[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jakby chciał zyskać na czasie, przeniósł wzrok na wchodzącego.
Nie krzyknął, bo zwierzęcy lęk ścisnął mu krtań. Otworzył tylko
usta i zwarł dłoń tak mocno, że paznokcie wbiły mu się w skórę.
104
*
Po śniadaniu Senders ulokował się w holu. Odpoczywał, swoim
zwyczajem obserwując ludzi. Interesowało go, kim jest ów tajem-
niczy szef, który poprosił na rozmowę Sandrę Jowett i Stentona.
Wówczas zdarzyło się coś, co, przynajmniej w pierwszej chwili
radykalnie odmieniło jego zdanie na temat życia pozagrobowego.
Zobaczył mianowicie ducha. Właśnie oparł się o poręcz, gdy ob-
jawił mu się zwyczajny duch. Duch stał za szklanymi drzwiami
recepcji i rozmawiał z tą samą dziewczyną, którą Patrick wypyty-
wał o nazwisko Irvinga. Jako mały chłopiec Senders wyobrażał
sobie, że duchy ubierają się zawsze na biało, mają długie, powłó-
czyste szaty i kaptury z dziurami na oczy - w sumie wyglądem
przypominają nieco członków Ku-Klux-Klanu. Duch, którego ob-
serwował połykając tego dnia kolejną pastylkę od Jonathana, miał
na sobie elegancki szary garnitur, stalową koszulę, dobrze dobrany
krawat i nosił ciemne buty. Miał twarz Chińczyka zamordowanego
z premedytacją przez niejakiego Alana Stentona. Patrick uznał, że
jest to pośmiertne ucieleśnienie Li Panga.
Otrząsnął się z wielkim trudem. Li Pang leżał w tej chwili
gdzieś daleko, dobrze zamaskowany ziemią, kamieniami, Bóg wie
czym jeszcze; pani Jowett nie omieszkała tego dopilnować osobi-
ście. W cuda nie wierzył. Nie istniał żaden sposób, żeby martwy
Pang nagle ożył, zdążył wrócić do kasyna przed Sandrą, a do tego
jeszcze przebrać się i umyć. Patrick zamknął oczy. Gdy je otworzył,
duch znikł, rozmył się, jakby go wcale nie było.
Senders nie pamiętał, jak pokonał schody.
Otworzył drzwi i rzucił się do telefonu.
- Recepcja? - Tu Senders, z góry. Czy pan, rozumiesz, Pang, to
dzisiaj będzie u siebie w biurze? - spytał.
105
- Tak, proszę pana, szef jest do dyspozycji od dziesiątej.
A jednak wrócił! - pomyślał. - Wrócił duchem!
- Pan Li Pang? - upewnił się jeszcze.
- Słucham? - chyba go nie zrozumiała.
- Pytam, czy... Czy pan Li Pang... wrócił?
- Wybaczy pan, nie wiem, czy on w ogóle wyjeżdżał...
- A z kim pani przed chwilą rozmawiała?
- Z jego bratem, ale...
Patrick odłożył słuchawkę. Pomyślał chwilę i doszedł do wnio-
sku, że sprawy nie mają się aż tak zle.
*
Przy barze dwa stołki były wolne. Senders usiadł, zamówił wodę
mineralną i gapił się na korytarz po drugiej stronie holu, gdzie
zniknęła pani Jowett, Stenton i goryl szefa. Czekał aż wyjdą, chciał
zobaczyć ich miny po rozmowie z człowiekiem, którego zamordo-
wali, a pózniej samemu pogadać wreszcie z upiorem. Ktoś potrącił
go w ramię. Odwrócił głowę, by natknąć się na bladoniebieskie,
załzawione oczy mężczyzny, sadowiącego się na stołku obok.
- Przepraszam - burknął.
Facet miał dużą, zbyt dużą głowę, osadzoną bezpośrednio na
karku; szyja gdzieś mu zniknęła. Wyglądem przypominał osadzone
jeden na drugim dwa arbuzy, mniejszy i większy, przy czym ten na
dole rozłaził się nieco wszerz, podczas gdy ten na górze wzdłuż.
- Nalej coś mocniejszego - rzucił do barmana. - Może być
wódka.
Barman postawił przed nim kieliszek i nalał do pełna.
- Daj telefon na ladę. Szef u siebie? - spytał arbuz z góry. -
Nakręcił numer sekretariatu. - Pang jest?... Zajęty... Jak skończy,
106
powie mu pani, że przyjechał Lowry, Crib Lowry. Czekam w barze.
Senders zakrztusił się wodą, położył na kontuarze pieniądze i
wyszedł do holu. Stamtąd na świeże powietrze, by pozbierać myśli.
Prawdziwy Lowry... - dumał. Aadny pasztet, mamy teraz dwóch
Lowrych! Co zrobi Stenton? A pani Jowett? Wreszcie, jak zareagu-
je Pang? Zatoczył błędny krąg wokół kasyna i wrócił do holu. Sta-
nął w progu. Lowry tkwił tam, gdzie go chwilę temu zostawił i pił,
tęgo pił. Z drzwi prowadzących na zaplecze wyszedł mały człowie-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]