ebook - do ÂściÂągnięcia - download - pdf - pobieranie

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Jeszcze nie, jeszcze zaczekajmy, Rolf, aż dojdziemy do czterystu. Nie wiadomo, czy nam
to się uda, chociaż skład masy wyraznie się zmienia. Może dlatego właśnie nie utknęliśmy do tej
pory... Czy myślisz, że naprawdę możemy dojść do tego legendarnego  Iksa ?...
 Tak myślę  Rolf spojrzał na mnie i wyszczerzył zęby. Rzadko zdarzało mu się uśmiechać,
ale gdy to czynił, to już całą gębą.  Mark, zrobimy to! Złapiemy starego  Iksa za ogon i wtedy
świat będzie nasz!
 Nasz? Masz na myśli, że... wyślą nas na Wyspę Szczęścia?
 To także, Mark. Ale nie tylko to. Dzięki  Iksowi znów ruszymy pełną parą
i prześcigniemy tamtych. Zmusimy ich wreszcie do uznania, że jesteśmy lepsi! Po przeszło stu
latach, pomyśl tylko!
Przyjrzałem się uważnie Rolfowi. Nie lubiłem, kiedy zaczynał mówić o  nas i o  nich . To
była jedna z rzeczy, które nie miały sensu. Może właśnie rzecz najważniejsza. Ten podział...
Zupełnie jak gdyby Ziemię zamieszkiwały dwie rasy kosmiczne. Jakby istniały obok siebie dwie
cywilizacje... Chociaż poniekąd tak właśnie było. My wiedzieliśmy dużo o nich. Oni wiedzieli
tak samo o nas. Ale istniał wciąż ten mur. Nieufności? Strachu? Istnieliśmy obok siebie
w spokoju długo. Od ostatnich małych wojen lokalnych upłynęło ponad pół wieku. Trwała
stabilizacja, oparta w dużej mierze o posiadane zapasy śmiercionośnej broni.
To nie było zdrowe z pewnością, ten dziwny stan ni to przyjazni, ni to wrogości. Nas było
znacznie mniej niż ich. Właściwie, gdyby chcieli, to by mogli nas zaatakować w ciągu tego pół
wieku. Wygraliby, chociaż i im by się dostało. Nie wiem właściwie dlaczego tego nie uczynili.
Może dlatego, żeby nie doprowadzić swojej, większej części planety, do takiego stanu, w jakim
znajdowała się nasza? To idiotyczne, ta niechęć, prawie nienawiść, która drzemie w Rolfie i w
niektórych innych ludziach z naszego świata. No cóż, odpowiednie wychowanie też robi swoje.
Nawet jeśli pózniej człowiek nie wszystkiemu wierzy, co mu się kładzie w głowę...
 Mark! Czterysta!  krzyknął Rolf.  Jest już czterysta! Daję znać, że przeszliśmy. I że
idziemy dalej.
Nacisnął guzik komunikatora, ozwał się leciutki brzęczyk, a pózniej głos Centrali.
 Centrala 4... Centrala 4...
 Mówi EKS Zero. Składam meldunek... Minęliśmy przed chwilą poziom czterysta! Idziemy
dalej!  triumfalny głos Rolfa załamał się prawie.
 Co widzicie?
 Zmiany w masie. Coś, jakby szara zieleń. Konsystencja mniej gęsta.
 Utrzymać stały kontakt. Meldujcie wszystkie zmiany Schodzcie aż do oporu.
Rolf wahał się przez moment, po czym zapytał:
 Czy jednak nie grozi nam?... Mamy już poziom czterysta dwa...
 Tak, grozba istnieje. Mimo to schodzcie dalej. Musicie sprawdzić, czy jesteście nadal
w tristenie, czy też jest to coś innego.
 Tak  odpowiedział Rolf.  Schodzimy dalej. Mamy już czterysta trzy.
Schodziliśmy wolno, lecz nieustannie w głąb. Masa wokół nas zdawała się jakby lekko
rozjaśniać. Czyżby zbliżała się chwila odkrycia  Iksa ? Wierzyliśmy w jego istnienie, a zarazem
wątpiliśmy. Przygodą było już samo penetrowanie wnętrza Ziemi, zwłaszcza odtąd, odkąd
dostaliśmy naszego unikalnego EKS-a.
 Mark! Patrz!
Ekran wizjera coraz bardziej rozjaśniał się. Rozległ się głos Centrali.
 Dlaczego milczycie? Na jakim poziomie jesteście?
 Czterysta siedemnaście  powiedział Rolf, patrząc bez przerwy w ekran wizjera.  Nie
wiemy...  przerwał, bowiem w tejże chwili ekran rozjaśnił się jeszcze bardziej i... znalezliśmy
się na powierzchni ziemi.
Tak. Eksplorator Zero wyszedł na powierzchnię i automatycznie zatrzymały się jego silniki.
Rolf patrzył jak zahipnotyzowany w ekran. Ja byłem nie mniej od niego zdumiony
i wstrząśnięty. Staliśmy na rozległej łące, porośniętej gęstą murawą, nie przypominającą ani
 gwarantowanej trawy Spółki Roślinnej  Flora , ani nawet tej, jaką oglądałem w którymś
z Rezerwatów...
Spojrzałem na Rolfa i zrozumiałem, że obaj pomyśleliśmy to samo. %7łe jakimś cudem (ale
jakim?) znalezliśmy się u  nich . Na twarzy Rolfa widniało przerażenie. Powiedział prawie
szeptem:
 No, dadzą nam...  Ale jak to mogło się stać? Wzrok jego spoczął na komunikatorze.
 Musimy...
 Nie działa  rzekłem.  Już od momentu, kiedy... kiedy przekroczyliśmy poziom czterysta
siedemnaście.
Popatrzył na mnie w milczeniu. Wreszcie powtórzył głucho:
 Czterysta siedemnaście...  A po chwili, jakby coś zrozumiał.  Nic innego, tylko  Oni
musieli to urządzić... Nie wiem jak, ale przechytrzyli nas, wyprowadzili w pole...
 Nie  powiedziałem.  To jest coś innego. Spójrz na słońce.
Spoza zielonego wzgórza ukazała się tarcza słoneczna.
Matowe, choć zarazem bardzo jasne światło tego słońca było całkiem odmienne od tego,
które prześwitywało blado przez szarą mgłę znanego nam nieboskłonu. Ale nie o to chodziło.
Słońce które widzieliśmy na ekranie, promieniowało inaczej. I znajdowało się bardzo blisko
ziemi. Mogliśmy to stwierdzić nawet my, posiadający tylko podstawowe wiadomości z zakresu
fizyki.
 Mark, czy nam to wszystko nie śni się czasem?  Rolf patrzył na błękitne niebo, które
zdawało się przenikać do wnętrza maszyny, a nie odbijać się tylko w ekranie, niebo, po którym
płynęły wolno białe obłoki.
 Wyjdzmy na zewnątrz  powiedziałem.  Przekonamy się w ten sposób czy śnimy, czy też
może znajdujemy się na jakiejś innej planecie...
 Innej?...  Rolf, nie ruszając się z miejsca patrzył na mnie przeciągle.
 Zwariowałeś, Mark. Tak! Obaj zwariowaliśmy! Albo też...  zawiesił głos.  Albo to
wszystko, to tylko specjalnie dla nas przygotowana halucynacja.
Otworzyłem właz i wyszedłem na zewnątrz. Poczułem czyste, pachnące powietrze  łagodne [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bajkomoda.xlx.pl
  • Cytat

    Ad hunc locum - do tego miejsca.

    Meta