[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pięte szpilkami do jego odzienia. Miłościwy pan powiedział, iż na zawsze zachowa te pa-
miątki, niebawem zaś odnajdzie poczciwe, drogie przyjaciółki i otoczy je szczególną pieczą.
W tej chwili wszedł klucznik z jakimiś swymi podwładnymi i kazał wyprowadzić więz-
niów na dziedziniec. Edward uradował się niemało. Jakie to szczęście ujrzeć znowu błękit
nieba, odetchnąć świeżym powietrzem! Irytował się i użalał na opieszałość więziennych pa-
chołków, na koniec jednak przyszła jego kolej; zdjęto mu żelazne pęta i kazano wraz z Hen-
donem wychodzić śladem innych więzniów.
Dziedziniec był czworokątny, brukowany, rozległy. Więzniów wprowadzono tam przez
potężną, ceglaną bramę i ustawiono szeregiem, plecami wspartych o mur. Przed nimi rozcią-
gnięto linę, ponadto strzegli ich konstable. Ranek był chłodny, pochmurny. Nocą spadł pu-
szysty śnieg i pobielił rozległą, pustą przestrzeń, która pod tym całunem wyglądała tym bar-
dziej posępnie. Od czasu do czasu lodowaty wiatr omiatający dziedziniec tam i ówdzie pod-
nosił śnieżne wiry.
Na środku dziedzińca stały dwie kobiety przykute łańcuchami do słupów. Na pierwszy rzut
oka król poznał swoje dobre przyjaciółki, wzdrygnął się więc i pomyślał:
Niestety, nie odeszły wolno, jakem był sądził. Ach, pomyśleć, że kobiety takie jak one
zaznać mają kańczuga, i to w Anglii! O hańbo! W Anglii chrześcijańskiej, nie pogańskiej!
Będą je chłostać, a ja, którego one pocieszały i traktowały tak serdecznie, będę musiał patrzeć
na tę niesłychaną krzywdę. Dziwne to, bardzo dziwne, iż ja, najpierwsze zródło władzy w tym
rozległym królestwie, nie jestem pomóc im w żaden sposób. Niechaj jednak strzegą się ci
nędznicy, zbliża się bowiem dzień, w którym, zażądam od nich strasznej zapłaty za to niecne
dzieło. Za każdy raz, który padnie dzisiaj, poczują sto bizunów .
Otwarła się główna brama i tłum ludu zalał dziedziniec więzienny. Tłum ów stłoczył się
koło niewiast, skrył je przed wzrokiem króla. Potem przyszedł duchowny, przecisnął się przez
ciżbę i także w niej utonął. Edward posłyszał głosy, jak gdyby pytał ktoś, a kto inny dawał
101
odpowiedzi, atoli nie mógł wymiarkować, o czym mowa. Następnie wiele było zamieszania,
jakichś przygotowań i przepychania się rozmaitych urzędników przez tę część tłumu, która
kupiła się najbliżej kobiet. Zgromadzona ciżba milkła stopniowo. Wreszcie na dziedzińcu
zapanowała głęboka cisza.
Padł jakiś rozkaz. Tłum rozstąpił się, cofnął na dwie strony. Król ujrzał widok, który
zmroził go do szpiku kości. Wokół dwóch niewiast wznosił się stos wielkich bierwion, a klę-
czący mężczyzna stos ów podpalał.
Ofiary pochyliły głowy, twarze zakryły rękoma. %7łółtawe języki ognia zaczęły wspinać się
po suchych trzeszczących bierwionach, smugi błękitnego dymu odpływały na skrzydłach
wiatru. Duchowny wzniósł ręce ku niebu i rozpoczął modły. W tej chwili dwie dzieweczki
wbiegły główną bramą i z rozdzierającymi jęki przypadły do niewiast na stosie. Pachołkowie
odciągnęli je zaraz. Jedną utrzymali w żelaznym uścisku, druga wszakże wyrwała się wołając,
że umrze u boku matki, i nim zdołano ją pochwycić, zarzuciła ramiona na szyję jednej z bap-
tystek. Raz jeszcze odciągnięto szaloną dziewczynę, lecz gorzały już na niej szaty. Kilku
mężczyzn przytrzymało ją krzepko i zdarło płonącą suknię, która padła na ziemię niby garść
płomieni. Dziewczyna szarpała się, próbowała uwolnić, ustawicznie powtarzała, iż zostanie
sama na świecie, i błagała, aby wolno jej było zginąć wraz z matką. Obie dzieweczki zawo-
dziły i wyrywały się, wnet jednak rozdzierające jęki mąk śmiertelnych stłumiły cały ten
zgiełk. Król oderwał wzrok od szalejących dziewcząt i spojrzał na stos, potem zaś odwrócił
się, przywarł spopielałą twarz do muru i nie patrzył już na nic.
To, co ujrzałem w tej jednej, krótkiej chwili szepnął nigdy nie ujdzie mi z pamięci,
lecz trwać tam będzie zawsze. Pokąd nie umrę, widzieć to będę za dnia i śnić o tym po nocy.
Ach, czemuż Bóg nie dał mi wprzódy oślepnąć!
Hendon obserwował króla i myślał z zadowoleniem:
Obłęd jego przemija. Biedak odmienił się i dziwnie złagodniał. Gdyby posłuchał pod-
szeptów chorej woli, zgromiłby oprawców, obwieścił, iż jest królem, rozkazał puścić owe
niewiasty wolno i bez szwanku. Wnet złudy jego przeminą i pójdą w niepamięć, a biedny
umysł wróci do normalnego stanu. Boże, ześlij ów dzień jak najrychlej!
Tegoż wieczora sprowadzono na noc kilkunastu więzniów, których pod strażą wiedziono
do rozmaitych miast królestwa, gdzie mieli ponieść karę za popełnione brednie. Król rozma-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]