ebook - do ÂściÂągnięcia - download - pdf - pobieranie

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

powagi.
- Muszę wiedzieć, czy mnie naprawdę kochasz. To właściwie jedyna istotna kwestia.
Wszystkie inne są pochodną tego zasadniczego pytania, na które nie znam odpowiedzi.
Zesztywniał.
- Angie, powiedziałem ci przecie\, \e jesteś wymarzoną \oną dla mnie.
- Tak, ale czy mnie kochasz? Mo\e czas się o tym przekonać. A tak\e o tym, czy
potrafisz to przyznać przede mną i przed sobą samym. Muszę się dowiedzieć, czy twoje
uczucia do mnie nie wynikają jedynie z fizycznego pociągu i mojej u\yteczności w zawarciu
interesu.
- Zmiłuj się, Angie... Wyprostowała się.
- Postanowiłam, \e odło\ymy naszą noc poślubną do czasu, a\ będziemy mieć
pewność, na czym oparty jest nasz związek i jak długo potrwa.
Owen zacisnął zęby.
- Rozumiem Więc mo\e jeszcze tylko się dowiem, gdzie zamierza pani spędzić
dzisiejszą noc, pani Sutherland?
Zamrugała nerwowo i zerknęła do środka.
- No có\, jesteśmy w hotelu. Powinno tu być mnóstwo pokoi.
Najwy\szą siłą woli Owen zdołał zdusić wybuch gniewu. Ale przybli\ył twarz tak
blisko do Angie, \eby bez trudu dostrzegła, jak bardzo jest wściekły.
- Chyba nie sądzisz, \e pozwolę swojej \onie iść w naszą noc poślubną do recepcji
mojego hotelu i prosić o osobny pokój.
Angie przygryzła wargi.
- Wierz mi, nie chciałabym cię upokorzyć.
- Bardzo mądra decyzja.
- Rozumiem, \e byłoby to trochę krępujące, gdyby wyszło na jaw, \e nie spędziliśmy
nocy razem.
- Krępujące? Byłbym pośmiewiskiem całego hotelu, nie mówiąc ju\ o całej bran\y
hotelowej.
- Tak, musimy dbać o pozory, prawda? - sarknęła. - Ostatecznie, w grę wchodzą
interesy. Wszyscy wiedzą, \e w spółkę akcyjną "Sutherland i Townsend" zaanga\owane są
setki tysięcy, a mo\e i milionów dolarów. Jeśli nie masz nic przeciwko temu, prześpię się na
kanapie.
- Będziesz spać na łó\ku - powiedział Owen przez zaciśnięte zęby. - I ja te\.
Poło\ymy między sobą miecz lub coś równie odpowiedniego. Czy to pani odpowiada, pani
Sutherland?
Angie obrzuciła go bacznym spojrzeniem, najwyrazniej zdając sobie sprawę, \e jest
bliska przeciągnięcia struny.
- Tak, dziękuję - odpowiedziała bardzo uprzejmie.
W końcu zamiast miecza u\yli dwóch du\ych zapasowych poduszek, które Angie
znalazła w szafie. Ale kiedy le\ała w ogromnym łó\ku, nie mogąc zasnąć i licząc minuty do
świtu, pomyślała, \e mogłyby równie dobrze być zrobione ze stali, tak ostrą i nieprzebytą
barierę tworzyły między nią a jej mę\em.
Czuła się nieszczęśliwa. Winna, zraniona, zła, niepewna i po prostu nieszczęśliwa. A
najgorsze, \e Owen natychmiast zasnął, ledwo jego głowa dotknęła poduszki.
Postępuję słusznie, powtarzała sobie raz po raz, podczas gdy godziny mijały z
irytującą powolnością. Postępuję słusznie.
Zrozumiała, \e mimo wszystko musiała się w pewnym momencie zdrzemnąć, bo tu\
przed świtem zerwała się nagle, wyrwana ze snu. Ujrzała przed sobą bezmierny obszar
szarego, leniwego morza. Przez kilka sekund nie mogła się zorientować, gdzie jest i dlaczego
ma nad głową ogromny, biały baldachim.
- Obudziłaś się? - zapytał Owen z drugiej strony łó\ka.
Skurczyła się na dzwięk jego lodowatego głosu. No có\, powiedziała sobie, czego się
mo\esz spodziewać od nowo poślubionego mę\a po takiej nocy poślubnej, jaką mamy za
sobą?
- Tak - odpowiedziała.
- To dobrze. Poczyniłem pewne ustalenia.
- Ach tak...
- Czy mo\e miałaś jakieś własne plany? - wycedził.
- Nie. Właściwie nie. To znaczy, nie myślałam o tym, co będziemy dalej robić. Wiem,
\e mieliśmy tu spędzić dwa tygodnie.
, - Byłoby to trochę niezręczne w tych warunkach, nie uwa\asz?
- No, nie wiem. To wspaniały hotel i skoro ju\ tu jesteśmy, moglibyśmy spędzić miło
czas poznając się trochę lepiej.
- Angje, nie mam zamiaru marnować dwóch tygodni na udawaniu zakochanego
\onkosia przed paroma setkami ludzi, którzy tu dla mnie pracują i będą obserwować nas,
ilekroć wyjdziemy z pokoju - oznajmił stanowczo.
- Rozumiem, \e to mo\e być trudne - odparowała. - Udawanie zakochanego \onkosia.
Zwłaszcza, jeśli się nim nie jest. To znaczy, nie jest się zakochanym.
- Popatrz na to z innego punktu widzenia - mruknął. Angie odwróciła się do niego,
wsparta na łokciu. Jego widok, gdy le\ał tak na śnie\nobiałej pościeli wielki, ciemny i
niebezpieczny, zapierał oddech w piersiach.
Zeszłego wieczoru Owen rozebrał się w mrokach nocy, a ona odwróciła wzrok, \eby
na niego nie patrzeć, kiedy wsuwał się obok do łó\ka. Teraz zobaczyła, \e od góry nie ma nic
na sobie.
- Angie, czy ty mnie słuchasz?
Zdała sobie sprawę, \e wpatruje się bezwstydnie w jego potę\ny tors, myśląc, jak
przyjemnie by było zanurzyć palce w porastającą go gęstwinę ciemnych kręconych włosów.
Podniosła szybko wzrok, oblewając się rumieńcem.
- Tak, oczywiście.
Spojrzał na nią uwa\nie, mru\ąc szare oczy pod ciemnymi rzęsami. Podło\ył sobie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bajkomoda.xlx.pl
  • Cytat

    Ad hunc locum - do tego miejsca.

    Meta