ebook - do ÂściÂągnięcia - download - pdf - pobieranie

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

policzki, aż białe smugi zaczęły perlić kropelkami krwi, szarpała na sobie odzież,
posypywała głowę zebraną w dłoń ziemią. Ludzie śpieszący za pochodem potrącali je,
póki Jan nie zajął się nimi i nie wyprowadził z tłumu. Skrótami, poprzez podwórza
poprowadził je do furty w murze.
Dotarli do szczytu Golgotty, gdy ciała już wisiały na krzyżach. Do krzyża stojącego
pośrodku, nieco wyższego niż pozostałe, został przybity Nauczyciel. Tamte ciała wisiały
spokojnie, ale Jego Ciało było wyprężone. Pierś miał wydętą, głowę wspartą o krzyż.
Oddychał za cenę strasznego bólu, jakiego musiał doświadczać uniesiony na przebitych
stopach. Aapał gwałtownie powietrze, jakby świadomy tego, że tak długo nie wytrwa. Po
chwili napięcie ustąpiło, Ciało i głowa zwisło, pierś zapadła...
Kobiety zatrzymały się lękliwie w tłumie i tylko Matka, podtrzymywana przez
Magdalenę i przez Jana, zbliżyła się do krzyża. %7łołnierze, na rozkaz dowodzącego nimi
setnika, nie odgonili ich; pozwolili nawet podejść pod sam krzyż.
Otaczający krzyże tłum przycichł. Już tylko od czasu do czasu zrywały się zajadłe
okrzyki, padały drwiny lub kamienie. Pełna nienawiści wrzawa ustępowała lękliwie
ciszy. W tej scenie, dokonującej się na oczach patrzących, było coś, co kazało oczekiwać
jakiegoś niezwykłego zakończenia. To nie było widowisko, jakie oglądali wielokrotnie.
Trójka stojących pod krzyżem, wpatrzona w Ciało, to podrywające się w bolesnym
wysiłku, to znowu bezsilnie opadające, nie zauważyła tego, co dostrzegli inni: fiołkowo
czarnej chmury, która wytoczyła się na horyzont i wolno wznosząc się ogarniała całe
niebo. Jej skraj zasłonił słońce i wtedy ponury cień padł na Golgotę. Ludzie zaczęli
zadzierać głowy w górę, a nad ciżbą przeleciał trwożny szmer. Zerwał się wiatr ostry
i chłodny, uderzał wzniecając tumany pyłu. Niósł ostre okruchy skalne i bił nimi
w twarze.
Chmura zawisła nad miastem niby olbrzymi, czarny parasol. Mrok stawał się z każdą
chwilą gęstszy. Wiatr kołował, tworzył słupy pyłu. Szumiał i zawodził.
Tłum otaczający krzyże cofnął się. Płaski szczyt góry, choć skutecznie rozszerzony,
nie był zbyt wielki, więc część ludzi zaczęła zbiegać w dół. Miriam, Magdalena i Jan stali
jednak nieustępliwie pod krzyżem. Ciężkie, głęboko wbite w skałę drzewo, szarpane
wiatrem, wydawało cichy skrzyp. Tuż przy twarzach mieli stopy Ukrzyżowanego.
Prężyły się  i na nowo wiotczały. Z góry dochodził ciężki, rwany oddech, przechodzący
chwilami w rzężenie.
Po policzkach Miriam spływały łzy. Ale nawet stojąc tuż przy umęczonym Synu nie
łkała, nie szlochała, nie wydawała skarg ani jęków. Tylko dygotały Jej usta, tylko drżąca
dłoń dotykała ociekających krwią stóp. Jan także milczał. Jedna Magdalena nie potrafiła
opanować swego żalu. Szlochała i nie przestawała orać paznokciami twarzy i piersi.
Wchłaniała w siebie ból, jaki cierpiał jej ukochany Nauczyciel.
W mroku, który stał się podobny ciemności nocy, wśród szumu i świstu wiatru
odezwał się chrapliwy, pełen rozpaczy głos:
 Zejdz z krzyża! Zejdz! Zrób cud! Umiałeś robić cuda dla innych... Dla byle małych
parszywców... Wybaw nas. Nas i Siebie! Pokaż, że jesteś naprawdę Mesjaszem! %7łe
możesz wszystko!
Zapadło milczenie i tylko słychać było chrapliwe sapanie, świst wiatru i skrzypienie
krzyża. Teraz odezwał się inny głos z drugiej strony:
 Przestań! Skarżysz się, że niesłusznie cierpimy... Przecież zasłużyliśmy... Ale On 
nie... Proszę Cię, Jezusie  głos mówił teraz pokornie.  Mówiłeś, że idziesz do Swego
Królestwa. Wez mnie ze sobą... Nie mam prawa do niego iść. Jestem wielkim
grzesznikiem. Ale... Nie zapomnij o mnie...
Głowa człowieka nad nimi obróciła się ciężko w stronę, skąd płynął głos.
Z dyszących ust padły słowa:
 Dziś... będziesz... tam... ze... Mną...
A potem poprzez zadyszkę głos zawołał:  Matko...
 Jestem Synu  podniosła głowę.
 To... syn... twój...  mówił głos.  Synu... to... będzie twoja... matka...
Słowa brzmiały coraz ciszej, porywał je szum wiatru. Zahuczał grom i toczył się tak
długo, jakby opuszczony głaz staczał się po kamiennych schodach. Ziemia zadygotała.
Rozległy się przerażone krzyki. Ci, którzy dotąd pozostali na Golgocie, teraz uciekali
w popłochu.
Wśród zamieszania Ukrzyżowany zawołał nieoczekiwanie bardzo głośno:
 Wykonało się... Ojcze, w ręce Twoje...
A potem wszystko pochłonęło wycie wiatru i huk drgającej konwulsyjnie ziemi.
12
Blask słońca wrócił, wiatr ustał, ucichły grzmoty, ziemia znieruchomiała. Oni wciąż
trwali przy krzyżu. Oprócz pilnujących żołnierzy byli jedynymi spośród widzów, którzy
zostali na szczycie góry.
Setnik zbliżył się, przyjrzał się Ciału, które wisiało teraz nieruchome, zastygłe
w ostatnim spazmie.
 Umarł  powiedział życzliwie  na pewno umarł. Już nie cierpi.
Jednak chciał być tego pewny, gdyż szybkim, nieoczekiwanym ruchem podniósł
włócznię i wbił ją w pierś Wiszącego. Magdalena krzyknęła rozdzierająco i rzuciwszy się
chwyciła za włócznię. Miriam zdusiła krzyk przyciśnięciem dłoni do ust.
Setnik odepchnął bez brutalności Magdalenę.
 Uspokój się, dziewczyno  powiedział.  Nie przydałem Mu już bólu. Widzisz
chyba, że nie żyje. I tobie, Matko, nie chciałem sprawić przykrości  zwrócił się do
Miriam.  Twój Syn musiał być kimś niezwykłym...
Oddalił się, oni jednak nie odstępowali od krzyża. Setnik wydał rozkaz i żołnierze,
wziąwszy w dłonie ciężkie pałki, wytrącili spod nóg pozostałych dwóch skazańców
podnóżki, a potem mocnym uderzeniem zgruchotali wiszącym golenie. Zakrzyczeli, ale
zaraz krzyk przemienił się w rzężenie. Już po chwili przestali oddychać.
Na chwilę oderwała się od krzyża Nauczyciela, podeszła do krzyża Dysmasa.
Przebiegła w myśli ich znajomość. Pomyślała, że w jakimkolwiek celu zabrał ją wtedy
z Massylii  było to dla niej ocalenie. Gdyby z nim nie odpłynęła, czekała ją śmierć.
I pózniej także pomagał jej się ukrywać. Narażał się na zemstę tajemniczych
prześladowców. Należeli oboje do tego samego świata ludzi, których porwały wielkie
słowa, a potem zwyciężyły ludzkie słabości. Nauczyciel opowiadał kiedyś haggadę
o pasterzu, który zostawia stado owiec, by iść szukać jednej zagubionej. Oni byli jak te
zagubione owce, które uwięzły wśród chaszczów na bezdrożu. Ale On odnalazł każde
z nich. Nie patrzył na to, kim byli. Dla Niego byli Jego owcami. Obdarzył ich, zanim
jeszcze to zrozumieli, Swoją miłością. Dysmasowi wystarczyło, że wyznał swoją winę,
aby ją wyprzedzić. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bajkomoda.xlx.pl
  • Cytat

    Ad hunc locum - do tego miejsca.

    Meta