[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kobietę, która pomo\e ci powrócić do świata \ywych.
Wściekłość nieco zel\ała, ale przerodziła się we wrogość.
Nabrała powietrza.
Widzisz tylko to, co chcesz ujrzeć, prawda, Dan?
A co to takiego?
Aatwa droga ucieczki.
Jego oczy zionęły lodem.
Chyba ju\ powinnaś się zbierać, Wasza Wysokość. Wracać do swojego kraju, swojego
królestwa.
Wyprostowała się.
Masz rację. Powinnam. Wystarczająco długo uciekałam i wystarczająco daleko.
Przypomniały jej się słowa starej Cyganki. Otoczyć właściwą opieką... Có\, otaczała właściwą
opieką. Jednak, wbrew ostrze\eniom tej kobiety, nie przepadła. Wprost przeciwnie. Miłość i ból
tchnęły w nią nowe siły. I mimo \e myśl o opuszczeniu tej chaty i człowieka, którego pokochała,
przera\ała ją, musiała to zrobić. Była gotowa wrócić do domu i stanąć twarzą w twarz z ojcem i
przyszłością.
W drodze do chaty, gdzie zamierzała spakować swoje rzeczy, przystanęła na werandzie.
Uciekanie jest bardzo męczące. Dan podniósł wzrok.
Mam wystarczająco du\o energii.
Nie zamierzam błagać cię i prosić, byś zrozumiał i wybaczył mi to, co zrobiłam. Ka\dy z
nas musi w tym \yciu odbyć własną podró\. Miałam tylko nadzieję, \e odbędziemy naszą wspólnie.
Przez chwilę zdawało się jej, \e Dan idzie ku niej, jednak w tym samym momencie siedział ju\ na
grzbiecie Rancona i zmierzał w stronę lasu.
śegnaj... wyszeptała Cathy.
ROZDZIAA TRZYNASTY
Dan zacisnął dłoń na butelce i wlał piwo do gardła.
Mrugający czerwonym światłem neon pubu rozmywał się. Było to ostrze\enie, ze mo\e ju\
czas przestać albo przynajmniej zwolnić.
Skinął jednak na barmana, \eby przyniósł następną butelkę.
Dopiero dziewiąta. Zbyt wcześnie, by wracać do pustego mieszkania. Poza tym, nigdy nie
zwracał uwagi na ostrze\enia. śadne.
Karteczka, którą Angel, a raczej księ\niczka Catherine Thorne, zostawiła na stole
kuchennym, nim przed kilkoma dniami odeszła, tkwiła w jego portfelu. Przeczytał ją ju\ ze sto
razy i, jak skończony dureń, nie był w stanie pozbyć się jej.
Nędznych sześć słów prześladowało go dniem i nocą.
Bardzo mi przykro. Kocham cię. Angel.
Przeklął pod nosem i przygładził włosy. Myślał o niej bez przerwy. Gdy tylko odeszła, on
te\ spakował się i ruszył z powrotem do Denver. Aó\ko, prysznic, kuchnia, kominek, rzeka,
sosnowy zapach, wszystko ją przypominało.
Za jego plecami ktoś wybuchnął śmiechem.
Postawiłbym ci piwo, Mason, ale widzę, \e masz ju\ dość.
Dziś nie prowadzę. Dan rzucił okiem przez ramię i zmarszczył brwi, widząc nadchodzącego
Jacka Bonnera. Skąd wiedziałeś, \e tu będę, Bonner?
Tutaj zawsze mo\na utopić smutki.
Spadaj.
Jack usadowił się na stołku barowym tu\ obok niego.
Nie ma mowy, szeryfie.
Jeśli nie wiesz, to ju\ nie jestem pracownikiem biura szeryfa burknął.
Słyszałem, \e zrezygnowałeś.
Zgadza się.
Przeszła ci ju\ chęć do pogoni, co?
Na to wygląda. Przez ostatnie cztery lata szukał zemsty. Jasne, \e miał z tego satysfakcję, ale
przede wszystkim ogarnęła go pustka.
Do czasu, gdy na jego drodze pojawiła się fiołkowooka piękność.
Zawsze mo\esz wstąpić do wywiadu. Szukam partnera.
CIA nigdy mnie nie interesowała.
To FBI. Jack uśmiechnął się pogodnie. Niezły \art, naprawdę.
Staram się.
Mo\e powinieneś zostać komikiem.
Jasne odpowiedział oschle.
Jack nie przestawał się uśmiechać.
Problem polega na tym, \e masz ten cholerny instynkt opiekuńczy, który musi być
zaspokojony.
Dan spojrzał na niego jak na wariata.
O czym ty, do cholery, gadasz?
Doskonale wiesz, o czym. Jack zamówił piwo. Je\eli ju\ przy tym jesteśmy, co się stało z
naszą księ\niczką?
Ona nie jest nasza warknął Dan.
Jack wybuchnął śmiechem.
yle mnie zrozumiałeś, stary.
Zamknij się albo ci pomogę.
Sheff postawił przed Jackiem zimne piwo.
Spokojnie, chłopaki. Wiecie, \e u mnie nie wolno się bić. Szczególnie z tak błahego powodu jak
\ycie miłosne.
Kto tu, do diabła, mówił o miłości? Dan posłał im lodowate spojrzenie. Tu nie chodzi o
miłość.
Jack mrugnął do barmana.
Nie martw się, Sheff. Panuję nad nim.
Mam nadzieję odparł, unosząc brew. Dan potrząsnął głową i wyszeptał:
Nie mówiłem nic o miłości.
Niosąc zamówienie dla innych klientów, Sheff zatrzymał się przy nich.
yle to znosi.
Jack uniósł ręce w geście triumfu.
A nie mówiłem? Wiesz, jak to nazywamy w biurze, Mason?
Dwóch trajkoczących idiotów zrewan\ował się Dan.
Spróbuj jeszcze raz.
Bardzo mi przykro. Kocham cię. Angel.
Jak długo zajmie mu wypędzenie jej z myśli? Ile jeszcze będzie musiał wypić?
Co cię tu sprowadza, Bonner? zapytał Dan, pociągając z butelki.
Chęć powstrzymania cię przed popełnieniem \yciowego błędu.
Myślę, \e tracisz czas.
A ja uwa\am, \e powinieneś pojechać za nią, wyznać, \e ją kochasz, i poprosić o rękę.
Dan odstawił piwo z hukiem.
Ile dzisiaj wypiłeś? Przecie\ nie wierzysz w mał\eństwo.
To nie dla mnie, ale ty musisz się pozbierać, stary. Jack uśmiechnął się od ucha do ucha
i napił się. Wiem, \e to oznacza utratę niezale\ności, ale nie masz innego wyjścia.
Ta kobieta jest księ\niczką, Jack. Pochodzi z rodziny królewskiej, na litość boską!
Rodzina królewska. Te słowa ledwo przeszły mu przez gardło.
I Co z tego?
Jest przyzwyczajona do futer, diamentów, zamków i...
Masz przecie\ wiele do zaoferowania.
Nie mam nic.
Ale ją kochasz, stary.
Tak, ale to nie wystarczy. Dan znieruchomiał. Chciał cofnąć te słowa, ale było ju\ za
pózno. Westchnął, zaciskając dłoń na szyjce butelki.
Najgłupsza rzecz, jaką mo\na zrobić. Zakochać się w księ\niczce.
A ona cię kocha?
Wzruszył ramionami.
Tak powiedziała. Ale mówiła te\, \e nic nie pamięta, a doskonale wiedziała, kim jest.
Jack skrzywił się.
Wiem, \e rozumiesz, dlaczego to zrobiła, Mason.
Wiem te\, \e rozumiesz, dlaczego tak bardzo cię to wkurzyło.
W tym momencie Dan \ałował, \e Jack tak dobrze go zna i tyle wie o jego przeszłości. Wierzył
oczywiście, \e straciła pamięć i \e chciała przedłu\yć wszystko o te dwa dni. Wierzył, bo sam tego
pragnął. Prawdopodobnie postąpiłby tak samo, by móc być z nią jak najdłu\ej.
Dan przeciągnął się.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]