[ Pobierz całość w formacie PDF ]
powstrzymała się od publicznego wygłaszania swoich opinii. W tej przychodni
tak się nie robi.
88
RS
Trish na moment zacisnęła wargi.
Przepraszam. Oczywiście masz rację... Westchnęła. Tyle lat
staraliśmy się z Davidem o dziecko i nic z tego nie wyszło, a ona zachodzi w
ciążę, jak tylko spojrzy na faceta.
Matt pogładził ją po ramieniu.
Trish, nie bądz dla siebie taka surowa. Jesteś wspaniała. Nikt tak
sprawnie jak ty nie poradziłby sobie z powiadomieniem pacjentów zapisanych
na wczoraj o zmianie terminu ich wizyty. Bardzo ci za to dziękuję.
%7łeby się zrewanżować, obiecaj mi, że w tym roku przyjdziesz na bal
singli. Jeszcze nigdy go nie zaszczyciłeś swoją obecnością, najwyższy czas,
żebyś się pokazał.
Zastanowię się.
Kellie, a ty przyjdziesz? Trish uśmiechała się szeroko. Jestem
przekonana, że będziesz dobrze się bawić. Przyjadą ludzie z odległych miejsc.
Brzmi to zachęcająco odrzekła Kellie. Kiedy?
W przyszłym miesiącu. Dostaniesz zaproszenie ze wszystkimi
szczegółami. Doskonała zabawa gwarantowana, a poza tym może spotkasz
miłość swojego życia?
Już były takie przypadki. W ciągu czterech lat mieliśmy cztery śluby.
Kellie odwróciła głowę, żeby Matt nie zauważył, jak rumieńce pokrywają
jej policzki.
Tego nie przewiduję odpowiedziała. Poza tym za pół roku
zamierzam opuścić te strony.
Trish nagle wybiegła do telefonu w recepcji.
Matt, postaraj się, żeby zmieniła zdanie rzuciła na odchodnym pod
jego adresem. Jestem pewna, że jak się przyłożysz, to ci się uda.
Spojrzał lekko zirytowany na Kellie.
89
RS
Nie zwracaj na nią uwagi mruknął. Trish i chyba całe miasto uważa,
że muszę poszukać sobie żony. Przepraszam, jeśli jej słowa wprawiły cię w
zakłopotanie. Ona ma zacne intencje, ale nie nadaje się na swatkę.
Rozumiem. Moi znajomi troszczą się o mnie w podobny sposób. Chyba
nikt nie był na tylu randkach w ciemno co ja...
Uśmiechnął się zniewalająco, przez dłuższą chwilę nie spuszczając z niej
wzroku.
Pacjenci na mnie czekają mruknął.
Gdy zamknął za sobą drzwi, odetchnęła głęboko. Przepadłaś,
dziewczyno, pomyślała, wylewając do zlewu niewypitą herbatę.
90
RS
ROZDZIAA JEDENASTY
Po dyżurze zajrzała do sklepu, żeby zapłacić za wiktuały, które Ruth
przyniosła jej na powitanie.
Właścicielka, Cheryl Yates, oprowadziła ją po swoim królestwie.
Zaopatrzenie jest u nas skromniejsze niż w mieście
mówiła ale możesz zamówić wszystko, co zechcesz, a my to
sprowadzimy. Nie ma tu luksusów, ale za to jesteśmy otwarci na potrzeby
naszych klientów.
Dziękuję.
Cheryl zmrużyła oczy, wpatrując się w lustro nad kasą.
Przepraszam cię na chwilę. Energicznym krokiem ruszyła w głąb
sklepu, gdzie kręcił się jakiś wyrostek.
Smithton, co tu robisz? Jej niski glos zadudnił w całym
pomieszczeniu. Co masz w kieszeniach?
Nic, psze pani. Nic nie mam.
Mam wezwać policję, czy załatwimy to między sobą? Stała,
wziąwszy się pod boki.
Chyba lepiej mieć do czynienia z oddziałem policji niż z tą pokaznej
tuszy kobietą, pomyślała Kellie.
Cheryl, co się stało? zawołał Matt.
Ty miał ochotę pożyczyć sobie kilka rzeczy, ale się rozmyślił odparła
właścicielka sklepu. Prawda, Ty?
Chłopak szedł przed nią z miną buntownika, ale za tą fasadą Kellie
dostrzegła zagubionego chłopca. Przypominał jej brata Nicka, który często
popadał w tarapaty, chcąc ściągnąć na siebie uwagę.
Jak wam tam jest pod opieką pani Williams? zapytał Matt.
91
RS
Ty wzruszył ramionami.
Chyba dobrze bąknął. Matt uścisnął go za ramię.
Stary, nie dokuczajcie jej. Ona nie jest taka młoda jak wasza matka.
Wiem...
Cześć, Ty. Kellie włączyła się do rozmowy. Nazywam się Kellie
Thorne i jestem nowym lekarzem w Culwulla Creek. Mam zamiar odwiedzić
Ruth w waszym domu. Jak chcesz, mogę cię podwiezć. Pokażesz mi drogę?
Czemu nie. Ty nie był zachwycony. Ale to blisko. Mogę pójść na
piechotę.
To chodzmy razem zaproponowała. Spacer dobrze mi zrobi. Od
rana siedziałam w czterech ścianach. Ruth mi mówiła, gdzie mieszkacie, ale
zapomniałam.
Chłopak znowu wzruszył ramionami, więc sięgając po trzy batoniki,
Kellie zwróciła się do Cheryl.
I proszę doliczyć jeszcze to.
Aadna sztuka, nie? zagadnęła Cheryl Matta, ledwie Kellie i Ty wyszli
ze sklepu.
Cheryl, przestań warknął. Zachowujesz się jak Trish. Zdaje się, że
Trish razem z Timem i Claire zmówili się, żeby ją przyjąć do pracy. Mam
wrażenie, że do tego spisku przyłączyło się całe miasto. Gdzie nie pójdę,
wszyscy rzucają mi wymowne spojrzenia.
Ale ona jest bardzo ładna upierała się Cheryl. A poza tym już czas,
żebyś zaczął żyć. Matt, jesteś za młody, żeby odmawiać sobie przyjemności.
Co stoi na przeszkodzie, żebyś zaprosił ją do siebie na kolację?
Nie jestem zainteresowany.
Cheryl cmoknęła, podając mu zakupy.
92
RS
Mnie nie oszukasz, Matt. Ani ty, ani bracia Smithton. Jesteś
zainteresowany, ale twoja głowa nie nadąża za twoim ciałem i sercem.
Wracał do samochodu z marsowym obliczem. Wcale nie chciał być
zainteresowany, ale mu to nie wychodziło. Kellie działała na niego jak magnes.
Czuł doskonale, że go do niej ciągnie pomimo jego usilnych starań, by
zachować dystans. Tryskała radością życia i nadzieją. Pierwszy raz miał do
czynienia z tak żywiołową osobą.
Atakowała wszystkie wyzwania jak taran, co mu uprzytomniło, jak
bardzo odciął się od świata. Jest samotny, temu nie da się zaprzeczyć. Tęsknił
za swobodną atmosferą związku dającego poczucie bezpieczeństwa, którego
tak bardzo mu brakowało w okresie dojrzewania.
Madeleine była taka stabilna, spolegliwa i odpowiedzialna. Ale też i do
bólu przewidywalna, odezwał się cichy, wewnętrzny głosik.
Zacisnął palce na kierownicy.
Lubił przewidywalność. Przynajmniej w życiu prywatnym. Lubił
wiedzieć, co się wydarzy.
Nie wyobrażał sobie przewidywalnej Kellie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]