[ Pobierz całość w formacie PDF ]
opowiedziała historię każdej alei, każdego mostku i używszy do syta przechadzki wróciły
obie do domu, nader z siebie zadowolone.
Nazajutrz rankiem Maria Iwanowna obudziła się, ubrała i po cichu poszła do ogrodu.
Ranek był przepiękny, słońce oświecało wierzchołki lip, pożółkłych już pod chłodnym
powiewem jesieni. Nieruchomo jaśniało szerokie jezioro. Zbudzone łabędzie z powagą
wypływały spod krzaków ocieniających brzeg. Maria Iwanowna okrążyła piękną łąkę, gdzie
właśnie postawiono pomnik na cześć niedawnych zwycięstw hrabiego Piotra
Aleksandrowicza Rumiancewa. Nagle biały piesek angielskiej rasy zaszczekał i wybiegł
naprzeciw niej. Maria Iwanowna zlękła się i stanęła. W tej chwili usłyszała przyjemny głos
kobiecy:
Proszę się nie lękać, nie ugryzie. I Maria Iwanowna ujrzała damę siedzącą na ławeczce
naprzeciw pomnika. Maria Iwanowna siadła na drugim końcu ławki. Dama uważnie patrzyła
na nią, a i Maria Iwanowna rzuciwszy kilka spojrzeń zdążyła obejrzeć ją od stóp do głów.
Nieznajoma miała na sobie biały strój poranny, czepek nocny i ciepły kabacik. Wyglądała na
lat czterdzieści. Twarz jej, rumiana i pełna, tchnęła powagą i spokojem, niebieskie zaś oczy i
lekki uśmiech czarowały niewysłowionym wdziękiem. Dama pierwsza przerwała milczenie.
Pani zapewne nietutejsza? rzekła.
Tak, pani: wczoraj dopiero przybyłam z prowincji.
Przyjechała pani z krewnymi?
Nie, przyjechałam sama.
Sama! Lecz pani jeszcze tak młoda.
Nie mam ojca ani matki.
Pani, rozumie się, przyjechała w jakiejś sprawie?
Tak jest. Przyjechałam złożyć prośbę monarchini.
Jest pani sierotą: skarży się pani zapewne na niesprawiedliwość i prześladowanie?
Nie, pani. Przyjechałam prosić o łaskę, nie o sprawiedliwość.
Pozwoli pani zapytać, jak nazwisko pani?
Jestem córką kapitana Mironowa.
Kapitana Mironowa! Tego, co był komendantem jednej z twierdz orenburskich?
Tak jest, istotnie.
Dama była widocznie wzruszona.
Wybaczy mi pani rzekła głosem bardziej jeszcze łaskawym że wtrącam się do jej
spraw, lecz bywam u dworu: proszę mi powiedzieć, na czym polega prośba; uda mi się, być
może, pomóc pani.
Maria Iwanowna Iwanowa wstała i podziękowała z szacunkiem. W nieznajomej wszystko
chwytało za serce i wzbudzało zaufanie. Maria Iwanowna wyjęła z kieszeni złożony arkusz
papieru i wręczyła go swej nowej opiekunce, która jęła go czytać po cichu.
Czytała zrazu uważnie i łaskawie, lecz nagle twarz jej pociemniała, i Marię Iwanownę,
pilnie obserwującą każdy jej ruch, przeraził surowy wyraz, tak przyjemnego i spokojnego
przed chwilą oblicza.
Prosi pani o Griniowa? rzekła chłodno. Monarchini nie może mu wybaczyć.
Przyłączył się on do samozwańca nie przez nieświadomość lub lekkomyślność; to nikczemny
i szkodliwy nicpoń.
Ach, nieprawda! krzyknęła Maria Iwanowna.
Jak to nieprawda?! spytała dama oblewając się rumieńcem.
Nieprawda, klnę się na Boga, nieprawda! Ja wiem wszystko, wszystko pani opowiem.
Dla mnie jednej naraził się na to, co go spotkało. I jeśli nie usprawiedliwił się przed sądem, to
chyba dlatego jedynie, by mnie nie wplątać.
I z ogniem opowiedziała to, co znane jest już czytelnikowi.
Dama wysłuchała z uwagą.
Gdzie pani się zatrzymała? zapytała pózniej; usłyszawszy zaś, że u Anny Własiewny,
dodała z uśmiechem:
A! Wiem. %7łegnam panią, proszę nie mówić nikomu o naszym spotkaniu. Mam nadzieję,
że niedługo czekać pani będzie na odpowiedz.
Z tymi słowami wstała i poszła szpalerem. Maria Iwanowna wróciła do Anny Własiewny,
przepełniona radosną nadzieją.
Gospodyni robiła jej wyrzuty za wczesny spacer jesienią, szkodliwy wedle jej słów dla
zdrowia młodej panienki. Po czym przyniosła samowar, lecz zaledwie zaczęła przy szklance
herbaty prawić swe nieskończone opowieści o życiu dworskim, gdy nagle przed ganek
zajechała kareta i oberlokaj wszedł z zawiadomieniem, że monarchini raczyła wezwać do
siebie pannę Mironow.
Anna Własiewna zdumiała się i przeraziła.
Ach, Boże! zakrzyknęła. Monarchini wzywa cię do dworu. I skąd dowiedziała się o
tobie? Lecz jakżeż ty, dziecko, przedstawisz się Najjaśniejszej Pani? Nie potrafisz, sądzę,
nawet chodzić po dworsku... Czy nie wypada, żebym ci towarzyszyła? Zawszeć tam
mogłabym ostrzec cię w porę. I jak ty pojedziesz w stroju podróżnym? Może by posłać do
akuszerki po jej żółty robron?
Lokaj oświadczył wszelako, że monarchini życzy sobie, żeby Maria Iwanowna jechała
sama i w tym stroju, w jakim ją zastano. Trudna rada:
Maria Iwanowna siadła do karety i udała się do pałacu, pożegnana radami i
błogosławieństwami Anny Własiewny.
Maria Iwanowna przeczuwała, że nadchodzi chwila rozstrzygnięcia jej losów; serce biło jej
mocno aż do omdlenia. Po upływie kilku chwil kareta zatrzymała się przed pałacem. Maria
Iwanowna z drżeniem weszła na schody. Drzwi otwierały się przed nią na oścież. Przeszła
przez długi rząd wspaniałych, pustych komnat lokaj wskazywał jej drogę. Podszedłszy
wreszcie do drzwi zamkniętych zapowiedział, że zamelduje o niej natychmiast, i zostawił ją
samą.
Myśl ujrzenia monarchini tak ją przerażała, że z wysiłkiem trzymała się na nogach. Po
chwili drzwi rozwarły się i Maria Iwanowna weszła do gotowalni monarchini.
Imperatorowa siedziała przed lustrem. Kilku dworaków otaczało ją i z szacunkiem ustąpiło
miejsca Marii Iwanownie. Monarchini łaskawie zwróciła się do niej i Maria Iwanowna
poznała w niej tę damę, której tak otwarcie zwierzała się niedawno. Imperatorowa skinęła na
nią i rzekła z uśmiechem:
Cieszę się, że mogłam dotrzymać słowa i spełnić prośbę pani. Sprawa pani wygrana.
Przekonana jestem o niewinności pani narzeczonego. Oto list, który zechce pani zawiezć
przyszłemu świekrowi.
Maria Iwanowna wzięła list drżącą ręką i z płaczem padła do nóg imperatorowej, która
podniosła ją i ucałowała. Następnie wszczęła z nią rozmowę.
Wiem, że pani nie jest bogata rzekła lecz ja jestem dłużniczką kapitana Mironowa.
Proszę nie troszczyć się o przyszłość. Podejmuję się zająć losem pani.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]