[ Pobierz całość w formacie PDF ]
55
nomiernej prędkości. Parła przed siebie po wybojach, przerazliwie
podskakując z trzaskiem, a mimo to nie jechała szybciej niż jakieś
dwadzieścia kilometrów na godzinę.
Fade przylgnął do najbliższego drzewa i nakierował celownik karabinu na
ciemną postać za kierownicą. Jednak po chwili się rozmyślił. Plan, aby
dziś wieczorem zakończyć życie, nie za bardzo się sprawdzał. Czas więc
na małą improwizację.
Samochód dalej się tłukł po wyboistej drodze, a on przykucnął nisko i
kilkoma gałązkami osłonił białe bokserki przed snopem świateł.
Okno po stronie kierowcy było otwarte. Wyraznie widział w nim
jasnowłosą, nie osłoniętą hełmem głowę, którą szarpało to do tyłu, to do
przodu. Kiedy samochód się z nim zrównał, Fade wskoczył na stopień
przy drzwiach, owinął rękę wokół luznego końskiego ogona i lekko
zeskoczył z powrotem na drogę.
Właściwie się nie zastanawiał, co by się stało, gdyby kobieta miała zapięte
pasy bezpieczeństwa - wyrazny dowód, ile kosztowały go lata spędzone w
zawodzie samotnego meblarza. Doszedł do wniosku, że skończyłaby albo
ze złamanym karkiem, albo z mało atrakcyjną łysiną na głowie.
Ale na szczęście niezbyt się przejmowała bezpieczeństwem w ruchu
drogowym i dała się wyciągnąć przez okno bez uszczerbku na zdrowiu.
Zacisnęła dłonie na jego przedramieniu, Fade rzucił ją na ziemię, a auto się
potoczyło na jakieś drzewo.
Odciągając kobietę na bok, Fade chciał obrócić ją na brzuch, ale kiedy
próbował to zrobić, puściła przedramię i złapała go mocno za łokieć. Nie
zważał na to za bardzo, dopóki, za sprawą jakiegoś przemyślnego chwytu
dzwigniowego, omal nie zwichnęła mu ramienia. Zmuszony zwolnić
uchwyt, Fade znalazł się nagle na plecach, wijąc się z bólu i wytykając
sobie w myśli, że w tym wieku powinien już wiedzieć, co może grozić ze
strony kobiety.
Tymczasem w trakcie szamotaniny kobiecie udało się podnieść na kolana,
a potem stanąć na nogi. Potykając się, zaczęła biec w kierunku
samochodu. Fade zebrał się w so-
56
bie, wstał i dla pewności zatoczył ramieniem koło. %7ładnego poważnego
urazu.
Kiedy uciekła mu na kilka metrów, padła na kolana i zaczęła się szarpać ze
skórzaną zapinką, która zamykała kaburę z jej bronią. Fade słyszał, jak
uszło z niej powietrze, kiedy padała na ziemię, i uznał, że nie zdoła tak
szybko złapać tchu. Podbiegł do niej, chwycił ją znowu za włosy i wcisnął
jej twarz w ziemię, nawet nie uchylając się przed jej łokciem, którym
machnęła słabo, jakby w zwolnionym tempie.
Przy pasku miała parę kajdanek, cóż za udogodnienie; spiął jej ręce na
plecach, a ona usiłowała sobie w tym czasie przypomnieć, jak się oddycha.
Wsunął jej dłoń pod brzuch, odpiął pas z bronią, potem jedną ręką
przyszpilił kajdanki do lędzwi, a drugą błyskawicznie ją obszukał, nie
znalazł nic szczególnego poza małym nożem i radiofalówką. Kiedy cisnął
jej broń między drzewa i z bólem przerzucił ją sobie przez ramię, kobieta
zdążyła już odzyskać oddech, w każdym razie na tyle, by próbować
kopnąć go w krtań.
Fade wszedł do lasu i ręką, której nie używał do powstrzymywania
wierzgnięć, sięgnął po automat. Chciał ruszyć do swojego samochodu, ale
zatrzymał się jeszcze i palcem u nogi przycisnął ostatni z guzików na
pilocie. Pół sekundy pózniej nastąpiła eksplozja w oddalonym o
parędziesiąt metrów drzewie, a jego koronę objęły płomienie. Odruchowo
przykucnął i patrzył, jak płonące odpryski ulatują w noc.
- Nie chce mi się wierzyć, że nikogo tam nie ulokowałaś - powiedział do
coraz słabiej opierającej się kobiety. -Masz pojęcie, jakie to upierdliwe
wdrapywać się na drzewo z ładunkiem wybuchowym? Włożyłem w to
kupę roboty.
- Pu... puszczaj mnie - wydusiła z siebie.
- Może pózniej. Na razie musimy pogadać.
Rozdział ósmy
Fade'owi trudno się było pozbyć uporczywego poczucia dezorientacji,
kotłującego się gdzieś głęboko w głowie. Wyobrażał sobie, że właśnie tak
by się czuł, gdyby ktoś przyłożył mu do czoła pistolet, pociągnął za spust i
odkrył, że magazynek jest pusty. Kiedy się dekował na poddaszu, nie
opuszczała go kojąca pewność, że nie przeżyje nocy. Tymczasem proszę,
jedzie w majtkach autostradą, a obok, na miejscu pasażera, siedzi kobieta,
która chciała go zabić. Zciślej biorąc, klęczy na podłodze, z twarzą
wtuloną w siedzenie, a rękoma związanymi na plecach i wciśniętymi pod
tablicę rozdzielczą.
Zwolnił i rzucił okiem na zjazd z autostrady. Szukał przez chwilę czegoś w
pamięci i w końcu zjechał w prawo. Na wąskiej wiejskiej szosie mrok
gęstniał coraz bardziej, tylko z rzadka rozjaśniany światłem samotnych
stacji benzynowych i wpółwymarłych miasteczek. Po przynajmniej trzech
błędnych skrętach Fade znalazł wreszcie stary kwartał przemysłowy i
zwolnił przy brudnych fasadach zapuszczonych, niemal nie
zamieszkanych domów.
Widział, jak kobieta się spięła, kiedy zatrzymał samochód i sięgnął nad jej
plecami do schowka, z którego wyłuskał pilota do drzwi garażowych. Nie
używał go od pięciu lat i właściwie się nie spodziewał, żeby zadziałał, ale
kiedy przycisnął guzik, znajdujące się przed nim metalowe, zardzewiałe
drzwi drgnęły i zaczęły się ze zgrzytem unosić. Ma swój dzień.
Wjechał do środka i przycisnąwszy znowu guzik, zamknął za sobą drzwi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]