ebook - do ÂściÂągnięcia - download - pdf - pobieranie

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wym biurkiem, na którym stał komputer i drukarka. Nie-
co dalej Hallie dojrzała trzy szafki, a po drugiej stronie
pokoju - dwa fotele obite czerwoną skórą, które zasła-
niały coś, co okazało się trumną.
- O, rany - wyszeptała i kurczowo uchwyciła się ra-
mienia mężczyzny. Na jednym z foteli siedział wampir
- ludzkich rozmiarów lalka, która wyglądała jak żywa.
- To Drak. Jeden z moich wielbicieli robi lalki. Stwo-
rzył więc Draka, wysłał mojemu wydawcy, a ten prze-
kazał go mnie.
- I pewnie właśnie jego widziały dzieci, kiedy za-
glądały w twoje okno - domyśliła się.
- Pewnie tak. Przykro mi, że się przestraszyły.
- Powinieneś trzymać go w trumnie - zaproponowała;
- Nie mogę - westchnął dramatycznie i powoli uchy-
lił wieko.
Hallie ostrożnie zajrzała do środka i po chwili roze-
śmiała się w głos.
- Barek! - wykrzyknęła.
- Nie mam pojęcia, dlaczego ludzie dają mi tak dzi-
waczne podarunki. To, że piszę horrory, nie oznacza je-
szcze, że jestem stuknięty.
- Po prostu cię nie znają. - Pocałowała go delikatnie
w brodę. - Dlaczego nie powiedziałeś mi nigdy, że to
barek?
- Chciałem potrzymać cię trochę w niepewności. Czy
to nie tajemnicze: facet, który trzyma w salonie trumnę!
Zresztą, rozmawialiśmy o tym tylko raz, na samym po-
czątku.
S
R
- Bardzo pomysłowe - spojrzała jeszcze raz na ba-
rek-trumnę. - Nawet mi się podoba.
- A Drak? - Jake machnął ręką w kierunku lalki.
Hallie zmarszczyła nos i pokręciła przecząco głową. -
Wiem. Na początku czułem to samo - powiedział. - Jed-
nak po jakimś czasie można się do niego przyzwyczaić.
Człowiek zaczyna się nawet zastanawiać, jak w ogóle
mógł sobie radzić bez niego.
- Rozumiem - pokiwała poważnie głową. - Trzeba
go lepiej poznać, a potem pokochać.
- Coś w tym rodzaju - zgodził się.
- Jake, a gdzie są twoje nagrody? - Hallie rozejrzała
się po pokoju.
- Co takiego?
- Nagrody. No wiesz, odznaczenia, medale, dyplomy.
Jesteś autorem bestsellerów, wielokrotnie nagradzanym.
Na podstawie twoich książek nakręcono filmy. A jednak
w tym pokoju nie ma niczego, co mogłoby świadczyć
o twoich dokonaniach, nawet oprawionych w ramy wy-
cinków z gazet. Inni to robią...
- A, o to ci chodzi - uśmiechnął się. - Wszystko
mam spakowane, jest gdzieś w jakimś pudle. - Wzruszył
ramionami.
- Dlaczego? Nie jesteś dumny z tych wyróżnień?
- To przecież nie Nagroda Nobla...
- Ale sprawiasz ludziom radość, milionom ludzi da-
jesz dobrze napisane książki. Właśnie tym powinieneś się
szczycić.
- Fakt, kiedyś marzyłem o tym, aby wydawano moje
książki w milionowych nakładach. Zastanawiałem się, ile
na tym zarobię, co to da mojej rodzinie. Nagle jednak
S
R
zabrakło rodziny. No a teraz przyjemność mi sprawia sa-
mo pisanie. Naprawdę nie pragnę sławy.
- Wiesz, zdaje mi się, że było ci po prostu łatwiej
żyć, kiedy mogłeś porzucić rzeczywistość i zatopić się
w świat fantazji Jonathana Darka - powiedziała. - Wciąż
nie lubisz, kiedy ci się przypomina, kim jesteś naprawdę.
- Daj spokój - żachnął się. - Nie zamierzam więcej
rozwodzić się nad przeszłością. Mam kilka lepszych po-
mysłów na wspólne spędzanie czasu.
Usiadł w wolnym fotelu, pociągnął ją za sobą i po-
woli zaczął rozwiązywać pasek kimona.
- Co robisz?
- Przeprowadzam badanie - odparł krótko i pochylił
głowę, żeby pocałować jej piersi.
- Zwiatło się pali - przypomniała mu.
- No to co? - wymruczał.
- A Drak?
- Niech też sobie znajdzie jakąś dziewczynę.
S
R
Rozdział ósmy
Przez resztę tygodnia, aż do powrotu dzieci i Pete,
Jake i Hallie spędzali praktycznie każdą chwilę razem.
Costas pojawił się w końcu, żeby naprawić dach, a jego
dwaj pomocnicy przymocowali obluzowaną poręcz na
werandzie. Kiedy Jake zakończył pracę nad nową ele-
wacją, wraz z Hallie jeszcze przez kilka dni malował dom
z zewnątrz, chociaż umowa tego nie przewidywała.
W piątek, na dwa dni przed powrotem dzieci, przy-
stanęli przed domem, aby podziwiać swoje dzieło.
- To wprost niewiarygodne - Hallie nie mogła na-
dziwić się przemianie, jaka zaszła w wyglądzie starego
domu.
Lśniący bielą, o ciekawej, niebanalnej elewacji
i zdobnych wykończeniach, wyglądał teraz jak uroczy
pensjonacik. Czysty i przytulny, zdawał się zapraszać
w swoje progi utrudzonych wędrowców. Jake naprawił
zepsutą huśtawkę, którą znalezli w stodole, i powiesił ją
na werandzie. Hallie wysypała żwirem alejkę prowadzącą
do domu i posadziła wzdłuż niej kolorowe kwiatki.
S
R
W oknach domu powiewały na wietrze koronkowe fi-
ranki, uszyte przez Karen, siostrę Hallie.
- Piękny domek. I wspaniała gospoda - powiedział
Jake.
- Gdybym była turystką, miałabym ochotę zatrzymać
się tutaj na nocleg, a nawet dłużej - powiedziała. - A ty?
- Jasne, że tak. Właścicielka jest taka ponętna...
- Nigdy nie poradziłabym sobie bez ciebie, Jake.
Dziękuję za wszystko.
- Cała przyjemność po mojej stronie - uśmiechnął
się z szelmowskim błyskiem w oku. - Miła praca, a po
pracy...
- Nie sądzisz, że dzieci się zdziwią, kiedy wrócą?
Chyba nigdy nie były do końca przekonane do tego miej-
sca.
- Na pewno teraz im się spodoba. Ale poczekaj, cze-
goś tu brakuje - powiedział Jake i przyjrzał się uważnie
głównemu wejściu.
- Czego? - zaniepokoiła się Hallie. Jej zdaniem
wszystko wyglądało wspaniale.
- Poczekaj - powtórzył i ruszył w stronę stodoły.
Wrócił po kilku minutach z dużym, płaskim przedmiotem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bajkomoda.xlx.pl
  • Cytat

    Ad hunc locum - do tego miejsca.

    Meta