunach i obserwuję rozwój wypadków.
- Dobrze ci w tym - uspokajam matkę po każdej zmianie kreacji, ale ona
przegląda się w lustrze i kolejny raz wszystko z siebie zdziera. - Proszę -
mówię. - Jest pierwsza. - Potem, po kilku następnych przymiarkach rzucam: -
Pierwsza piętnaście.
- Jedz - odpowiada. - Ja nie mogę. Nie jestem gotowa. - Siada na łóżku,
nadal rozebrana. Chowa twarz w dłonie.
- Sama? - pytam. - Nie chcę.
- Będziesz musiała. Albo też się spóznisz.
- Po prostu wrzuć coś na siebie - błagam. - Proszę. Poprowadzę, a ty
możesz dokończyć makijaż w samochodzie.
- Nie. - Jedz już.
Wyruszam o pierwszej trzydzieści. Drętwieję ze strachu, ale nie wiem, czy
17
z powodu spotkania sam na sam z ojcem, czy dlatego, że się spóznię. Mknę
autostradą. W moich żyłach płynie szeroki strumień adrenaliny. Denerwuję
się tak bardzo, aż bolą mnie plecy.
Zatrzymuję samochód i biegnę przez terminal od parkingu do wyjścia.
Ciężko dyszę. Mężczyzna w jasnobrązowym garniturze - nie w brązowym -
prostuje się powoli przy fontannie, odwraca i zatrzymuje na mnie wzrok.
Rozpoznajemy się natychmiast. Niedawno wymieniliśmy aktualne fotografie,
ale chodzi jeszcze o coś innego: jesteśmy do siebie podobni.
Zbliżając się do mnie, ojciec ociera mokre usta wierzchem wolnej dłoni. W
drugiej trzyma czarny, z wyglądu ciężki futerał - aparat fotograficzny,
wyjaśnia.
- Spózniłaś się - powiada. Chociaż samolot również przyleciał po czasie,
na ziemi jest już od kilku minut.
- Wiem - mówię. - Przepraszam. Ale na drodze...
Kłamię, aby usprawiedliwić matkę, jeszcze nagą w biustonoszu i wałkach na
głowie. Mogłabym ją zdradzić, wyjaśnić, ile ta wizyta dla niej znaczy.
Choćby tyle, że miała szaleńczy ranek przed lustrem. Nie czynię tego.
Chronię ją. Nauczyła mnie tego na własnym przykładzie, na przykładzie
maski, zastrzeżonego numeru telefonu. Nie mogę sobie przypomnieć chwili,
kiedy nie byłam świadoma kruchości matki. To przecież część mojego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bajkomoda.xlx.pl
  • Cytat

    Ad hunc locum - do tego miejsca.

    Meta