ebook - do ÂściÂągnięcia - download - pdf - pobieranie

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

najbli\sze ćwierć wieku  odpowiedział.
- Dobra, ju\ się zamykam. Jazz, a ty co powiesz?
- Z tą małą wszystko w porządku. Trochę się przestraszyła, kiedy nie chciałeś jej przytulić, ale
potem wyluzowała. A zapomniałbym! - prawie wykrzyknął.  Jak wspomniałeś o jej kierowcy to
myślałem, \e eksploduje ze szczęścia  dokończył radośnie. Ben mu zawtórował.
- No tak, wspominała o nim. Pierwszy pocałunek  wyjaśniłem im i zacząłem się śmiać.
- Dobra, kto ostatni w domu, ten poluje tylko na jelenie!  stwierdził Jasper i ju\ go nie było.
Najszybciej jak potrafiłem, poderwałem się na równe nogi i pobiegłem za nimi. Wiatr dmuchał
mi w twarz, a leśne zwierzęta uciekały w popłochu. Przyspieszyłem  nie ma mowy, \ebym nie
zasmakował ciepłej i apetycznej krwi niedzwiedzi.
Rozdział XII
Diabeł tasmański
Bella
- Jeśli w przyszłości zechcesz wracać do domu o tej porze, to powinnaś nas chyba o tym
zawiadomić  powiedziała ze złością Renee.
Odkąd zeszłam na śniadanie nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Czy ona nie mo\e odpuścić?
Przecie\ jestem prawie dorosła!
- Daj ju\ spokój  warknęłam.
- Bello, twoja mama ma rację  odpowiedział mi sucho ojciec.
- Dziękuję Charlie  skwitowała.
No dobrze, czepianie się matki mogłam zrozumieć, w końcu to nic nowego, ale to, \e tata stanął
po jej stronie? Angie weszła do jadalni i podała nam świe\y sok. Za plecami rodziców kiwnęła
lekko głową.
- Przepraszam, muszę skorzystać z toalety  wytłumaczyłam się, odeszłam od stołu i udałam się
w stronę kuchni. Posłałam Angeli pytające spojrzenie.
- Przesadzasz trochę.
- Co?!  prawie wrzasnęłam. Ona te\?
- Uspokój się, to ci wszystko wytłumaczę  oznajmiła groznie.  Słuchaj, nie mo\esz całe \ycie
robić za grzeczną i posłuszną córeczkę, a potem nagle wyskakiwać z takimi rzeczami. Wracasz
do domu po nocach, obra\asz się na matkę... Nie dziw się im, \e są zli.  Skończyła swój wywód.
Jakby tak spojrzeć na to wszystko obiektywnie to chyba miała trochę racji.
- Czyli sugerujesz, \e mam ich udobruchać, tak?
- Zdecydowanie  odparła i mrugnęła jednym okiem.
Idąc za radą mojej pokojówki, usiadłam przy stołu z uśmiechem i powiedziałam:
- Przepraszam, powinnam was powiedzieć, \e nie wiem kiedy wrócę .  Posłałam im niewinne
spojrzenie.  Spędziłam wieczór w barze u wujka Billy ego z Jacobem  dodałam.
- Dobrze, tym razem nie poniesiesz \adnych konsekwencji, ale pamiętaj, \ebyś na przyszłość
uprzedzała nas o takich rzeczach  odpowiedziała surowym tonem mama. Chocia\ próbowała
zgrywać silną, wiedziałam, \e ją zmiękczyłam.
- W porządku. W takim razie dzisiaj te\ pewnie długo mnie nie będzie.
- A dokąd się wybierasz?  zapytał Charlie. Postanowiłam grać w otwarte karty.
- Idę do lasu z Edwardem Cullenem  oznajmiłam. Ojciec przytaknął, za to Renee zakrztusiła się
sokiem.
- Czemu z nim?
A czemu nie?  nasunęło mi się do głowy, ale przecie\ postanowiłam zachowywać się grzecznie.
- Bo zna du\o przyjemnych miejsc. Zafascynowało mnie chodzenie po górach  dodałam i
jednocześnie bezczelnie skłamałam. Co prawda las otaczający amfiteatr był du\y i piękny, ale nie
znajdowały się tam nawet \adne pagórki.
- Właściwie, to dobrze ci zrobi trochę świe\ego powietrza  odparła po chwili mama.
- I Bello... Chcemy ci coś jeszcze powiedzieć  dodał ojciec.
- Słucham, tatku?
- Dostaliśmy od pewnej du\ej korporacji wycieczkę do Europy, jako nagrodę za wysokie obroty
w pierwszym półroczu.
- No to świetnie  skwitowałam. Chętnie pozwiedzałabym świat. Co prawda raz zwiedziłam ju\
Włochy, ale chętnie bym tam wróciła.
- Zaproszenie okazało się dwuosobowe  powiedział niepewnie, patrząc na mnie. Co? A jak
głupia myślałam, \e zechcą zabrać mnie ze sobą. Zwietnie  chyba sama nie mogłam wymarzyć
sobie lepszych wakacji i prosić losu o więcej. Oczywiście, perspektywa zobaczenia Europy
wydawała się kusząca i powinnam się obrazić, czy coś w tym stylu, ale to by się minęło z celem.
Więc moja sytuacja wygląda tak: rodzice na wakacjach, Emmett w Los Angeles i mnóstwo czasu
dla Edwarda. Genialnie.
- Jasne. No to bawcie się dobrze.  Uśmiechnęłam się.
- Poproszę Jacoba, \eby przenocował u nas parę razy, nie będziesz musiała się niczego bać, ale
jeśli chcesz to mo\emy zamówić ochroniarzy&
- Nie, nie!  zaprotestowałam szybko. Do tego wszystkiego jeszcze dochodzi Jake, jako
opiekunka. Chyba w tej chwili nie istniała na świecie szczęśliwsza nastolatka ode mnie.  Ufam
Jacobowi  powiedziałam z rozwagą. Po minach moich rodziców uznałam, \e wydają się
usatysfakcjonowani, a Renee dodatkowo mnie o tym przekonała:
- W takim razie doskonale  orzekła, klaszcząc w dłonie.  Powinnam nakazać Benowi, \eby się
zbierał, brakuje mi wielu rzeczy. Muszę je dokupić  dodała i wstała od stołu.
- Kiedy wyje\d\acie?  spytałam Charliego.
- Prawdopodobnie jutro przed południem.
Wow. A ju\ myślałam, \e lepiej być nie mo\e. Postanowiłam wykorzystać nagły przypływ
szczęścia.
- Tato, myśleliśmy z Jacobem i Sethem o wspólnym wyjezdzie. Miałbyś coś przeciwko temu,
\ebym zostawiła dom pod opieką Angie?
- Hmm& właściwie to nie. W porządku, mo\esz jechać, a dokąd się wybieracie?
- Jeszcze nie zdecydowaliśmy, ale chcemy znalezć jakieś niedrogie miejsce, bo zabierzemy ze
sobą kilku przyjaciół  oświadczyłam.
- Rozumiem. No to dzisiaj się ju\ pewnie nie zobaczymy. Miłego dnia córeczko  powiedział i
pocałował mnie w policzek.
Nie myśląc wiele wyciągnęłam z kieszeni spodni telefon i napisałam:
Jestem ju\ wolna. Mo\esz przyjechać. B.
Edward
Wstałem ju\ około szóstej rano. Jeśli chodzi o mój tryb \ycia, było to totalne szaleństwo, ale po
prostu nie mogłem spać. Myślałem o Belli. Wyczekiwałem spotkania. Krzątając się po domu
obudziłem Alice i zdawało się, \e ma sadystyczne myśli co do mnie. Na szczęście po zakupach
zrobiła się zdecydowanie bardziej do \ycia, więc mo\e i to mi ujdzie płazem. Postanowiłem, \e
przygotuję dla wszystkich śniadanie. Wiedziałem, \e Carlise jezdzi teraz do pracy na ósmą - w
takim razie na pewno nie wyszedł jeszcze z domu, a poza tym Esme pewnie ucieszyłaby się,
gdyby ktoś czasem ją odcią\ył. Z braku pomysłu i szczerze mówiąc - umiejętności, wziąłem się
za naleśniki z syropem klonowym.
- To ja zaparzę herbatę.  Alice pojawiła się znikąd. Czasem zdawało mi się, \e porusza się z
gracją przynale\ną conajmniej dobrej baletnicy. Podbiegła i pocałowała mnie w policzek.
- A co ty w takim pozytywnym humorze? Czy ja o czymś nie wiem?  zapytałem.
- Jasne, \e wiesz o wszystkim  odparła, nalewając wody do czajnika. Posłałem jej pytające
spojrzenie. Zaśmiała się.
- Mam cudownych rodziców, szaloną siostrę i kochanego brata. Czego więcej trzeba do
szczęścia?  spytała retorycznie. Belli, oczywiście.
- Jak tu pachnie! Zwietnie się spisałaś, córeczko. Naleśniki z syropem klonowym. Pycha! 
stwierdził uradowany Carlise.
- To Edward, tatku. Ja za to zrobiłam ci herbatkę z sokiem malinowym  zaświergotała.
Ojciec spojrzał na mnie bardzo wymownie. A\ tak, \e niemal usłyszałem, co chce mi przekazać: [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bajkomoda.xlx.pl
  • Cytat

    Ad hunc locum - do tego miejsca.

    Meta