[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Przyjeżdżał nocami i za każdym razem zabierał tego czy innego, by zawiezć go do Warszawy i
umieścić w jednej z fabryk swego ojca. Ryzykował własną wolnością i majątkiem, bo konfiskaty
sypały się wówczas bez opamiętania. A był tym gorliwszy, że pragnął podkreślić swoją polskość.
Było to w bezksiężycową noc w bocznej alei, gdy pakowała prowianty do bryczki. Upadł jej
do kolan i wyznał miłość. Dała mu słowo, a ojciec słowa córki nie cofnął. Po czteroletnim
narzeczeństwie została żoną Antoniego.
Nigdy go nie kochała, lecz zbyt wielkie, zbyt bolesne, zbyt ważne były inne sprawy, które
ich połączyły, a małżeństwo nie polega przecie na miłości.
Jeżeli nawet zrobiła błąd, wychodząc za Antoniego, nigdy tego nie żałowała. Człowiek, który
raz powziął postanowienie, nie powinien pozwalać sobie pózniej na podważanie jego słuszności.
I pani Grażyna była wierną żoną. Nigdy ani przez moment nie myślała o szukaniu osobistego
szczęścia poza małżeństwem, które tego szczęścia jej nie dało, nigdy przez myśl jej nie przeszła
ewentualność rozwodu.
Gdy jednak patrzyła na Annę, wbrew zasadom, wbrew przeświadczeniu o konieczności
surowego przestrzegania nierozerwalności małżeństw, myślała o rozwodzie.
Po prostu szkoda było Anny dla takiego nieroba, jak Karol Leszcz. Byłoby wszystko w
porządku, gdyby nie jakieś potworne lenistwo tego człowieka. Ostatecznie dobrze jest, że Anna
zarabia i może go utrzymywać, ale i on powinien pomyśleć o przyszłości. Gdy ostatnio przed
dwoma miesiącami był w Warszawie, pani Grażyna powiedziała mu to w cztery oczy i
dostatecznie dobitnie. A on tylko rozłożył ręce. Gdyby Anna przestała posyłać mu pieniądze,
może by się do czegoś wreszcie wziął.
Na dworze zaczęło świtać. Przez ciężkie zasłony okien przenikały do sypialni szare smugi
124
zimowego brzasku, mieszając się z żółtym światłem lampy. Pani Grażyna wyłączyła kontakt i
poprawiła jasiek. Czuła się znacznie lepiej, prawie zupełnie dobrze. Trzeba teraz zasnąć, myślała,
a jutro wstanę zupełnie zdrowa. Ten Władek nie ma pojęcia o medycynie.
Nazajutrz jednak okazało się, że miał pojęcie. Po śniadaniu, które pani Grażyna zjadła już
ubrana przy stole, przyszedł nowy atak, tym razem połączony z ostrym bólem w okolicy serca i
w lewej ręce. Jednocześnie ogarnął panią Grażynę paniczny lęk śmierci... Służący wytelefonował
lekarza, a ten nie ukrył przed pacjentką poważnego stanu jej choroby: angina pectoris nerwicowa
na tle silnie rozwiniętej arteriosklerozy. Rzecz nie byłaby sama przez się niebezpieczna, gdyby
nie niedomykalność zastawek. Dlatego trzeba stanowczo leżeć w łóżku. Spokój, cisza,
lekkostrawne pokarmy i żadnego wysiłku fizycznego.
Teraz już pani Grażyna wiedziała, że jest ciężko chora, że nie tylko musi zrezygnować z
dotychczasowego ruchliwego życia, lecz i z życia w ogóle. Nie przerażało jej to wcale. Zmierć
leżała w programie naturalnego porządku rzeczy, a skoro, wprawdzie niespodziewanie,
dowiedziała się, że i jej to dotyczy, przyjęła wiadomość spokojnie. Na razie lekarz zabronił
wszelkich wizyt, a i w ogóle ich nie zalecał, lecz musiała wezwać rodzone dzieci, by im
zakomunikować stan rzeczy.
Kuba wysłuchał wszystkiego, dłubiąc z zakłopotaniem w zębach i powiedział:
To doprawdy bardzo przykre, ale cóż ja na to poradzę?... Ech... jeszcze się mamie
polepszy.
Pocałował matkę w rękę i poszedł do swego pokoju, gdyż miał pilną robotę. Pani Grażyna
wiedziała, że układa pasjansa.
Wanda przyjść nie mogła. Zatelefonowała, że jest bardzo zajęta i zjawiła się dopiero po
dwóch dniach, kiedy już była pielęgniarka. Nawet nie umiała wysilić się na zdawkowe
współczucie. Oświadczyła, że "mama wygląda wcale niezle, a lekarze często się mylą", po czym
zaczęła opowiadać o swojej szwaczce, której córka, osiemnastoletnia dziewczyna, została
porzucona przez pewnego telegrafistę, i jacy są ludzie...
Przestań przerwała pani Grażyna.
Czy to mamę męczy?
Nie odpowiedziała, dając tylko ręką znak, by odeszła. Wstydziła się tej paplaniny córki przy
pani Jankowskiej, byłej woznej, pełniącej obecnie funkcje pielęgniarki. Wanda była zawsze
zimna, lecz ta obojętność to wynik zgubnych wpływów Szczedronia.
Po wyjściu Wandy pielęgniarka powiedziała:
Przypadkowo znam tę historię, proszę pani, bo to w naszej kamienicy, na Kopernika pod
siódmym...
Jaką historię? zdziwiła się pani Grażyna.
Tej córki krawcowej, proszę pani. To bardzo ładna dziewczyna i zdolna. Skończyła szkołę
powszechną z odznaczeniem, a szyje nawet lepiej od matki, wprawdzie wolniej, bo to jeszcze
wprawy takiej nie ma, ale ja, proszę pani, wolę jej robotę, bo i ściegi równiejsze stawia, i
wszystko zawsze wyszykuje jak się należy. Wprawdzie czasem spózni się o dzień, dwa, ale
125
proszę pani, jak ma być zła robota, to już wolę poczekać. Otóż rzeczywiście ta Felka, córka
krawcowej, Jamiołkowskiej, chodziła z takim telegrafistą, nawet niczegowaty chłopak, i
czyściutki, i grzeczny, bywało na schodach zawsze drogi ustąpi. Kto by to, mój Boże, pomyślał,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]