[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kami Nikosa, i właśnie przerwał rozmowę telefoniczną, żeby wysłuchać uwagi szefa - że
może albo kupić całość, albo nic. %7ładne spółki mnie nie obchodzą. Powiedz Paulosowi,
że...
- Ale to nie Paulos jest na linii - tłumaczył prawnik Zandera, zasłaniając słuchawkę
dłonią. - Rozmawiam z asystentką Nikosa.
Zatem to jest przynęta na mnie, pomyślał Zander. Czy on naprawdę myśli, że jej
głos jest w stanie mnie złamać?
- Powiedz jej... - zaczął, ale po chwili się rozmyślił. - Daj mi ją do telefonu. - A
kiedy dostał słuchawkę do ręki, powiedział lodowatym głosem: - Przekaż swojemu sze-
fowi, żeby przestał cię używać w tak parszywy sposób, bo to i tak nic nie da.
- Dobrze, przekażę mu to - odpowiedział kobiecy głos, ale nie ten, którego Zander
się spodziewał.
- Czy mówię z asystentką Eliadesa?
- Tak.
- Ale... Zwykle rozmawiałem z Charlotte.
- Pani Edwards nie pracuje już dla pana Eliadesa.
- Od kiedy?
- Przekażę pańską wiadomość panu Eliadesowi - niezwykle profesjonalna nowa
asystentka Nikosa najwyrazniej nie zamierzała zdradzać szczegółów dotyczących perso-
nelu jej firmy. Rozłączyła się.
R
L
T
Zamyślił się przez dłuższą chwilę. Jego prawnik pod byle pretekstem wymknął się
z pokoju, zostawiając Zandera samego.
Oto zlikwidowane zostało ostatnie ogniwo łączące go z Ksanos. Powinien być z
tego powodu zadowolony. Ale nie był.
Podniósł słuchawkę i zadzwonił pod numer, z którego dzwoniono. Tak jak się
spodziewał, odebrała nowa asystentka. Wiedział, że jest tylko jeden sposób, by dotrzeć
do Charlotte.
- Czy może mi pani zorganizować spotkanie z moim bratem? - spytał.
- Dlaczego chcesz partnerstwa?
Zander był zaskoczony wyborem miejsca. Myślał, że będą siedzieć w sali konfe-
rencyjnej Ravels czy może w biurze w Atenach, lecz Nikos poprosił go, by przyszedł do
jego domu. Zander wszedł, przyjął chłodne powitanie Konstantyny, a teraz siedział, są-
cząc drinka, którego zaproponował mu brat.
- A cóż innego powinni robić bracia? - odpowiedział Nikos. - Nie podobają mi się
plany, jakie masz wobec pozostałej części wyspy, ale nie można zaprzeczyć, że odwaliłeś
tu kawał roboty.
- Kosztem miejscowych.
- No, powiedzmy. Ale też wielu z nich pracuje w twoim hotelu, w sklepach i ba-
rach. Ksanos jest teraz szczęśliwszym miejscem, niż było. Dlaczego chcesz stąd odejść
po tym wszystkim, co osiągnąłeś?
- Bo... - Zander sam nie wiedział, dlaczego zainwestował tyle w wyspę, której tak
nienawidził.
Chciał chyba, żeby tamto miejsce, które pamiętał z dzieciństwa, po prostu znikło z
powierzchni ziemi.
- Nie będę z tobą grać w kotka i myszkę - powiedział po chwili zastanowienia. -
Twoja oferta jest uczciwa i akceptuję ją. Szczegółami zajmą się moi ludzie. Natomiast...
- zawiesił na chwilę głos - Charlotte nie pracuje już dla ciebie?
- Nie pracuje - odpowiedział krótko Nikos.
R
L
T
Zupełnie tak, jak w podobnej sytuacji zrobiłby jego brat. Jacy my, cholera, jeste-
śmy jednak do siebie podobni, pomyślał Zander.
- Zwolniłeś ją?
- Nie chcę mówić o sprawach mojego personelu.
- Nie pytam o personel. - Zanderowi było straszliwie niewygodnie. Bardzo chciał
poluzować krawat, ale nie zrobił tego. - Pytam o Charlotte.
- Jej sytuacja osobista nie jest dla mnie tematem do dyskusji.
- Ma się przynajmniej dobrze?
- Może ją powinieneś o to zapytać.
- Zapytałbym, gdybym miał jej numer.
- Zadzwonię do niej - zaproponował Nikos. - Spytam, czy mogę ci podać jej nowy
numer.
- Nie, proszę! - powiedział Zander zdecydowanym tonem. - Po prostu chciałem
wiedzieć, czy wszystko z nią w porządku. Nie chcę nawiązywać kontaktu.
- Dlaczego?
- Bo... - Po raz drugi Zander zawiesił głos po tym słowie.
Jak, u licha, miał wytłumaczyć to, co czuł? Jak to wytłumaczyć Nikosowi, Kon-
stantynie, sobie wreszcie?
- Dlaczego nie chcesz z nią porozmawiać?
- Bo to by było jakoś tak... - Nie wiedział, co powiedzieć.
Sprawy nie polepszył Nikos, zmieniając temat.
- Rozmawiałem z naszą matką.
- Coś takiego - próbował zadrwić Zander, ale nie czuł się w tej roli najlepiej. W
tym momencie najbardziej chciał wyjść i mieć już to doświadczenie za sobą.
- Sporo mi powiedziała i lepiej teraz rozumiem, dlaczego zrobiła to, co zrobiła.
- Miała wiele lat, żeby ułożyć sobie jakąś historyjkę - powiedział Zander, czując,
że jego serce i mózg zalewa fala goryczy. Nie, nie będzie tego kontynuować, postanowił.
- Wybrała ciebie, więc... trzymaj się, bracie! - powiedział, wstając.
Planował podać Nikosowi rękę na pożegnanie, ale gnany jakimś odruchem skiero-
wał się od razu do wyjścia.
R
L
T
Przechodząc przez korytarz, słyszał jeszcze Konstantynę krzątającą się w kuchni,
niemalże poczuł w nozdrzach wypełniającą ten dom atmosferę rodzinnej miłości.
Wyszedł szybkim krokiem i szedł tak dłuższy czas na ślepo, jak wariat, po plaży i
uliczkach miasteczka, nie mając pojęcia, dokąd idzie. Odnalazł wreszcie molo z czeka-
jącym nań wodnosamolotem.
Poleciał na Rodos, wszedł do kasyna, wygrał tu nawet większą sumkę, ale... nie
sprawiło mu to żadnej radości. Wypił butelkę stuletniej brandy, ale nadal był trzezwy.
Chciał początkowo poderwać w hotelowym barze jakąś kobietę, co czynił już tyle razy w
przeszłości, ale uznał, że jednak woli być tej nocy sam ze swoimi myślami. Chodził więc
dalej, jak lunatyk, po kolejnych piętrach Imperial Suite, ale nic - pieniądze, brandy, luk-
susowe wnętrza - nie pozwalało mu się uspokoić. Tej długiej, bezsennej nocy czekał z
wytchnieniem brzasku, światła słonecznego, w nadziei, że ono przywróci mu jasność
umysłu, ale tak się nie stało.
Boże, mówił do siebie w myślach, co ona ze mną zrobiła?
R
L
T
ROZDZIAA PITNASTY
Tęskniła za nim bardziej, niż powinna.
Znacznie bardziej, upomniała siebie, niż powinna tęsknić za kimś, kto wyrządził jej
tyle zła.
Obudziła się, nasłuchując odgłosów z pokoju obok. Matka jeszcze spała, więc
Charlotte miała chwilę, by nie wychodzić z łóżka i pobyć w nim ze swoimi myślami i
marzeniami. Ale z tego lepszego świata w brutalny sposób wyrwał ją dzwonek do drzwi.
O nie, agencja znowu się pomyliła i przysłała opiekunkę nie o tej godzinie. Ubrana jedy-
nie w piżamę i naszyjnik za sto tysięcy dolarów powlokła się do drzwi, otworzyła je i
zamarła.
- Możemy porozmawiać? - spytał Zander.
Dłuższy czas nie mogła wydobyć z siebie głosu.
- Teraz? - odpowiedziała, kiedy jako tako doszła do siebie.
- Teraz... - prosił bardziej, niż nalegał.
Otworzyła szerzej drzwi, przez które wszedł mężczyzna w pomiętym garniturze, z
kilkudniowym zarostem i przekrwionymi oczami. Zionęło od niego brandy, ale... no jak
mogłaby go nie wpuścić?
- Ta moja oferta... - zaczął. - Nie chodziło o pracę.
- Wiem - odpowiedziała.
- I nie chciałem wtedy mieć cię po prostu na kolejną noc.
- Wiem. Dziś to już wiem.
- A gdybyś wtedy wiedziała, to... odmówiłabyś?
- Nie - odpowiedziała bez chwili zastanowienia. Po czym jednak dodała: - Choć
pewnie bym potem tego żałowała. Ale... nie rozmawiajmy o tym w drzwiach. Wejdz da-
lej.
- Rozmawiałem wczoraj z Nikosem - tłumaczył, idąc za nią korytarzem. - Dziś ra-
no wysłał mi esemesem twój adres. Powiedz mi, bo to mnie strasznie męczy: to przeze
mnie straciłaś u niego pracę?
R
L
T
- Nie. - Pokręciła głową. - Ja... widzisz... Nie wiem, jak ci to powiedzieć. Wejdz
tutaj.
Był zaskoczony, że Charlotte wprowadza go do swojej sypialni, ale to było jedyne
miejsce w tym domu, które było naprawdę jej. Usiadła na łóżku, a on usadowił się na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]