ebook - do ÂściÂągnięcia - download - pdf - pobieranie

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

długą świecą tkwiącą chwiejnie w emaliowanym lichtarzu o parę numerów za dużym.
- I powiedz pani Crickett - podjął George, z irytacją czepiając się tematu - że musi je
co dzień porządnie napełniać.
- Spróbuję. Ale ona nie znosi zwracania uwagi. Zawsze się boję, żeby nam nie
wymówiła.
- Można chyba nająć inną posługaczkę?
- Pani Crickett jest bardzo uczciwa.
- Wiem, ale to nie wszystko. Bez trudu znalazłabyś inną, gdybyś się postarała.
- Dobrze, zobaczę. Ale dlaczego ty nie pomówisz z panią Crickett? Na ogół wychodzę
przed jej przyjściem.
- O tak. Wiem. Nie musisz ciągle mi wypominać, że chodzisz do pracy. Nie sądzisz
chyba, że to dla mnie przyjemne, co? Wimsey ci powie, jaki mam do tego stosunek.
- Nie bądz głupi, George. Lordzie Peter, czemu przypisać ten strach mężczyzn przed
rozmową ze służbą?
- Rozmowa ze służbą to rzecz kobiety - oświadczył George. - Nie moja.
- Zgoda, ja z nią porozmawiam, a ty będziesz musiał pogodzić się z konsekwencjami.
- Nie będzie żadnych konsekwencji, jeśli to zrobisz taktownie, moja droga. Nie
rozumiem, dlaczego to urasta do takiego problemu.
- Zgoda! Postaram się być możliwie najbardziej taktowna. A pan nie ma kłopotów z
posługaczkami, lordzie Peter?
- Skądże znowu! - przerwał jej George. - Wimsey żyje przyzwoicie. Oni na Piccadilly
nie znają szlachetnych uciech, jakich dostarcza brak grosza.
- Trafiłem dość szczęśliwie - przyznał Wimsey z nienaturalnie zażenowaną miną
człowieka oskarżonego o nadmierne bogactwo. - Mam wyjątkowo wiernego i inteligentnego
służącego, który dogląda mnie jak matka.
- Zmiem twierdzić, że ma w tym interes - zauważył George niemiłym tonem.
- Nie wiem. Jestem przekonany, że cokolwiek by się stało, Bunter nigdy by mnie nie
opuścił. Był moim podoficerem w czasie wojny i nieraz znajdowaliśmy się w paskudnych
opałach, a kiedy się to wszystko skończyło, odszukałem go i wziąłem na służbę. Przedtem
oczywiście też u kogoś pracował, ale jego dawny pan poległ, rodzina się rozpadła, więc
chętnie się zgodził. Nie wiem, co bym teraz bez niego począł.
- Czy to ten sam człowiek, który robi dla pana fotografie, kiedy tropi pan zbrodnię? -
zainteresowała się Sheila, szybko przeskakując na mniej drażliwy w jej mniemaniu temat.
- Tak. To znakomity spec od aparatu. Ma tę jedną wadę, że czasem zamyka się w
ciemni, a wtedy sam sobie muszę radzić. Jestem z nim połączony wewnętrznym telefonem.
 Bunter! -  Słucham, wasza lordowska mość! -  Gdzie są moje spinki? -  W środkowej
części trzeciej prawej szufladki komody, wasza lordowska mość . -  Bunter! -  Słucham,
wasza lordowska mość! -  Gdzie położyłem papierośnicę? -  Zdaje się, że ostatnio
widziałem ją na fortepianie, wasza lordowska mość . -  Bunter! -  Słucham, wasza
lordowska mość! -  Nie mogę sobie poradzić z białym krawatem . -  Doprawdy, wasza
lordowska mość! -
 Nie możecie mi pomóc? -  Wasza lordowska mość wybaczy, jestem zajęty
wywoływaniem kliszy . -  Pal diabli kliszę! -  Doskonale, wasza lordowska mość . -
 Stać... Bunter... nie bądzcie w gorącej wodzie kąpani... skończcie z kliszą i dopiero wtedy
przyjdzcie zawiązać mi krawat . -  Ma się rozumieć, wasza lordowska mość . No i muszę,
biedny nieszczęśnik, siedzieć, dopóki nie utrwali tej piekielnej kliszy czy coś takiego.
Absolutny niewolnik we własnym domu - oto, czym jestem.
Sheila się roześmiała.
- Wygląda pan na bardzo szczęśliwego i dobrze traktowanego niewolnika. Prowadzi
pan obecnie jakieś dochodzenie?
- Tak. I proszę, znowu... Bunter istotnie przez cały wieczór para się fotografią. Nie
mam dachu nad głową. Włóczę się po ulicach jak ten ptak bez nóg, jakże go zowią...
- Wyrazy współczucia, że doprowadzony do rozpaczy musiał pan szukać schronienia
w naszej nędznej norze - powiedział George z gorzkim śmiechem.
Wimsey pożałował, że tu przyszedł. Pani Fentiman wyglądała na udręczoną.
- Nie musi pan na to odpowiadać - rzekła siląc się na niefrasobliwość. - Bo nie ma
odpowiedzi.
- Prześlę takie pytanie Ciotce Judith z  Cotygodniowego kącika porad - zażartował
Wimsey. - A robi uwagę, na którą nie ma odpowiedzi. Co ma zrobić B?
- Przepraszam - powiedział George. - Moje odezwania są nie na poziomie.
Zapominam o manierach cywilizowanego człowieka. Mówcie dalej i nie zwracajcie na mnie
uwagi.
- Jaką zagadkę rozwiązuje pan teraz? - zapytała Sheila biorąc męża za słowo.
- Obecnie zajmuję się tą dziwną sprawą testamentu starego generała - odparł Wimsey.
- Murbles prosił o zbadanie, kto umarł pierwszy.
- O, i myśli pan, że naprawdę można to ustalić?
- Nie tracę nadziei. Ale to kwestia bardzo delikatna, może się sprowadzać dosłownie
do sekund. Przy okazji, Fentiman, czy był pan w palarni klubu Bellona w rocznicę
zawieszenia broni rano?
- Ach, więc dlatego pan przyszedł. Czemu pan od razu nie mówił? Nie. Nie byłem. A
co więcej, nic mi o tej sprawie nie wiadomo. Nie mam pojęcia, czemu ta irytująca stara
wiedzma, ten babsztyl nie mógł zrobić przyzwoitego, sensownego testamentu, skoro już się
do tego zabrał. I po co było zostawiać takie pliki pieniędzy staremu, kiedy nie ulegało
wątpliwości, że lada chwila może odwalić kitę? A w razie gdyby umarł, oddawać wszystko
tej Dorland, która nie może sobie do tego rościć najmniejszego prawa? Ta Dormer mogłaby
być na tyle przyzwoita, żeby pomyśleć o Robercie i o nas.
- Biorąc pod uwagę, jaki niegrzeczny byłeś dla niej i dla panny Dorland, dziwię się,
George, że ci zostawiła te siedem tysięcy.
- Co to dla niej te siedem tysięcy? Tyle co banknot pięciofuntowy dla przeciętnego
śmiertelnika. Ja to nazywam zniewagą. Pewnie, byłem dla niej niegrzeczny, ale tylko dlatego,
żeby nie myślała, że podlizuję się dla pieniędzy.
- Jakiś ty niekonsekwentny, George. Jeśli nie chciałeś pieniędzy, to czemu narzekasz,
że ich nie dostałeś?
- Zawsze jestem winien. Wiesz, że nie o to mi chodzi. Nie chciałem pieniędzy, ale ta
Dorland wciąż dawała do zrozumienia, że chcę, więc ją zbeształem. Nic nie wiedziałem o tym
przeklętym spadku i nie chciałem wiedzieć. Mam na myśli tylko tyle, że jeśli naprawdę
chciała coś zostawić Robertowi i mnie, mogła nam zapisać więcej niż po te marne siedem
tysięcy na głowę.
- No, nie narzekaj. Właśnie teraz pieniądze ogromnie by się nam przydały.
- Wiem. Przecież mówię.; A tu głupia starucha robi taki idiotyczny testament, że nie
mam pojęcia, czy je dostanę czy nie. Nie mogę nawet położyć ręki na dwóch tysiącach
starego. Muszę tu siedzieć i kręcić młynka palcami, gdy tymczasem Wimsey chodzi sobie z
calówką i potulnym fotografem i ustala, czy mam prawo do pieniędzy mojego własnego
dziadka!
- Wiem, że to potwornie irytujące, kochanie. Ale mam nadzieję, że się wkrótce
wyjaśni. Byłoby bez znaczenia, gdyby nie Dougal MacStewart.
- Kto to taki? - zapytał Wimsey z nagłym ożywieniem. - Sądząc z nazwiska, członek
jednej z naszych starych szkockich rodzin. Chyba coś o nim słyszałem. Czy to nie taki
usłużny, pomocny facet z bogatym przyjacielem w City?
- Niesłychanie usłużny - przyznała Sheila ponuro. - Wprost się narzuca. On...
- Zamknij się, Sheilo - przerwał jej mąż opryskliwie. - Lord Peter nie jest ciekaw
wszystkich naszych domowych brudów.
- Ponieważ znam Dougala - rzekł Wimsey - pewnie mógłbym je odgadnąć. Jakiś czas
temu nasz przyjaciel MacStewart życzliwie zaoferował państwu pomoc. Przyjęliście skromną
kwotę... ilu?
- Pięciuset funtów - odparła Sheila.
- Pięciuset. Okazało się jednak, że gotówką jest trzysta pięćdziesiąt, a reszta to [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bajkomoda.xlx.pl
  • Cytat

    Ad hunc locum - do tego miejsca.

    Meta