[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie, nie jestem przecież archaniołem!
Wcale nie o to mi chodziło.
Jak zabawnie porozumiewać się sekretnym szyfrem!
Sol czuła się ożywiona i szczęśliwa jak nigdy dotąd. Nareszcie, nareszcie znalazła kogoś
takiego samego jak ona. Wiedziała, że on potrafi dać jej wszystko, czego potrzeba kobiecie.
Wiem, kim jesteście, pani odezwał się. Nie znam waszego imienia, ale nazywają
was czarownicą o kocich oczach. Uspokójcie się; wiem, że was ścigają, ale nie mam żadnego
interesu, by was wydać. Macie też jeszcze jedno przezwisko.
O, to coś nowego!
Nazywają was modliszką.
Modliszką? Fuj! Dlaczego?
Ludzie wyobrażają sobie, że jesteście oszalała na punkcie mężczyzn i że po uściskach
zabijacie swych kochanków.
Sol poczuła się głęboko urażona.
To nieprawda! To w ogóle nie jest prawda! Po pierwsze, miałam niewielu mężczyzn;
żyją obydwaj, znaczy cała trójka w ostatniej chwili przypomniała sobie kata i cieszą się
dobrym zdrowiem. Nie obchodzą mnie zwykli śmiertelnicy!
Jej gniew wzbudził jego wesołość.
Zapytał, dokąd się wybiera. Wyjaśniła, że zmierza do Solor, do Finów.
268
Podobno znają się na czarach.
Oczy mu rozbłysły, była taka pociągająca!
Wiedziałem, że jesteście czarownicą, moja bogini księżyca. Można to poznać po wa-
szych oczach.
Nie przeszkadzało jej, że tak mówił, wprost przeciwnie. U kogóż, jeśli nie u niego, miała
szukać zrozumienia.
Z bliska widać było, że nie jest już młodzieńcem. Książę Ciemności jednak też nim nie był,
miał ponad tysiąc lat. Chociaż w jego królestwie tysiąc lat to jakby jeden dzień.
Szatan, Lucyfer anioł, który podjął walkę przeciw Bogu i został strącony z niebios do
piekła. To musiał być Lucyfer, tak jak wyglądał po upadku. Nadal piękny, ale już z błyskiem
zła w oku.
Stworzony przez ludzi obraz Złego nie jest prawdziwy. Diabeł jest piękny jak anioł Pana,
którym był kiedyś. A może zmienia się stosownie do woli człowieka? Ma przecież tyle postaci:
smoka, psa lub węża. Potrafi wszystko.
Gdzie byliście przez ten cały czas od naszego ostatniego spotkania? zapytała. Poczuł
się wyraznie nieswojo. Wybaczcie mi, to nie było mądre pytanie dodała szybko.
Odetchnął z ulgą.
Chętnie dowiedziałaby się jednak, dlaczego tak dużo czasu upłynęło, nim ponownie uniósł
się z otchłani. Nie warto, stwierdziła. Może on nie chce mówić o swoim drugim życiu?
Moja księżycowa bogini, ja również udaję się na wschód. Ośmielę się zaproponować
swoje towarzystwo. Drogi nie są bezpieczne dla samotnej damy.
269
Sol pochyliła głowę ruchem pełnym gracji.
Wielkie dzięki za propozycję, panie. Mówcie do mnie na ty, jeśli mogę was prosić.
W końcu znamy się nie od dziś.
Ostatnie słowa wypowiedziała wiele znaczącym tonem, a jego żartobliwy uśmiech potwier-
dził, że i on podejmuje grę.
Najprzystojniejszy mężczyzna, jakiego kiedykolwiek widziała. Pomimo śladów, które po-
zostawiły na jego twarzy przeżycia, był bezwstydnie piękny. Niebieskie oczy błyszczały, złote
włosy układały się w delikatne fale z lekko zaznaczoną siwizną na odrobinę podniesionych
skroniach. Oceniała jego ziemski wiek na. . . powiedzmy koło czterdziestki. Ile tysięcy lat miał
naprawdę, nikt nie mógł stwierdzić.
Czuła mrowienie wzdłuż kręgosłupa, delikatne włoski na karku podniosły się. Czym in-
nym było spotkanie go na Blokksberg, a zupełnie czym innym było to tutaj. Jak cudownie
tak siedzieć naprzeciwko siebie w wiejskiej gospodzie i umawiać się na wspólną drogę ze
wszystkimi tego konsekwencjami!
Przecież on jest jedyną osobą, która w pełni mnie rozumie, dlaczego więc jestem taka prze-
jęta? Przyznawała w duchu, że poczucie łączącej ich więzi było dużo silniejsze podczas wypraw
do jego królestwa. Dlaczego teraz miała trudności ze znalezieniem właściwego tonu?
Odnosiła wrażenie, że ostrożnie badają się nawzajem.
Godzinę pózniej jechali razem jedno za drugim w palącym blasku jesiennego słońca wzdłuż
Glommy. Zcieżka była zbyt wąska, by mogli rozmawiać. Sol jednak każdym nerwem czuła jego
obecność. Wiedziała, że na niego w równym stopniu działa jej fizyczna, zmysłowa bliskość.
270
Zakołatała jej w głowie szalona myśl. Pewna była już, że to właśnie jest mężczyzna jej ży-
cia. O, gdyby mogła związać się z nim na stałe! Tu, na tym świecie. Wybudować dom, może
mieć dzieci, przerwać bezustanne poszukiwania. Po raz pierwszy w życiu z całych sił zapra-
gnęła być jak inne kobiety, mieć poczucie bezpieczeństwa, jakie daje mąż i własne domowe
ognisko. Ale czy to możliwe? Z kimś takim jak on? Tak chyba się nie da. Był przecież na tym
świecie tylko gościem, obcym przybyszem.
Zapyta go jednak. O tak, na pewno zapyta, tylko pózniej. Najpierw muszą poznać się lepiej.
Sol nigdy niczego nie pragnęła tak mocno. Myśl o spokojnym, dobrym szczęściu przepły-
wała przez nią jak małe ożywcze strumyczki.
Jechali długo, aż on wyznaczył postój. Właśnie minęli jakąś wioskę, znalezli się na pustko-
wiu.
Jej błędny rycerz wskazał na samotną szopę położoną nieco wyżej.
Może odpoczniemy tam chwilę?
Zgodziła się. Czuła, jak z podniecenia mocno wali jej serce.
Było południe. Gorące promienie słońca padały na ściany szopy. W środku było ciepło
i przyjemnie. Powoli rozebrał ją do naga i długo się jej przypatrywał, zanim wprawnymi rucha-
mi obudził jej namiętność.
Sol nigdy dotąd nie spotkała tak pewnego kochanka. Nie zachowywał się teraz jak Książę
Ciemności. W otchłani od razu przystępował do dzieła. Tu zdawał się dokładnie odgadywać
życzenia kobiety, a kiedy w końcu nagi ułożył się przy niej, całe jej ciało wibrowało.
271
Nie była to jednak taka sama orgia jak w jego królestwie. Na czym polegała różnica? Na
razie nie mogła tego pojąć. W otchłani nie trzeba było jej rozpalać, ciało i tak stało w ogniu.
Tutaj po raz pierwszy była podniecona w objęciach śmiertelnika, odczuwała raczej rozkosz,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]