[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pamiętała, że nie uprzedził jej o swoim wyjezdzie. Zwłaszcza o takim, który wymagałby
spakowania torby podróżnej. Nie zapytał, czy nie wolałaby z nim pojechać, niż siedzieć w
tym mauzoleum otoczona ludzmi, z których jedni jej nie lubili, a innym była całkiem
obojętna. Zamknięta, odizolowana, zupełnie sama jak...
Całe otaczające Leksi ciepło uleciało w jednej chwili. Zrobiło jej się zimno i niedobrze.
Odizolowana jak co? Skąd wzięła się ta myśl? Ta myśl i towarzyszący jej paniczny
strach?
Wraz ze strachem przyszła pewność. Absolutna pewność, że nie wolno go okazać.
Leksi usiadła. Kołdra spadła na podłogę, lecz panujące w pokoju zimno było mniej
dotkliwe od tego, które mroziło ją od środka.
Nie sądzę, żebyś mi powiedział, dokąd jedziesz, ani tym bardziej, żebyś mnie zabrał ze
sobą.
Leksi...
Za często słyszała protesty i te przekonywania, że dla własnego dobra nie powinna o nic
pytać. Nie chciała tego więcej słyszeć. Zwłaszcza od Richarda. Zwłaszcza po tym, co ich w
nocy połączyło.
W nogach łóżka leżała nocna koszula. Leksi chwyciła ją i pośpiesznie naciągnęła na
siebie. Richard podbiegł do niej, przytulił mocno do siebie.
Nie mogę ci powiedzieć. Uwierz mi, Leksi. Na pewno nie chciałabyś tego wiedzieć. W
każdym razie ja bym tego wiedzieć nie chciał. Ale i tak wkrótce ci powiem. Już niedługo
powiem ci, co się tu dzieje.
Dlaczego Melissa ma nad nami taką władzę, Richardzie? Dlaczego ma prawo dyktować
ci, co masz robić? Czemu wolno jej kontrolować niemal każdy fragment mojego życia?
Myślisz, że chodzi o Melissę?
Melissa. Starannie ułożone jasne włosy. Nachyla się. Zmieje. I Richard. Też się śmieje.
Widzisz, co on robi, kiedy ciebie nie ma? Naprawdę uważasz, że chciałby, żebyś wróciła?
Dorośnij wreszcie, moje dziecko. Zostaniesz tu tak długo, aż zgnijesz. I nie myśl sobie, że on
cię stąd wyciągnie .
Wspomnienie? Boże wielki, tylko nie to!
Leksi osunęła się na poduszkę. Jak najdalej od Richarda. Byleby jej nie dotykał. Otuliła
się ramionami. Teraz była bezpieczna.
Leksi? Co ci się stało?
On też był przerażony. To jej dodało otuchy.
W końcu jednak mnie stamtąd wyciągnął, przypomniała sobie. Uratował mnie. Jesteśmy
razem. Nic mi nie grozi, nikt mnie nie znieważa, nie zmusza...
Leksi zamknęła oczy. Odepchnęła to coś, co chciało sobie przebić tunel do jej
świadomości.
Leksi! Odezwij się! Richard trzymał ją mocno. Co się stało?
Uratował mnie. Na pewno mnie kocha, chociaż nigdy mi tego nie powiedział słowami.
Przy nim jestem bezpieczna. Muszę w to wierzyć. Przy nim nic mi nie grozi.
Rozpłakała się. Zarzuciła mu ręce na szyję, z całej siły się do niego przytuliła.
Nie zostawiaj mnie samej w tym domu. Proszę cię. Nie zostawiaj mnie tutaj samej.
Podniósł ją do góry i posadził sobie na kolanach. Przytulił. Był tak blisko, że czuła
oszalały rytm jego serca.
Muszę, Leksi.
Będę grzeczna. Obiecuję. Będę grzeczna. Przeraziła się. Zamilkła. Znów się od niego
odsunęła.
Nawet się nie zdziwiła, że jej na to pozwolił.
Nie wiem, skąd się wzięły te słowa. Dlaczego je wypowiedziałam, Richardzie? Kim
jestem, że muszę aż tak żebrać o opiekę?
Odwrócił się do niej plecami. Przez chwilę miała nadzieję, że jednak jej odpowie.
Jesteś tu bezpieczna, Aleksandro.
Jednak nie odpowiedział. Za to powiedział coś, o co nawet nie wiedziała, że powinna
zapytać.
Zrobiłem z tego domu prawdziwą fortecę mówił. Nie była pewna czy do niej, czy do
siebie. Nie przypuszczałem, że będę się musiał zabezpieczać w taki sposób, a jednak teraz
się zabezpieczyłem. Niestety zrobiłem to za pózno, chociaż lepiej pózno niż wcale. Muszę
jechać i nie mogę cię zabrać ze sobą, ale szybko wrócę. Najdalej za trzy dni.
Leksi zdołała opanować szalejące emocje. Udało jej się schować w niepamięci wizję,
która tak bardzo ją przeraziła.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]