ebook - do ÂściÂągnięcia - download - pdf - pobieranie

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Jeden z policjantów udał się na polankę, gdzie zginął Louai. Stanął służbiście nad
czymś, co leżało na ziemi przykryte białym prześcieradłem. Omar znieruchomiał. To ciało
Dimy. Zcisnęło go w gardle i poczuł, że się dusi. Odkaszlnął, aby złapać oddech. Podniósł
wzrok ku szaremu niebu, ale zakręciło mu się w głowie. Odczekał chwilę, aż przestało mu
wszystko wirować, odetchnął głęboko i dopiero wtedy mógł podążyć za Chamisem.
Komendant już zaczął przesłuchiwanie Muhammada Abdel Rahmana. Starzec
opowiadał, jak znalazł ciało synowej. Gdy nadszedł Omar, zamilkł i spojrzał nieufnie, ale
Zejdan kazał mu mówić dalej.
- A więc obudziłem się o świcie w porze porannej modlitwy. Zszedłem i zobaczyłem,
że Junis, mój syn, też już wstał. I właśnie Junis powiedział mi, że zobaczył coś za oknem.
Wyszliśmy razem na dwór i tam ją znalezliśmy - wskazał gestem. - Nie ruszaliśmy jej,
przykryliśmy tylko prześcieradłem. Leżała jakoś tak dziwnie. Myślę, że zabił ją jakiś
zboczeniec.
- Widzieliście kogoś obcego? - spytał Zejdan.
- Nikogo nie widzieliśmy. To się musiało stać w nocy. Wieczorem wszyscy poszliśmy
spać i zgasiliśmy światła.
- O której to było?
- Krótko przed północą. Teraz, w czasie ramadanu, kładziemy się pózniej niż zwykle.
Poza tym stale ktoś nas odwiedza. Przychodzą krewni i znajomi z kondolencjami po śmierci
Louaia, mojego syna.
- Wczoraj też? Czy ktoś poza domownikami został na noc?
- Nie. Wszyscy rozeszli się jakieś pół godziny przed północą. Dima poszła do siebie o
tej samej porze co wszyscy.
Muhammad Abdel Rahman odpowiadał na pytania Zejdana w sposób tak opanowany,
bez cienia emocji, że Omarowi wydało się to dziwne.
- Czy Abu Walid odwiedził was wczoraj? - wtrącił. Stary Rahman łypnął na niego z
wyrazną złością.
- Nie jesteś detektywem, a ja nie jestem uczniakiem. Nie muszę odpowiadać na twoje
pytania. To nie szkoła. Możesz przepytywać bachory w swojej szkółce, ale nie mnie.
Odpieprz się!
Chamis Zejdan uniósł zdrową rękę ostrzegawczo, postukał palcem w pierś Rahmana.
- Pohamuj się, Abu Louai. Ustaz Omar Jussef przyjechał tu ze mną i jest moim
przyjacielem. Radzę, żebyś był dla niego uprzejmy. Ale to prawda, że śledztwo prowadzę ja,
a nie on, i ja zadaję tu pytania. - Chamis spojrzał na Omara karcącym wzrokiem.
- To powtórz moje pytanie - nie rezygnował Omar. - Spytaj go o to, o co pytałem.
Chamis wziął Omara na stronę.
- Uspokój się, już na nie odpowiedział - szepnął stanowczo. - Pójdziemy teraz
zobaczyć ciało - dodał głośno, zwracając się do Rahmanów. - Wy możecie tu zostać. Nie ma
potrzeby, żebyście jeszcze raz przez to przechodzili.
Na polance pod piniami Chamis spojrzał pytająco na Omara, ten kiwnął głową.
Policjant uniósł prześcieradło.
Dima leżała na boku. Kruczoczarne włosy były rozpuszczone i rozrzucone wokół
głowy, jakby ciało unosiło się na stojącej wodzie. Zejdan odgarnął kosmyki zakrywające
twarz. Omar rozpoznał Dimę Abdel Rahman. Była blada, wargi miała sine, powieki lekko
uniesione, jakby właśnie budziła się z długiego snu. Skręcone w dziwny sposób ciało
przypomniało Omarowi rzezbę Rodina, którą oglądał w salonie George a Saby, lękając się,
aby nie wypadła mu z dłoni. Ogarnęło go dziwne pragnienie, żeby wziąć ciało Dimy w
ramiona jak brązową statuetkę i przekonać się, że wcale nie umarła, tylko pozuje do rzezby.
Wyzwał siebie w duchu od najgorszych za taką myśl. Była jego uczennicą, a jej ojciec był
jego przyjacielem. Zachęcił ją, aby weszła do tej rodziny, bo wierzył, że znajdzie tu miłość.
Znalazła śmierć. Z jego rąk wymknęło się coś znacznie delikatniejszego niż rzezba z brązu.
W bezsilnej złości uderzył zaciśniętą pięścią w otwartą dłoń.
- Podcięto jej gardło - stwierdził Chamis Zejdan. - Ma coś w ustach - zauważył.
Pochylił się i wyciągnął skrawek materiału. - To knebel - orzekł.
Dopiero wtedy Omar zauważył krwawą ranę na szyi i plamę tężejącej krwi na
ramionach Dimy. Znów poczuł duszności i nagle zrobiło mu się gorąco. Zdjął czapkę,
wystawiając łysinę na powiew zimnego wiatru. Dygotał.
Chamis Zejdan ściągnął prześcieradło, odsłaniając zwłoki. Nocna koszula rozdarta od
dołu aż po ramię. Na pośladkach ślady zadrapań. - Zgwałcono ją? - spytał Omar.
- Na to wygląda - odparł Chamis, przykrywając na powrót ciało - ale upewnimy się po
sekcji.
- To oni - szepnął Omar. - To ich robota. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bajkomoda.xlx.pl
  • Cytat

    Ad hunc locum - do tego miejsca.

    Meta