ebook - do ÂściÂągnięcia - download - pdf - pobieranie

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tego dnia - syknÄ…Å‚ Jake. - Gid zostawiÅ‚ mnie na pe­
wną śmierć, a sam nawiał z torbą pełną szmalu, tak
było! Pewnie myślisz, że ten twój Trace, czy jak on
siÄ™ teraz zwie, to szczery, porzÄ…dny chÅ‚opak? I cie­
szysz siÄ™, że zÅ‚apaÅ‚aÅ› zÅ‚otego sokoÅ‚a, bohatera z two­
ich książeczek, który pomoże ci odnalezć skarb i zÅ‚o­
ży ci go u stóp? Opamiętaj się, dziewczyno, póki nie
jest za pózno! Już on znajdzie sposób, żeby zagarnąć
dla siebie klejnoty. Nie ma zwyczaju dzielić siÄ™ z ni­
kim.
- KÅ‚amiesz.
- Tak myślisz? Jeszcze wspomnisz moje słowa.
Kiedy Gideon bierze siÄ™ do roboty, nigdy nie wraca
z pustymi rękami. A ci, którzy mu staną na drodze,
mogą przypłacić to życiem.
- Nie wyglądasz mi na umarłego.
- Miałem cholerne szczęście. I tobie też go życzę
- mówiąc to, okręcił się na pięcie i zniknął we mgle.
152 " POSZUKIWACZ SKARBÓW
Sarah odczekała jeszcze chwilę, ale niepokój nie
zniknął. Pokręciła głową i zawróciła w stronę domu.
Nagle z szarości wyłoniła się kolejna postać. Gideon.
- Wierzysz mu? - zapytał. Zielone oczy patrzyły
w ogromnym napięciu.
Sarah cofnęła siÄ™ o krok i skuliÅ‚a ramiona, udrÄ™czo­
na ciężarem ponurych myśli.
- Czy to ważne?
- Tak, cholernie ważne.
- Dlaczego?
- Nie igraj ze mnÄ…, Sarah.
- Nie igram. Powiem ci szczerze - doszÅ‚am ostate­
cznie do wniosku, że nie jestem ci już nic winna,
podobnie jak ty mnie. A co do zaufania, mogę zadać ci
to samo pytanie.
Chciała odejść, lecz położył jej ciężkie dłonie na
ramionach.
- DokÄ…d siÄ™ wybierasz?
- Wracam do Seattle.
- Jake uwodził cię, tak? Jak Leannę?
Azy zakręciły się jej w oczach. Otarła je dłonią.
- Nie, Gideon - odparÅ‚a z wymuszonym spoko­
jem. - Ja naprawdÄ™ mam wiÄ™cej rozumu niż ta zapa­
trzona w siebie, głupia neurotyczka, która była twoją
żoną. %7ładna normalna kobieta nie dałaby się nabrać
na zaloty tego lalusia pozującego na mężczyznę. To
tylko model z magazynu męskiej mody, nic więcej.
Taki dekoracyjny, dowcipny typek, z którym co
najwyżej można siÄ™ pokazać w lokalu albo na przyjÄ™­
ciu. Niektórym kobietom to wystarczy. Mnie nie
- zakończyła z pogardą i wyszarpnęła się z jego
uścisku.
POSZUKIWACZ SKARBÓW " 153
- Sarah, przecież nie możesz tak odejść.
- Nie martw siÄ™, nie odchodzÄ™ z Jake'em Savage'em.
- On cię będzie próbował wykorzystać - ostrzegł.
- Zwłaszcza kiedy zrozumie, że się rozstaliśmy.
- Możesz być pewien, że nie doprowadzę go do
białej skały.
- Znajdzie na ciebie sposób. - Głos miał szorstki,
ponury. - Powiedz mi, Sarah, czy Å‚atwo ci jest od­
chodzić ode mnie?
Zatrzymała się w pół kroku i popatrzyła na niego.
Ulotne pasemka mgÅ‚y przepÅ‚ywaÅ‚y koÅ‚o ciemnej, wy­
sokiej postaci. Miał surowe, ściągnięte rysy kogoś, kto
jest zdolny całkowicie zamknąć się w sobie i trzymać
resztę świata na dystans.
- ByÅ‚am naiwna, Å‚udzÄ…c siÄ™, że potrzebujesz wyba­
wienia.
- Wybawienia? Od czego, do diabła?
- Nieważne. Lubisz być sam, prawda? I nie masz
ochoty się wysilać, by nabrać zaufania do drugiego
człowieka. Nie jest łatwo odchodzić od ciebie, Gideon,
ale nie mam wyboru. Może ty i moi przyjaciele
mieliÅ›cie racjÄ™ - nie powinnam do tego stopnia wie­
rzyć swojej intuicji. - Uśmiechnęła się smętnie. - Cóż,
jedno jest przynajmniej pocieszajÄ…ce. Nie muszÄ™ od­
chodzić sama sprzed ołtarza. Widać zmądrzałam.
Odeszła. Już nie usiłował jej zatrzymywać.
Gideon wcisnął ręce w kieszenie i zgarbił ramiona,
przejÄ™ty nagÅ‚ym chÅ‚odem. OdgÅ‚os odjeżdżajÄ…cego sa­
mochodu zamierał w ciszy.
A jednak to zrobiła. Zostawiła go. Wiedział, że
jakaś część jego osoby nigdy się z tym nie pogodzi.
154 " POSZUKIWACZ SKARBÓW
Niewiarygodne, jak szybko przyjÄ…Å‚ za swoje jej
szalone przekonanie, iż są sobie przeznaczeni. Jeszcze
trochę, a uwierzyłby, że przez całe życie marzyła o nim
w snach.
Niestety, od samego początku nie wiedział, jak ma
jÄ… traktować. Wtargnęła do jego domu i zbyt bez­
ceremonialnie wzięła go w obroty. SprawiÅ‚a, że wyda­
rzenia potoczyły się jak lawina, o wiele za szybko jak
dla niego. Nie był typem, który łatwo poddawał się
prawdziwej bliskoÅ›ci. Dlatego przeciwstawiaÅ‚ siÄ™ zapÄ™­
dom Sarah, bezustannie doszukujÄ…c siÄ™ ukrytych mo­
tywów i usiłując dopasować jej żarliwe, pełne pasji
emocje do chłodnej rzeczywistości.
Od dnia, kiedy stali siÄ™ kochankami, zaczaj siÄ™ powoli
otwierać, gdyż znalazł w końcu drogę, która prowadziła
do zaufania i pewnoÅ›ci. Jedyne, czego byÅ‚ pewien od po­
czątku i bez zastrzeżeń, to autentyczności jej pożądania.
A teraz, dziÄ™ki Savage'owi, wróciÅ‚ do punktu wyj­
ścia. Do samotności.
Lecz tym razem samotność bolała. Jakby w duszy
otworzyła mu się rana, przez lata zasklepiona.
Najgorsze zaś jest to, myślał, wstępując na schody,
że nie mogę nawet winić za swoje nieszczęście Sava-
ge'a. Tylko siebie.
- Widzisz stary, odeszła - powiedział do Atahual-
py, czekającego u progu. - Sami zjemy śniadanie.
Kocur poprowadził go do kuchni, gdzie na krześle
Sarah siedziała już Ellora. Gideon nie mógł znieść
oskarżycielskiego spojrzenia jej ślepi.
- Kochana, to nie moja wina - usprawiedliwiał się.
- Takie kobiety pojawiajÄ… siÄ™ i znikajÄ… jak iskierki.
DziÅ› tu, jutro tam. Rozumiesz?
POSZUKIWACZ SKARBÓW " 155
Nie miaÅ‚ apetytu. Automatycznie zaparzyÅ‚ sobie ka­
wÄ™. Koty w milczeniu Å›ledziÅ‚y go wzrokiem. WziÄ…Å‚ pa­
rującą filiżankę i poszedł z nią na górę, by sprawdzić, czy
Sarah nie zostawiła czegoś, pakując się w pośpiechu, ale
pokój był pusty. Zdążyła nawet starannie zasłać łóżko.
Zszedł powoli na dół. Dom stał się znów zimny
i ponury. Koty siedziaÅ‚y obok siebie u podnóża scho­
dów, patrząc na niego nieodgadnionym spojrzeniem.
- Wiem, wiem - mruknÄ…Å‚, stajÄ…c poÅ›rodku ciem­
nego holu. - Nie powinienem puÅ›cić jej samej, zwÅ‚asz­
cza w taką mgłę. To niebezpieczne. Jeżeli będzie miała
choć odrobinę rozumu, zatrzyma się w miasteczku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bajkomoda.xlx.pl
  • Cytat

    Ad hunc locum - do tego miejsca.

    Meta