[ Pobierz całość w formacie PDF ]
głosów dyktujących im bezustannie, co trzeba zrobić w następnej kolejności, kto gdzie ma się
przemieścić i co musi być wykonane na czas.
Zwiadomość nadchodzi wolno, niczym gęsty miód spływający z łyżki. Odczuwanie.
Dotknięcie. Co to jest? Zwiadomość pojawia się, ale nie tyle oznacza jestem tutaj", ile polega
na odkryciu nagłej jedności osobnych do tej pory części. Miód spływa na powierzchnię stołu,
formując wzgórek rozlewający się niczym topniejący lód, podczas gdy z góry spada kolejna
porcja gęstej słodkości; znowu powstaje wybrzuszenie, i ponownie znika. Kiedy kapanie
miodu ustaje, kałuża z wolna przyjmuje kształt i ostateczną formę. To jest koniec. Jest to, co
jest.
Urodziłam się pierwszego września podczas pełni księżyca i każdy rodzaj uczuć,
wliczając w to nudności i parcie mojej matki, był mi znany. Jak komórki organizmu, wszystko
działało niczym orkiestra symfoniczna. W pobliżu Przylądka Dobrej Nadziei ciągnięto w
stronę brzegu wielką rybę i rozgrywała się tam pełna wzajemnego szacunku bitwa pomiędzy
wodą a tymi, którzy zdecydowali się wtargnąć w jej królestwo. Marokańska dziewczyna
161
161
spojrzała między swe uda i z krzykiem pobiegła do matki przerażona kobiecością, która
znienacka ją napadła. W Turcji pewien mężczyzna imieniem Harun przyglądał się śpiącej
kobiecie i powiedział do niej w swej duszy tak", chociaż decyzja należała do księżyca, a nie do
niego.
Wiedziałam to wszystko. Gdy tylko przyszłam na świat skąpana w krzyku i krwi swej
matki, wiedziałam od razu, że nie ma żadnych różnic pomiędzy czymkolwiek, ale ujawnią się
one niebawem, bowiem mój mózg zaczął już pękać, dzieląc się na milion ośrodków; zalew
strachu początkowych chwil życia, kiedy przede wszystkim dociera do ciebie to, że od tej pory
jesteś już na zawsze samotna i trzeba zapomnieć o tym, iż jeszcze całkiem niedawno
stanowiłaś z kimś jedność.
Matka nienawidziła mnie od samego początku. Nie znosiła wywołanej ciążą tuszy,
brzydkiej cery oraz tego, że jej ulubiona letnia sukienka opina się jej na brzuchu; także tej stałej
potrzeby własnego ciała, by wszystko dzielić na dwa, zawsze na dwa.
Pomyliła się po prostu. Wcześniej uważała, że dziecko ocali jej życie, da cel i odpowie
na pytanie, kim właściwie jest ona sama. Wszystko, co otrzymała, było odpowiedzialnością za
kogoś drugiego. Poczuła się oszukana. Winiła za to wszystko i wszystkich - miłość, mego ojca,
a najbardziej mnie. Byłam dowodem tego oszustwa; przeklętym, samolubnym dowodem, że
popełniła błąd w swoim wyborze i już nigdy nie będzie miała okazji go naprawić. Gdy byłam
starsza, zapomniała już, co było główną przyczyną jej rozpaczy i poczęła myśleć o mnie coraz
to co innego. Prawie wszystko u niej było tymczasowe, jakby ponownie, po nieomal
tragicznym upadku, próbowała ślizgać się w poprzek cierpienia swego życia.
Tymczasem komórki kontynuowały swój śpiew, aleja byłam dzieckiem i radość oraz
zamęt, które się skądś we mnie pojawiły, zagłuszały ich subtelną melodię. Poznałam miłość,
która każdego dnia pokazywała mi inne oblicze. Pragnęłam jej, ale była nieuchwytna jak
mucha; bzyczała coraz głośniej tuż przed moją twarzą, wywołując nowe asocjacje w umyśle,
ale kiedy starałam się odnalezć ją wzrokiem, ukazywała się zawsze nie w tym miejscu, gdzie
można się było jej spodziewać. Zwiat, który przyszło mi poznawać, był jednocześnie czarujący
i perfidny; wzbudzał we mnie chęć znajdowania się jednocześnie wszędzie naraz, tak jak mi się
to już raz udało bez żadnego wysiłku z mojej strony. Wysiłek. Poznałam, co to znaczy, jednak
nie uczyniło mnie to dobrą. Wszystko teraz było oddzielne, zdezintegrowane i śpiewało swe
własne pieśni, niekiedy piękne, a czasem ohydne, ale zawsze bardzo głośne i uderzające we
mnie ze straszliwą siłą.
Pierwszą osobą, co do której byłam przekonana, że ją kocham - wiedziałam o tym na
pewno - była wysoka kobieta o męskiej, krótkiej twarzy - najlepsza przyjaciółka mojej matki.
Pierwszy raz doznałam zawodu, kiedy sięgnąwszy do jej kolczyków, przekonałam się, iż nie
mogę do nich dostać. Dni mego życia przeplatały się, a podczas nich byłam bombardowana
162
162
nie znanymi mi sprawami, które teraz stawały się jasne i zrozumiałe. Na tym polegało
okrucieństwo Lelanda: co dobrego mogę począć z jego darem? Czy dzięki tej wiedzy mój los
będzie lepszy? Czy pokocham ludzi, którzy mnie kochają? Czy moje życie stałoby się pełne za
sprawą wiedzy o wartości tego daru? Kiedy wcześniej tworzyłam swoją egzystencję, ignorując
to, czego nie wiedziałam lub nie rozumiałam, rzezbiłam swą duszę do pewnej formy, to fakt;
jednak to co odłupywałam i odrzucałam, okazało się niezbędnie potrzebne.
Prezent" Lelanda stanowił drogę do piekła, jednak pamiętałam, że to był całkowicie i
beznadziejnie mój wybór. Tortura nie polegała na wbijających się w ciało nożach ani na
skwierczeniu w ogniu, lecz na zaniedbaniu i zlekceważeniu oraz niedocenieniu i niedostrze-
żeniu mnóstwa rzeczy, które w porę zauważone, mogły stać się moimi i uczynić mnie
szczęśliwą. Tak jednak nigdy się nie stało.
Nie mam pojęcia, jak długo to trwało, ale kiedy wróciłam do realnego życia, nasza
trójka nadal siedziała w zaniedbanej kafejce, a jedyna różnica polegała na tym, że Leland
zajadał ze smakiem frankfurterkę, maczając ją w żółtej musztardzie. Spojrzałam na niego, ale
wzrok miał utkwiony w talerzu. Powrót do rzeczywistości był gwałtowny i natychmiastowy;
jeszcze tylko utracone zmysły wypełniały każdy zakątek mego ciała.
Spojrzałam na Wyatta - wpatrywał się w blat stolika z wyrazem twarzy świadczącym o
miotających nim uczuciach oszołomienia oraz wrażenia straty tak nagle wydobytych na jaw
spraw. Chciałam się odezwać lub pragnęłam, by pierwszy uczynił to Wyatt, byle bym nie
musiała słuchać wyrażanych wesołym tonem pogróżek Lelanda.
Zgodnie z oczekiwaniem Wyatt odezwał się pierwszy, lecz powiedział coś, co, wziąwszy
pod uwagę przeżyte doświadczenie, było zupełnie zaskakujące. Podniósł wzrok, a jego twarz
pełna była zdumienia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]