ebook - do ÂściÂągnięcia - download - pdf - pobieranie

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

długi kabel z drutu magnetycznego i zaczął zwijać prostą, choć nietypową cewkę. Owinął
rurę bardo długą spiralą, zawinął te spiralę potrójnie, na kawałku pierścienia zamontował
starożytny przyrząd kontrolny. Całość wielokrotnie owinął mocną taśmą.
- Teraz - powiedział do Johna - potrzebny nam pulsujący prąd stały, którego
częstotliwość będziemy mogli zmieniać od pięciuset do tysiąca pięciuset megacykli. Czy
statek ma jakieś urządzenia o podobnych parametrach?
John z osłupieniem patrzył na cztery nogi Chelki, na jego dłonie trzymające
urządzenie. Przebyć całą te drogę... Dopiero potem zauważył coś w rodzaju uśmiechu na
twarzy Omniarcha i nieoczekiwanie zaczerwienił się.
- Oczywiście - mruknął. - Po prostu odłączymy przewody od wyrzutni, jeżeli nie
potrzebujesz wiece) niż kilka amperów i kilkaset watów.
Omniarch uśmiechnął się wyraznie. - Czy nie uważasz, że montowanie i przywożenie
tu specjalnych' urządzeń mogłoby się okazać dość nieroztropne? I - przerwał na moment,
leciutko przebierając stopami - proszę mi wybaczyć, jeżeli wydaje się cokolwiek podniecony.
Widziałem jedynie filmy o statku, który tu wydobędziemy. Oczywiście, o ile wszystko się
uda. Oprócz tego, że statek jest jeszcze jedną zdobyczą technologii Klee, jest on także
istotnym elementem moich planów.
John znowu patrzył na niego ze zdziwieniem. - Czy chcesz powiedzieć, że jeszcze
nigdy nie używałeś tego przyrządu do zdalnej kontroli?
- Przyrządu używałem, i to z bardzo interesującymi wynikami. W istocie to ja go tu
zakopałem kilka okresów waszego życia temu. Ale sam statek... No cóż, sam zobaczysz...
Kilka minut pózniej prąd biegł już przez przezroczystą cewkę. Omniarch stał na szeroko
rozstawionych nogach nad przyrządem, z przekrzywioną w bok szyją, aby móc patrzeć w dół.
Trzymał w dłoniach mały przyrządzik - odłączony od wyrzutni selektor częstotliwości.
Wolno obracał gałkę. Zdawało się jednak, że nic się nie dzieje.
I nagle starożytny przyrząd zadrżał, zatrząsł się, podskoczył kilka centymetrów,
odrzucił swoją górną pokrywę jak wieko pudła na kapelusze. Tylko zwoje taśmy trzymały
całą ściankę.
Omniarch drżącymi rękami zaczął usuwać taśmę i drut cewki. Po chwili John ujrzał
skomplikowaną masę części, tarcz i znaczników. Rozpoznał pismo Klee, choć wiedział
zarazem, że nikt i nigdy w galaktyce nie dokonał rozszyfrowania tego zapisu. Dłonie
Wielkiego Chelki drżały jeszcze mocniej, kiedy ukląkł - zginając powoli najpierw jedną,
potem drugą nogę - na ziemi obok przyrządu. Sięgnął ku gaikom, głęboko wciągnął
powietrze, spojrzał na Johna.
- Jeśli właściwie zrozumiałem filmy i wszystko to, co udało mi się rozszyfrować z
różnych wskazówek, jeśli technologia Klee istotnie jest tak niezawodna, jak sądzę; to statek
wyłoni się z ziemi o niecałą mile stąd. Chyba najlepiej będzie, jeżeli schronimy się na naszym
stateczku. Wprawdzie wulkaniczna aktywność tej planety dawno już zamarła, ale siła, którą
zastosuje, będzie ogromna i może, mimo wszystko, dojść do jakiegoś niewielkiego wybuchu.
Czując krew, gwałtownie pulsującą mu w skroniach, oszołomiony John podążył do
statku za Omniarchem, niosącym przyrząd. Z wysokości pięciu tysięcy stóp i dziesięciu mil z
boku John obserwował i słuchał, jak Chelki najpierw zamocował, a po niemal nieuchwytnym
wahaniu uruchomił przyrząd.
Przez kilka minut niesie nie działo -John drżał z napięcia, złości i rozczarowania -
potem... Ledwie zdołał opanować odruch paniki, który mógł go zmusić do rozpaczliwego
wciśnięcia startera i natychmiastowej ucieczki z przyspieszeniem siedemnastu  g". Najpierw
powierzchnia planety - rudawa i naga pustynia o mile poniżej krańca płaskowyżu - pękła
wzdłuż linii. Pękniecie wybrzuszyło się, rozeszło na boki, stało się ogromnym kotłowiskiem
pyłu i skał (a po minucie także i mułu), podnoszących się i rozrzucanych jakby jakiś
gigantyczny statek podwodny wynurzał się z twardej ziemi. Dopiero teraz do uszu Johna
dotarł głuchy ryk pękających skał. Coś, co wychodziło z ziemi, musiało wychodzić z bardzo
głęboka. Kaskady pyłu, tryskające na wszystkie strony, zasłaniały teren, tak że z początku
John nie widział nawet, co tam się wylania. A potem położony poziomo, powoli, spokojnie i
majestatycznie -jakby te miliony ton skał były jedynie drobinkami kurzu - statek Klee
wyszedł na powierzchnie.
Długą chwile John siedział sparaliżowany własnym niedowierzaniem, które nie
pozwalało mu patrzeć na ekrany mogące przekonać go, że jego oczy wcale go nie okłamały.
Statek miął co najmniej cztery tysiące stóp długości i sześćset albo siedemset stóp średnicy.
Baryczny, z zaokrąglonymi końcami nie półkolistymi, ale raczej parabolicznymi, tak jak
węższy koniec kurzego jaja. Nie było żadnych widocznych z tego oddalenia wież czy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bajkomoda.xlx.pl
  • Cytat

    Ad hunc locum - do tego miejsca.

    Meta