[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Na saksofonie.
- Och, przyjmą cię z otwartymi ramionami - zawołała
Hannah. - W ubiegłym roku odszedł jeden saksofonista, a ten
drugi to kompletny kretyn.
- Hannah! - Olivia odwróciła się, trzymając w rękach
paterę pełną owoców. - Jesteś dzisiaj niemożliwa.
- Ale to prawda - powtórzyła Hannah.
- Może mogłabyś mnie zaprotegować? - spytał Brad.
- Dobrze - zgodziła się Hannah. - Charlotte też tam chodzi
- dodała po chwili. - Gra na flecie. Nie obrazicie się, jeśli już
pójdę do siebie? Nie mam ochoty na owoce.
- Idz - odparła Olivia. - Jestem pewna, że Brad ci
wybaczy, jeśli masz jeszcze lekcje do odrobienia.
- Oczywiście - zaczął, ale Hannah szybko mu przerwała.
- Och, nie chodzi mi o lekcje - wyjaśniła. - Odrobiłam je
wieki temu. Muszę zadzwonić do Charlotte.
- Przecież dopiero co rozmawiałyście - zaprotestowała
Olivia.
- Tak, ale muszę jej powiedzieć coś ważnego.
- No to idz. - Olivia bezradnie machnęła ręką. Hannah
była już przy drzwiach, ale nagle o czymś sobie przypomniała,
bo odwróciła się i zapytała:
- A co z tym przyjęciem? Olivia westchnęła.
- Zupełnie zapomniałam. Wiem, że miałyśmy o tym dziś
porozmawiać. Może jednak zechciałabyś jeszcze trochę
poczekać? - Nie chciała dopuścić do kolejnego konfliktu w
obecności Brada.
- Nie przejmuj się - rzuciła jej córka nonszalancko. - Nie
musimy już w ogóle o tym rozmawiać.
- A to dlaczego?
- Ponieważ zdecydowałam, że nigdzie nie pójdę. Olivia
nie kryła zdumienia.
- Mogę wiedzieć, co wpłynęło na tak radykalną zmianę
twojej decyzji?
- Nie interesuje mnie to. - Hannah wzruszyła ramionami. -
Z tego, co wiem, idzie tam sama dzieciarnia. Razem z
Charlotte zdecydowałyśmy więc, że my nie pójdziemy -
oznajmiła, wychodząc z kuchni.
- Hm - mruknęła Olivia. - Coś mi tu nie pasuje.
- Co masz na myśli? - zdziwił się Brad.
- Dziś dowiedziałam się od matki Charlotte, że większość
rodziców nie ma zamiaru puścić swoich córek na tę imprezę.
- O jakiej imprezie mówisz?
- O całonocnej zabawie w jakiejś opuszczonej szopie w
okolicach Malsonbury.
- To bardzo rozsądne, że nie chcecie ich puścić - przyznał
Brad.
- Ulżyło mi, że sama zmieniła zdanie - rzekła Olivia. - A
już myślałam, że przyjdzie mi stoczyć z nią kolejną bitwę.
- Westchnęła. - Hannah nigdy wcześniej nie sprawiała mi
takich kłopotów. Wydaje mi się, że jeszcze tak niedawno była
rozkoszną, małą dziewczynką, bawiącą się lalkami, chodzącą
na balet i lekcje muzyki.
- Tak chyba właśnie wygląda dorastanie - zauważył.
- Cóż, chyba masz rację. Mam nadzieję, że nie myśli
poważnie o tej szkole dla modelek.
- To z pewnością jedynie chwilowy kaprys.
- Zawsze mówiła, że chce być lekarzem.
- Jak jej mama - powiedział miękko.
Olivia drgnęła, a kiedy podniosła głowę, ich oczy
nieoczekiwanie się spotkały.
- To prawda - przyznała. - Chociaż konsekwentnie
ukazywałam jej pułapki tego zawodu...
- Jest jeszcze czas. Ona ma dopiero czternaście lat
- Tak, ale musi mieć bardzo dobre wyniki w nauce.
Tymczasem.. . - Olivia machnęła ręką z rezygnacją.
- A co z jej ojcem? - zapytał Brad. Olivia drgnęła.
- Co z jej ojcem? - bezwiednie powtórzyła.
- Nie może z nią o tym porozmawiać? Olivia pokręciła
głową.
- Hannah nie widuje się z ojcem - oznajmiła.
- Och, tak mi przykro. - Gdy nie podjęła tematu, zapytał:
- Jesteście rozwiedzeni?
Olivia chwilę patrzyła na niego w milczeniu, następnie
nabrała powietrza w płuca i odrzekła:
- Nie, nie byliśmy małżeństwem, a ja nigdy nie byłam
zamężna. Jestem jeszcze jednym z tych szokujących
przypadków, z którymi zetknęliśmy się w trakcie dzisiejszych
wizyt.
Patrzył na nią ze zdumieniem.
- Przepraszam? - mruknął w końcu.
- To prawda - powtórzyła. - Podobnie jak Kylie i Leanne,
ja również byłam kiedyś niezamężną kilkunastoletnią matką...
ROZDZIAA PITY
- Jestem ci winien przeprosiny.
Było przedpołudnie następnego dnia. Olivia siedziała w
swym gabinecie, przeglądając poranną pocztę, gdy Brad
zapukał w lekko uchylone drzwi, po czym wetknął w nie
głowę.
- Naprawdę? - powiedziała chłodno.
- Czy mogę wejść? Znajdziesz dla mnie minutkę?
- Oczywiście. Mam jeszcze chwilę, zanim zacznę
przyjmować pacjentów.
Nie spotkali się dziś rano w domu, ponieważ Olivia
wyszła do ośrodka wcześniej, zostawiając swej gospodyni,
pani Cooper, polecenie, by sprawdziła, czy jej nowy lokator
czegoś nie potrzebuje.
Brad wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi.
- Przepraszam - powiedział, siadając na krześle dla
pacjentów. - Nie wiedziałem, w jakiej jesteś sytuacji.
- Skąd mogłeś wiedzieć? - Wzruszyła lekko ramionami.
- Nie mogłem, ale... - pokręcił głową - tyle mówiłem o
odpowiedzialności i obciążeniach...
- Właściwie - westchnęła Olivia - zgadzam się prawie ze
wszystkim, o czym wczoraj mówiłeś. Uważam tylko, że nie
ma prostych rozwiązań.
Nie mogła oderwać wzroku od jego dłoni. To była
wyjątkowo piękna dłoń o długich palcach artysty i szerokich
paznokciach z dużymi półksiężycami. Było w niej jednak coś,
co budziło w niej niepokój.
- Czy zawsze musiałaś radzić sobie z Hannah sama?
- Och, nie - zaprotestowała. - Moi rodzice byli
nadzwyczajni. Nigdy nie dałabym sobie rady i nie
zrealizowałabym swoich ambicji bez ich pomocy.
- A więc nie należeli do tych, którzy zamykają przed
córką drzwi?
- Na pewno nie - odparła. - Właśnie skończyłam szkołę
średnią i przygotowywałam się do egzaminów na medycynę.
Zostałam w domu, urodziłam Hannah, a pózniej, gdy moi
rodzice się nią zajęli, podjęłam studia. Kiedy umarł mój
ojciec, matka musiała sobie radzić sama. Miałam nadzieję, że
po uzyskaniu dyplomu będę w stanie jej trochę pomóc, kiedy
przystąpię do spółki. Niestety, wtedy właśnie u matki wykryto
nowotwór. Zmarła rok pózniej.
- Nie było ci łatwo - powiedział.
Pokręciła głową, w jej oczach pokazały się łzy. I jakby
tego było mało, Brad, widząc, co się z nią dzieje, pochylił się i
położył rękę na jej dłoni. Poczuła, jak od tej ręki płynie ku niej
ciepło, a wraz z nim spokój i ukojenie.
Jakiś czas trwali tak w milczeniu. Nagle odezwał się
interkom i czar prysnął. Olivia wysunęła dłoń, czując, jak
płonie jej twarz.
- Tak, Lauren? - powiedziała.
- Och, pani doktor, czy u pani jest Brad?
- Tak, Lauren, doktor Bradley jest u mnie.
- Fiona go szuka. Czy może zaraz do pani przyjść?
- Tak, Lauren. - Olivia wyłączyła interkom i spojrzała na
Brada. - Zaraz tu przyjdzie Fiona Cliford, nasza księgowa.
Czy spotkałeś się z nią wczoraj?
- Tak. - Skinął głową. - Podejrzewam, że chce wiedzieć,
kiedy w końcu przestanę się szwendać i wezmę do uczciwej
roboty.
- Czy dobrze ci się spało w nowym miejscu? - zapytała po
[ Pobierz całość w formacie PDF ]