[ Pobierz całość w formacie PDF ]
strażnika, któremu wydał szybko jakieś rozkazy.
Tabby słyszała jego przyspieszony oddech, trzymała
się kurczowo jego szyi, krzywiąc się z bólu.
Wszystko w porządku skłamała. Miałam
szczęście, że mnie złapałeś&
Zaniósł ją do salonu i ułożył ostrożnie na sofie, po
czym uklęknął przy niej i zapytał, wpatrując się w nią
mrocznym wzrokiem:
Czy ktoś cię popchnął?
Zaskoczyło ją to pytanie.
Dlaczego ktoś miałby mnie zepchnąć ze schodów?
Pokręciła głową. Po prostu straciłam równowagę&
Zmarszczył czarne brwi.
Jesteś pewna? Chyba widziałem, jak ktoś cię mijał,
zanim spadłaś.
Ja nikogo nie widziałam ani nie słyszałam.
Na pewno?
Na pewno potwierdziła.
Wstydziła się powiedzieć prawdę. Spadła, ponieważ
zerkała kątem oka na Acherona i chciała zejść ze
schodów wyprostowana jak struna, z podniesioną
głową, jak prawdziwa dama. To było idiotyczne!
skrzywiła się w duchu.
Objął ją lekko w pasie.
Muszę cię zanieść do samochodu i zawiezć do
lekarza.
Nie trzeba!
On jednak nie pytał jej o zdanie. Był głuchy na jej
protesty. Pojechali do pobliskiego szpitala. Gdy jeden
z lekarzy obejrzał jej nogę i stwierdził, że to nic
poważnego, tylko skręcona kostka i parę siniaków,
Acheron nalegał na szczegółowe badania
i prześwietlenia, co zajęło parę godzin. Tabby nigdy nie
widziała go w takim stanie. Był zdenerwowany,
roztrzęsiony, przewrażliwiony. Do szpitala zabrał ze
sobą dwóch ochroniarzy, którzy ciągle kręcili się gdzieś
w pobliżu. Uważała, że jeśli Acheron chciał odegrać
rolę troskliwego męża, który strasznie się przejął
niegroznym wypadkiem żony, to trochę jednak
przesadził i zawracał głowę lekarzom, którzy w tym
czasie mogliby się zająć innymi pacjentami.
Gdyby Tabby zginęła, to byłaby moja wina! grzmiał
w myślach. Rozpętała się w nim burza silnych emocji
gniewu, strachu, poczucia winy której nie potrafił
zatrzymać. Nigdy wcześniej nie był w takim stanie. To
zupełnie zrozumiałe, skoro nigdy wcześniej nie był
odpowiedzialny za czyjeś życie. Sprawa była poważna.
Cholernie poważna. Być może ktoś próbował
skrzywdzić Tabby. Ktoś z pracujących dla niego ludzi.
Po wulgarnej, agresywnej wiadomości, którą ktoś
zostawił na lustrze w jej sypialni, nie mógł
zbagatelizować dzisiejszego incydentu. Incydentu czy
zamachu? Wystarczyła sekunda, żeby ktoś przemknął
bezszelestnie za jej plecami i lekko ją pchnął, życząc jej
połamanych nóg albo skręconego karku&
Zacisnął zęby i pięści, rozwścieczony bezradnością.
Jego ochrona dokładnie przyjrzała się wszystkim
członkom personelu, którzy pracowali w jego
toskańskiej willi, ale nie wykryli niczego podejrzanego.
Rok temu willa została gruntownie wyremontowana.
Zatrudnił nowych ludzi, których nie darzył jeszcze
pełnym zaufaniem; całkiem możliwe, że jedna z tych
osób stała za tym incydentem. Nie mógł jednak patrzeć
podejrzliwie na każdego z nich; wpadłby w paranoję.
Doszedł więc do wniosku, że zostało tylko jedno
wyjście wyjechać z tej willi, i to w trybie
natychmiastowym.
Przepraszam mruknęła Tabby w samochodzie,
gdy wyjeżdżali ze szpitalnego parkingu.
Przepraszasz, że miałaś wypadek? odparł
szorstko. To cholerne nerwy, pomyślał zły na siebie
i dodał łagodniej: Jak się czujesz?
Trochę boli. Ale szybko mi przejdzie powiedziała
z uśmiechem. Od tej pory będę bardziej uważała na
schodach.
Acheron był zdumiony. Dla większości kobiet,
z którymi się zadawał, nawet złamany paznokieć
potrafił być tragedią. Tabby jednak była ulepiona z innej
gliny. Nie oczekiwała współczucia ani pocieszania. Była
twarda. Podziwiał tę cechę.
O co chodzi? zapytała zaskoczona, gdy Acheron
wyjął ją z limuzyny i posadził na wózku, który szofer
wyjął z bagażnika. Jesteśmy na lotnisku?
Tak. Lecimy na Sardynię.
W tej chwili?! Jest dziesiąta wieczorem!
Amber i Melinda już czekają w śmigłowcu. Bagaże
też zapakowane rzucił szybko.
Wiedziała z doświadczenia, że w takich sytuacjach
lepiej nie dyskutować z Acheronem. Nie lubił, kiedy
ktoś kwestionował jego decyzje. Uznała, że zapewne
znudziła mu się Toskania i miał ochotę na zmianę
scenerii. Dlaczego jednak o tej porze? Amber
wieczorem powinna spać w łóżeczku, a nie latać
helikopterem! Pomyślała, że jest nieczułym egoistą, ale
to normalne zachowanie u samców alfa, którzy myślą
tylko o własnych potrzebach.
W śmigłowcu Tabby usiadła z Amber na rękach,
próbując ją uśpić, co było trudnym zadaniem,
zważywszy na okropny huk, jaki wydawała maszyna.
Otworzyła usta ze zdumienia, kiedy Acheron usiadł
obok niej i wziął dziewczynkę do siebie na kolana.
Amber spojrzała na niego, wetknęła kciuk do buzi
i zamknęła oczy. Tabby uśmiechnęła się rozbawiona,
a po chwili również poczuła, jak jej powieki opadają&
Kiedy się obudziła, Acheron wnosił ją do jakiegoś
domu.
Jak się czujesz? zapytał, spoglądając na jej bladą,
zmęczoną twarz.
Przeżyję&
Idziesz prosto do łóżka, yineka mou. Przed snem
zjesz kolację.
Aóżko, kolacja to brzmiało zachęcająco.
Uśmiechnęła się pod nosem. Acheron wniósł ją po
schodach na piętro, a potem do jakiegoś dużego
pomieszczenia z otwartymi oknami, przez które
wlatywała przyjemna bryza. Ułożył ją ostrożnie na
przeogromnym łóżku, rozebrał do bielizny i okrył
miękką kołdrą.
Dlaczego jesteś dla mnie taki miły?
Milczał przez długą chwilę.
Bo miałaś& wypadek.
Ty nie lubisz zasad, a ja nie lubię współczucia
bąknęła.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]