[ Pobierz całość w formacie PDF ]
temat Wooda, Benneta, Harrisona, Aramphahala i Isaacsa.
Wood i Isaacs pracowali w British Nuclear Fuels Ltd, Bennet w Inspektoracie Nuklearnym,
Aramphahal był ekspertem od kryptografii w kwaterze głównej komunikacji wojskowej,
Harrison zaś pracownikiem Departamentu Przemysłu i Handlu i krążyły plotki o jego
powiązaniach z MI 6. Aramphahal wszedł na tor kolejowy, biegnący tuż obok jego ogrodu w
Gloucester, zawiązał sobie linę na szyi, przymocował jej końce do pni dwóch drzew
rosnących po obu stronach toru i poczekał na ekspres. Wood mieszkał w Egremont, małej
wiosce w Cumbrii; wziął kąpiel z wiertarką elektryczną w wannie ale nie taką małą, na
baterie. Benneta znaleziono w studzience ściekowej na farmie pod Oksfordem. Isaacs
przywiązał sobie do stóp staroświecką, bardzo ciężką maszynę do pisania i rzucił się do rzeki
Derwent. Harrison usiadł w pokoju hotelu w Win-dermere i połknął dwa różne płyny, które w
wyniku reakcji tworzą piankę do izolacji ścian: udławił się na śmierć. Wydaje się, iż wszyscy
ci ludzie się znali. Kroniki ich pracy zawodowej są dość niejasne i we wszystkich występują
duże luki w czasie, gdy miejsce ich pobytu nie było nikomu znane. A poza tym żaden z
mężczyzn nie miał bliskich przyjaciół a przynajmniej takich, którzy chcieliby się do tej
przyjazni przyznać.
Wszystko to wyglądało podejrzanie jak diabli i znam ludzi w wielkonakładowych gazetach
londyńskich, którzy próbowali wywąchać, czy to coś więcej niż zbieg okoliczności, ale do
niczego nie doszli. Ktoś złożył interpelację w parlamencie, policja wszczęła śledztwo, ale nie
trwało ono długo nie znaleziono żadnych dowodów, a jeśli znaleziono, to starannie je
zatuszowano.
Od pana Archera usłyszałem, iż wszyscy denaci mieli jedną wspólną cechę: ślad nakłucia na
ramieniu i stłuczoną czaszkę w miejscu, gdzie otrzymali uderzenie. Wynika z tego, że nie byli
przytomni, kiedy rzekomo popełniali samobójstwo. Pan Archer twierdzi, że widział kopie
oryginalnych raportów z sekcji, które potwierdzały tę wersję, lecz ja tak jak inni wścibscy
pismacy zasięgnąłem języka u związanych ze sprawą lokalnych gliniarzy i koronerów i nie
dowiedziałem się niczego na poparcie hipotezy pana Archera, choć przyznać trzeba, że stary
lekarz sądowy, który przeprowadzał sekcję zwłok Isaacsa, Wooda i Harrisona, zmarł na zawał
tuż po rozpoczęciu śledztwa, co może było przypadkiem, a może nie, lecz nie sposób
udowodnić ani jednej, ani drugiej wersji, tym bardziej że jego zwłoki zostały poddane
kremacji, podobnie jak pozostałych pięciu ofiar.
Kręcę głową na całą tę spiskową teorię i zaczynam się zastanawiać, czy to, co czuję w
oczach, oznacza początek bólu głowy, czy nie, gdy rozlega się dzwonek telefonu. Joanie
woła, że to do mnie.
Cameron? To Frank.
Tak cedzę przez zęby. Mam nadzieję, że to nie kolejna raca dowcipu z komputera.
Twój pan Archer na linii. Mam go przełączyć?
Czemu nie?
Kilka pstryknięć (kurna, znów nie będę mógł tego nagrać), a potem słyszę głos Stephena
Hawkinga:
Pan Colley?
Tak. Pan Archer?
Mam coś więcej.
Co?
Nie udało mi się ustalić prawdziwego nazwiska Jemmela. Znam jednak nazwisko agenta,
przedstawiciela handlowego u ostatecznego odbiorcy.
Tak?
Nazywa się Smout. Literuje.
Dobrze. Nazwisko brzmi znajomo. I co...?
Nikt o nim nie mówi, jest w Bagdadzie. Ale...
W tym momencie połączenie zostaje przerwane. Parę trzasków i dzwięków, jakby stukanie w
mikrofon, i słabiutkie, ledwie słyszalne echo:
...nikt o nim nie mówi, jest w Bagdadzie. Ale... Odkładam słuchawkę z lekkim zawrotem
głowy trochę podchmielony po lunchu, z obolałym kutasem po dwóch ciężkich
brandzlowaniach, otrzymuję teraz wiadomość od pana Archera, nie mówiąc już o tym, że ktoś
najwyrazniej zrobił to, czego mnie się zrobić nie udało nagrał całą rozmowę.
Rzecz w tym, że wiem, kim jest Smout: napisałem o nim artykuł. Zapomniany zakładnik,
człowiek, o którym jak trafnie stwierdził pan Archer nikt nie chce mówić.
Daniel Smout jest lub raczej był niższej rangi pośrednikiem w handlu bronią, który
spędził w więzieniu w Bagdadzie pięć lat, oskarżony początkowo o szpiegostwo, a potem o
przemyt narkotyków; skazano go na śmierć, lecz pózniej zmieniono wyrok na dożywocie.
Rząd Jej Królewskiej Mości w znaczący sposób odżegnywał się zawsze od jakichkolwiek
kontaktów z nim; przedstawiciel naszych służb dyplomatycznych odwiedził go po raz ostatni
trzy lata temu. Wszelako od bardzo dawna krąży uporczywa pogłoska, że był on
[ Pobierz całość w formacie PDF ]