[ Pobierz całość w formacie PDF ]
W czasie projektowania budynku uznała, że dach mu-
si być stromy. Takie rozwiązanie miało jedną wielką
zaletę: masy śniegu zsuwały się same, a groźba, że belki
i wiązania załamią się pod jego ciężarem, praktycznie nie
wchodziła w grę. Z drugiej strony jednak niebezpieczna
stromizna oznaczała, że załatanie najmniejszej dziury
wymaga ryzykownej wspinaczki. W słoneczny zimowy
dzień dodatkowym utrudnieniem były strumyki płynącej
w dół wody oraz miejsca pokryte warstewką lodu. Nie-
stety, Maggie nie miała wyjścia. Nie wiadomo, kiedy
znów nadejdzie taka ładna pogoda. Dach był wolny od
śniegu i względnie suchy. Jeśli dziś go załata, do wiosny
będzie miała spokój. Ostrożnie szła w górę. Buty o do-
brej przyczepności ułatwiały zadanie, ale niosła wiader-
ko, szczotkę i kilka łat; dlatego musiała balansować cia-
łem, by zachować równowagę.
- Cześć, Maggie!
Ratunku! Niewiele brakowało, żeby upuściła swój
ciężar i zsunęła się na samą krawędź dachu. Nie była
przygotowana na to, że ktoś nagle zawoła ją po imieniu.
Obejrzała się i zobaczyła Colina, który zauważył drabi-
nę i postanowił sprawdzić, po co stoi w tym miejscu.
Zadowolony z siebie chłopak uśmiechał się szeroko, a
w oczach zielonych jak u matki i ciotki tańczyły kpiące
iskierki. Zarumienił się od wiatru i słońca. Maggie
ujrzała w całej okazałości pięć włosków, które rosły mu
na brodzie. Golił je codziennie, pusząc się w łazience
jak dorosły mężczyzna.
- Przestraszyłeś mnie, potworze!
- A ja o mało nie dostałem ataku serca, gdy zoba-
czyłem cię na dachu. Ciągle mi powtarzasz, że niebez-
pieczne prace należy wykonywać z pomocnikiem. I co?
Sama popełniasz błąd, przed którym mnie ostrzegałaś.
- To całkiem inna sytuacja. Jestem twoją ciotką.
Osoba dorosła ma prawo robić głupstwa. Nastolatek
powinien zachowywać się nienagannie. Poza tym ja
mogę cię pouczać, a ty powinieneś siedzieć cicho - gde-
rała żartobliwie Maggie. Spojrzała w górę i westchnęła
ciężko. - Czeka mnie paskudna robota. Jeśli masz do
mnie jakąś sprawę, mów szybko...
- To nic pilnego, ciociu - przerwał. - Chciałem się z
tobą naradzić w sprawie świątecznego prezentu dla ma-
my. Szczerze mówiąc, urwałem się z domu na godzinkę,
bo...
- Joanna ma zły dzień, co?
- Owszem. Najpierw czepiała się Roga, następnie
przyszła kolej na mnie. Jak ochłonęła, była na siebie
zła. Nie ma na nią siły. Robimy, co każe, a mimo to jest
niezadowolona... Zresztą nie o tym chciałem porozma-
wiać. Wiesz co? Skoro już tu jestem, pomogę ci...
Chłopak wszedł na ostatni szczebel i stanął na dachu.
- Colin, zaczekaj!
- Mam dobre buty. Jest ślisko, ale dam sobie radę.
Chętnie to zrobię. Przecież mam wobec ciebie dług
wdzięczności. Powinnaś od razu do mnie zadzwonić.
Zawsze mogę wpaść i...
- Nie właź tu, Colin. Mówię poważnie. To niebez-
pieczne. Proszę cię! Jeśli... O Boże!
Silny chłopak stanął pewnie na dachu. Typowa u na-
stolatka sztywność ruchów sprawiła, że zawadził stopą
o drabinę, która zachwiała się, przechyliła w bok i znik-
nęła z pola widzenia.
- O rany! -jęknął z rozpaczą Colin.
- Nie ruszaj się! Nie próbuj iść wyżej! - nakazała
mu Maggie głosem spokojnym, zdecydowanym i nie
znoszącym sprzeciwu. W trudnych sytuacjach nie oka-
zywała zdenerwowania. - Zachowaj ostrożność i zasta-
nów się dwa razy, nim zrobisz następny krok. Jesteśmy
cali i zdrowi. Wszystko będzie dobrze. Znajdę sposób,
by się dostać na ziemię.
Maggie nadrabiała miną. Chwilowo nie widziała żad-
nego wyjścia z sytuacji. Nie traciła nadziei, choć
znaleźli się w bardzo trudnym położeniu. Nie było spo-
sobu, by przyciągnąć utraconą drabinę. Skok z dachu
Maggie uznała za bardzo ryzykowny pomysł. Śnieg
tylko częściowo zamortyzuje upadek z pierwszego pię-
tra. Nie mogła pozwolić, by Colin odniósł jakieś obra-
żenia. Joanna pogrążyłaby się w rozpaczy, gdyby jej
synowi coś się stało.
- Bez paniki! Prędzej czy później znajdziemy się na
dole - zapewniła ponownie.
Zastanawiała się, jak wypełnić obietnicę* a zarazem
powstrzymać Colina od robienia głupstw. Pół godziny
przesiedzieli na dachu, ale żaden pomysł nie przyszedł
jej do głowy. Siostrzeniec czekał spokojnie, aż ciotka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]