ebook - do ÂściÂągnięcia - download - pdf - pobieranie

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Załatwię to.
- Niedługo?
- Teraz - obiecała.
Ruszyła do jeepa, ale uświadomiła sobie, że przecież zaparkowała w zwykłym miejscu, pod daszkiem
przy stodole. Jego wrak stał teraz w środku dymiących zgliszczy. Zabolało, ją to prawie tak jak utrata
stodoły. Zacisnąwszy zęby, zawróciła do furgonetki używanej przez Duffa do wożenia poczty.
Czas się spotkać z człowiekiem, który wywrócił jej życie do góry nogami i którego pragnęła mieć na
dłużej niż jedną noc. Sprawdzić, czy to ten sam, którego pamięta z Deseos... czy taki, który przedkłada
interesy ponad wszystko.
Czas na spotkanie z ojcem jej dziecka.
Joc stał przy oknie biura i patrzył na rozciągające się przed nim miasto. %7łar przedzierał się przez
przyciemnione szkło, powietrze było nieco ciężkie.
Niech to szlag! Jak to możliwe, że spośród wszystkich znanych mu kobiet Rosalyn była jedyną
potrafiącą go tak zaabsorbować? Była piękna, energiczna, dominująca, wspa-
252
Day Leclaire
niała, promienna i miała własne zdanie. W dodatku nie spotkał bardziej namiętnej kobiety. Co w niej
takiego jest?
Nie zliczyłby, ile razy brał za słuchawkę, by do niej zadzwonić, zażądać, by przyjechała. Ile razy
polecał szoferowi zawiezć się do posiadłości Oakleyów, by za chwilę odwołać polecenie. W dodatku
nie dość, że sama go zaabsorbowała, to jeszcze mogła nosić jego dziecko. W przeciwnym razie
przecież zadzwoniłaby go powiadomić, że nic się nie wydarzyło.
Jeśli była w ciąży, istniało tylko jedno rozwiązanie sytuacji.
- Joc?
Zesztywniał, słysząc głos asystentki. Nie zauważył, jak wchodziła, co jasno pokazywało, jak poważny
miał problem.
- Tak, Maggie? O co chodzi?
- Miałam wyjść na lunch, kiedy zadzwoniła ochrona. Zatrzymali kobietę, która domaga się
natychmiastowego widzenia z tobą. Kazałam ją tu przysłać. To... to Rosalyn Oakley.
- Dziękuję, Maggie. Możesz iść na lunch. Poradzę sobie. Rudzielec powrócił. Tym razem nie będzie
tak głupi,
żeby ją wypuścić. Zanim dzień się skończy, będzie ją miał tam, gdzie jej miejsce - w swoim łóżku.
Najwyrazniej dla zaspokojenia ich pragnień potrzeba więcej niż jednej nocy. Właściwie to wątpił, czy
wystarczy cokolwiek mniej niż porządny, długi romans. A jeśli jest dziecko? Z tym też sobie poradzą.
Noc fantazji
253
Otwarły się drzwi i oto była. Musiała się spieszyć, bo się nie przebrała, jakby zrobiła większość
kobiet, wybierając się do byłego kochanka. Bez śladu makijażu. Skrzywił się, bo właściwie
wyglądała, jakby wpadła do piwnicy z węglem. Włosy miała w nieładzie, nosiła znoszone dżinsy i
flanelową koszulę. Ale jej pośpiech musiał być poważny, bo miała krzywo zapięte guziki i cała była
wysmarowana sadzą.
Sadza!
- Co się stało? - spytał.
- Moja stodoła spłonęła - odparła z typową dla siebie bezpośredniością.
Przez większość życia Joc nie pozwalał, by emocje przesłaniały mu chłodny rozsądek. Lecz Rosalyn
Oakley w dwie sekundy zdołała złamać tę jego zasadę.
Podszedł szybko do niej i zaczął starannie oglądać.
- Jesteś ranna?
- Wszystko w porządku, jestem tylko zmęczona i brudna.
- Twoi ludzie? Zwierzęta?
- Wszyscy bezpieczni. - Podniosła na niego wzrok pełen złości i lęku. - Ktoś ją podpalił, Joc. Były też
inne kłopoty. Przecięte ogrodzenia, chorujące bydło, ginące cielęta. Lecz dopiero dziś szef moich
pracowników zyskał pewność, że pożar został wywołany celowo.
Zamarł, pełen podejrzeń. Czyżby sądziła, że był w to zamieszany? Czy to dlatego pojawiła się tu po
trzech tygodniach milczenia?
- A ty przyjechałaś tu, bo...
254
Day Leclaire
- Powiedziałeś, żeby się z tobą skontaktować, gdybym czegoś potrzebowała. Czegokolwiek. To były
słowa rzucone na wiatr czy mówiłeś poważnie?
- Całkowicie poważnie.
Na jej twarzy odmalowała się ulga, odsunęła się od niego i przeszła na drugą stronę biura.
- Nawet nie wiesz, jak trudno mi powiedzieć to właśnie tobie, ale potrzebuję twojej pomocy.
- Masz ją.
- Czy mógłbyś się dowiedzieć, kto to robi, i powstrzymać go?
- Najpierw muszę ci zadać jedno pytanie.
- Proszę.
- Skąd wiesz, że to nie ja stoję za tymi wypadkami?
Jej gniew gdzieś zniknął, pobladła jak papier. Zachłysnęła się.
- O Boże, Joc - szepnęła. Zrobiła krok w jego stronę i uniosła rękę. - Sądzisz, że przyjechałam, bo cię
podejrzewam?
- A podejrzewasz? W końcu pokazałem ci, jaki jestem, gdy załatwiałem sprawę z byłymi wspólnikami
na Deseos.
Tylko wzruszyła ramionami.
- Ukarałeś wspólników, którzy chcieli ci ukraść wyspę po tym, jak podałeś im pomocną dłoń. Może i
nie znam cię zbyt długo, ale wystarczająco, by wiedzieć, że nie robisz interesów, kradnąc bydło czy
paląc domy.
Działo się coś dziwnego. Patrzył na Rosalyn spoglądają-
Noc fantazji
255
cą na niego z absolutną ufnością. Widział w jej oczach tylko pewność, że jego słowu należy wierzyć.
- Nikt nigdy mi nie ufał. - Czuł się, jakby ktoś wydzierał z niego te słowa. - Bezustannie musiałem
bronić swego honoru. Dowodzić, że nie jestem takim samym oszustem jak mój ojciec.
- Bardzo mi przykro, Joc. To musiało być dla ciebie okropne.
- Nie, nie zrozumiałaś. - Spróbował jeszcze raz. - Nie zażądałaś dowodu, że nie jestem w to
zamieszany. Nie zakwestionowałaś mojej prawdomówności. Zaakceptowałaś moje słowo bez
wahania czy wątpliwości.
- Och. - Zamyśliła się na chwilę, a potem spytała bardzo poważnie. - A nie powinnam?
- Nabijasz się ze mnie? - zdumiał się.
- Troszkę. - Pokazała dwa palce tuż obok siebie. - Odrobinkę. Takim łatwym celem jesteś w tej
sprawie.
- Daj mi prostą odpowiedz, Rosalyn. Ufasz mi czy nie? Tym razem nie wahała się ani przez moment.
- Tak. Ufam ci. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bajkomoda.xlx.pl
  • Cytat

    Ad hunc locum - do tego miejsca.

    Meta