ebook - do ÂściÂągnięcia - download - pdf - pobieranie

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dziesz zadowolona, że się nie poddałaś. Obiecuję.
- Ach, Jack - spojrzała na niego ze smutkiem - mylisz się
całkowicie. To nie jest coś, co z czasem wygaśnie. To jest
tak silne pragnienie, że nie mogę go zignorować. Wierz mi,
próbowałam, ale nie dało rady. Pragnę prawdziwego
związku, nie tylko na dobre, ale i na złe, pragnę małżeń-
stwa. Do tego chcę mieć przynajmniej jedno dziecko - ko-
goś, kogo mogłabym karmić, pielęgnować, kochać i uczy-
nić zeń przyzwoitego człowieka. Kogoś, kto stanowi czą-
stkę mnie. Chciałabym, żeby to dziecko było też cząstką
ciebie, ale skoro ty tego nie chcesz, muszę poszukać innego
mężczyzny. I to już teraz, bo czas jest przeciwko mnie.
63
S
R
- Daj spokój, Caro, czy naprawdę dziecko jest dla ciebie
ważniejsze niż my oboje?
- Nie bardziej, ale tak samo. Chciałam ciebie, małżeństwa
i rodziny, lecz w końcu zrozumiałam, że muszę dokonać
wyboru.
- Wybrałaś więc dziecko! - Jego gniew był niekłamany.
- Gdybym wybrała inaczej, zawsze bym żałowała tej de-
cyzji. Mogłoby się to skończyć obwinianiem ciebie, nawet
nienawiścią. A tego bym nie chciała.
- Nigdy by do tego nie doszło. Nie dopuściłbym -
oświadczył z właściwą sobie arogancją. - Posłuchaj, wydaje
mi się, że zatraciłaś wszelkie proporcje. Byłaś na mnie ziry-
towana i nieszczęśliwa i to zaciemniło twój osąd. Nie po-
zwolę ci zniszczyć tego, co było pomiędzy nami, z powodu
nielogicznych i zupełnie irracjonalnych pomysłów sterowa-
nych przez twoje hormony.
Ach, tak. Była więc nielogiczna i irracjonalna. Caroline
uniosła głowę.
- Obawiam się, że nie masz wyboru. Zerwałam z tobą i
to ostatecznie. Rozstaliśmy się.
- Czyżby? Może zatem przetestujemy to?
Nie spodobał jej się ten ton głosu lub może raczej dra-
pieżny błysk w oku.
- Co chcesz przez to powie...? - Szeroko otwartymi
oczami patrzyła, jak kochanek zdejmuje płaszcz i ciska go
na sofę. - Co ty robisz, Jack?
Bez słowa, nie odrywając od niej wzroku, zdjął krawat i
posłał w ślad za płaszczem, po czym zabrał się za rozpina-
64
S
R
nie guzików koszuli. Ruszył powoli w jej kierunku. Prze-
straszona Caroline cofnęła się.
- Jack, trzymaj się ode mnie z daleka! Rzucił jej diabo-
liczne spojrzenie.
- Niedoczekanie twoje.
Serce Caroline waliło jak oszalałe. Znała takie sytuacje.
Powtarzały się zawsze po jego powrotach z podróży. Jack
miał duże potrzeby seksualne, lecz był także wierny. Po
okresie dłuższej abstynencji patrzył na kochankę jak wy-
głodniały wilk i gdy tylko stanął w drzwiach, od razu ciągnął
ją do łóżka.
Zrobiła jeszcze trzy kroki do tyłu.
- Jack, przestań natychmiast!
Gardłowy pomruk sprawił, że ciarki przeszły jej po ple-
cach. Polował na nią jak wielki lśniący kocur - zdobycz nie
mogła ujść jego miękko stąpającym łapom. Caroline wie-
działa, że wystarczy jeden dotyk, a wszystko przepadnie.
Jack jednym pocałunkiem, ba, nawet spojrzeniem, mógł
przemienić ją w trzęsącą się galaretę. Duma nakazywała jej
pozostać przy swoim zdaniu, bronić się, lecz nie miała
szans, by uciszyć zmysły.
Schroniła się za sofą, Jack podążył za nią.
- Jack, możesz wysłuchać rozsądnych argumentów?
- Dopiero wtedy, kiedy ty będziesz rozsądna.
Potknęła się o taboret i omal nie upadla, odzyskała jednak
równowagę i schroniła się za fotelem.
Jack odstawił taboret na bok i nadal nieubłaganie zbliżał
się do niej z błyskiem myśliwego w oczach.
65
S
R
- Jack, to głupota.
- Cała ta cholerna sytuacja jest głupotą. I dlatego za-
mierzam położyć temu kres.
- Słuchaj, Jack, ostrzegam cię... - Chwyciła mocno za
oparcie fotela, zastanawiając się, z której strony zaatakuje,
gotowa rzucić się w przeciwną. Nie spodziewała się, że
Jack po prostu chwyci za jedną z poręczy i odepchnie mebel
na bok z taką łatwością, jakby to był taboret.
Pozbawiona schronienia, z piskiem rzuciła się do ucie-
czki, lecz było już za pózno. Jack złapał ją za nadgarstek i
obrócił tak, że bezwładnie wpadła mu w ramiona. Dla zasa-
dy oparła dłonie o szeroką klatkę piersiową, usiłowała się
uwolnić, lecz w głębi duszy wiedziała, że to bezcelowe.
Czuła się już tak wspaniale w jego objęciach, a przecież
nawet jej jeszcze nie pocałował.
Owiał ją zniewalający zapach, mocna, idąca do głowy
męska woń, która sprawiała, że coś zaczynało drżeć w głębi
jej ciała. Patrzyła w te żywe niebieskie oczy, patrzące na nią
z takim pożądaniem, i serce sięjej krajało. Nie widziała go
przez sześć tygodni, nie dotykała go i - o Boże! -jakże za
nim tęskniła.
Wtem przypomniała sobie, że bez niego będzie jej lepiej.
Mocniej naparła na jego pierś.
- Jack, to niczego nie załatwi. Puść mnie.
- Nie. Za nic. - Patrzył na jej twarz wzrokiem ciepłym,
wygłodniałym, oczami posiadacza. - Ty i ja jesteśmy dla
siebie stworzeni, wiesz o tym, Caro. Kocham cię teraz bar-
dziej niż kiedykolwiek i będę kochał aż do śmierci. - Zbli-
66
żył twarz do Caroline. - Nie jesteś żadnym nawykiem w
moim życiu. Jesteś jak nałóg. Taki, bez którego nie można
normalnie funkcjonować.
Caroline jęknęła, częściowo z rozkoszy, częściowo z
rozpaczy. Jack zamknął jej usta pocałunkiem.
Przeszył ją dreszcz aż do szpiku kości. To był pocałunek z
szeroko otwartymi ustami, wilgotny, gorący i zachłanny,
pełen tłumionych pasji. Caroline mogłaby wznieść się do
słońca. Z cichym westchnieniem i rezygnacją rozchyliła po-
rozpinaną koszulę i zawisła na szyi kochanka. Roztapiała
się każda komórka jej ciała.
Jack tymczasem wydał cichy dzwięk, będący oznaką sa-
tysfakcji, i przytulił ją jeszcze mocniej. Ich usta nadal za-
chłannie syciły się sobą. Osunęli się na podłogę.
Caroline czuła pod plecami delikatne włosie orientalnego
dywanu. Nie myślała teraz, że to idiotyzm kochać się na
podłodze, kiedy łóżko było zaledwie o krok. Przestała sta-
wiać opór, była tak samo szalona i tak samo spragniona,
jak Jack. Upłynęło zbyt wiele czasu, a ona tak bardzo za
nim tęskniła.
- Kochanie, tęskniłem za tobą - wymruczał Jack jakby w
odpowiedzi na myśli Caroline. - Ciągle mi ciebie mało. I
zawsze tak będzie.
- Wiem, wiem... - zgodziła się Caroline. Coś kołatało się
jej po głowie. Coś ważnego, co powinna powiedzieć Jac- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bajkomoda.xlx.pl
  • Cytat

    Ad hunc locum - do tego miejsca.

    Meta