[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Cały czas ją wołaliśmy...
Elena poczuła, że Stefano przeszywa dreszcz. Miał mocno zaciśnięte
palce. Oddychał szybko i płytko.
- Dotarliśmy już prawie do końca ogrodów, kiedy przypomniałem
sobie o ulubionym miejscu Katherine. Był to zakątek w głębi ogrodów,
przy niskim murku pod drzewem cytrynowym. Pobiegłem tam i
zacząłem ją wołać. Ale, podchodząc bliżej, przestałem. Poczułem...
strach. Jakieś okropne przeczucie. I wiedziałem, że nie powinienem... %7łe
nie wolno mi tam iść...
- Stefano! - odezwała się Elena. Palce ją bolały, zgniecione
uściskiem jego ręki. Drżenie, które parę razy przebiegło jego ciało,
zamieniło się w atak dreszczy. - Stefano, proszę!
Nie dał żadnego znaku, że ją w ogóle słyszy.
- To było zupełnie jak... senny koszmar... Wszystko działo się tak
powoli. Nie mogłem się ruszyć, a przecież musiałem. Musiałem iść
dalej. Z każdym krokiem ten strach rósł. I poczułem zapach. Zapach,
który przypominał spalony tłuszcz... Nie mogę tam iść... Nie chcę tego
widzieć...
Jego głos stał się wyższy i bardziej natarczywy. Chwytał z trudem
oddech. Oczy miał szeroko otwarte, zrenice rozszerzone, zupełnie jak
przerażone dziecko. Elena złapała jego szczupłe palce drugą ręką,
chowając jego dłoń w swoich rękach.
- Stefano, wszystko w porządku. Nie jesteś tam. Jesteś tu, ze mną.
- Nie chcę tego widzieć, ale nic na to nie mogę poradzić. Tam jest
coś białego. Coś się bieli pod drzewem. Nie każ mi na to patrzeć!
- Stefano! Stefano, popatrz na mnie!
Ale nie słyszał jej. Słowa wymykały mu się spazmatycznie, jakby nie
mógł ich kontrolować, jakby się śpieszył, żeby zdążyć je wszystkie
wypowiedzieć.
- Nie mogę podejść bliżej. Ale podchodzę. I widzę to drzewo,
murek. I tę biel. Za drzewem. Biel, a pod spodem złoto. I wtedy wiem,
wiem. Idę tam, bo to jej suknia. Biała suknia Katherine. I obchodzę to
drzewo, widzę ją na ziemi. To prawda. To jest suknia Katherine... - Głos
mu się wzniósł i załamał w niewymownym przerażeniu. - Ale Katherine
Summer & Polgara
ous
l
anda
sc
w niej nie ma.
Elena poczuła dreszcz, jakby jej ciało zanurzyło się w zimnej wodzie.
Cała się pokryła gęsią skórką i próbowała coś do niego powiedzieć, ale
nie mogła. A on mówił tak, jakby mógł powstrzymać własne
przerażenie, tylko nie przerywając mówienia.
- Katherine tam nie ma, więc to może wszystko jakiś żart. Ale jej
suknia leży na ziemi i jest pełna popiołów. Zupełnie takich popiołów jak
z paleniska, tylko że te popioły śmierdzą spalonym ciałem. One cuchną.
Robi mi się słabo od tego odoru. Obok rękawa sukni leży kawałek
pergaminu. A na kamieniu. .. Na kamieniu tuż obok jest pierścionek.
Pierścionek z niebieskim oczkiem. Pierścionek Katherine... - Nagle za-
wołał okropnym głosem: - Katherine, coś ty zrobiła?
A potem osunął się na kolana, wreszcie puszczając rękę Eleny, żeby
schować twarz we własnych dłoniach.
Elena objęła go, kiedy wstrząsał nim szloch. Trzymała go za ramiona,
przyciągając jego głowę do swoich kolan.
- Katherine zdjęła pierścionek - szepnęła. To nie było pytanie. -
Wystawiła się na słońce.
Szloch ciągle nim szarpał, a ona przytulała go do fałd swojej sukni,
głaszcząc po trzęsących się ramionach. Mruczała jakieś bezsensowne
słowa pocieszenia, odpychając od siebie własne przerażenie. Aż
wreszcie ucichł i podniósł głowę. Glos miał nadal zmieniony, ale już
wrócił do rzeczywistości.
- Ten pergamin to była wiadomość, dla mnie i dla Damona.
Napisała, że była samolubna, chcąc nas obu mieć dla siebie. Pisała, że
nie może znieść tego, że stała się przyczyną konfliktu między nami.
Wyrażała nadzieję, że kiedy odejdzie, przestaniemy się nienawidzić.
Zrobiła to, żeby nas do siebie zbliżyć.
- Och, Stefano - szepnęła Elena. Czuła, że w oczach zaczynają ją
palić gorące łzy współczucia. - Stefano, tak mi przykro. Ale czy nie
rozumiesz, nawet po tych wszystkich latach, że Katherine postąpiła zle?
To było samolubne. I to był jej wybór. W pewien sposób, to nie miało
nic wspólnego z tobą ani z Damonem.
Stefano pokręcił głową, jakby nie chciał do siebie dopuścić prawdy
tych słów.
Summer & Polgara
ous
l
anda
sc
- Oddała swoje życie... za to. Zabiliśmy ją. - Usiadł teraz, ale zrenice
nadal miał rozszerzone niczym dwa wielkie czarne dyski. To było
spojrzenie małego, zagubionego chłopca. - Damon stanął za moimi
plecami. Wziął tę wiadomość, przeczytał. A potem chyba oszalał. Obaj
oszaleliśmy. Podniosłem z ziemi pierścionek Katherine, a on próbował
mi go odebrać. Nie powinien był. Biliśmy się. Mówiliśmy sobie straszne
rzeczy. Obwinialiśmy się nawzajem za to, co się stało. Nie pamiętam,
jak wróciliśmy pod dom, ale nagle miałem w ręku szpadę. Walczyliśmy.
Chciałem na zawsze zniszczyć tę jego arogancką twarz, chciałem go
zabić. Pamiętam, jak ojciec wołał do nas z domu. Zaczęliśmy walczyć
jeszcze zacieklej, żeby skończyć, zanim do nas dobiegnie. Byliśmy
dobrze dobranymi przeciwnikami. Ale Damon zawsze był silniejszy, a
tego dnia wydawał się szybszy, zupełnie, jakby zmieniał się prędzej niż
ja. Nagle poczułem, że szpada Damona mija moją gardę. A potem
przeszyła mi serce.
Elena patrzyła na niego, osłupiała. Ale Stefano mówił dalej.
- Poczułem ból. Poczułem stal, która wbijała mi się do środka.
Głęboko i mocno. I wtedy opuściła mnie siła, upadłem. Leżałem na
bruku dziedzińca.
Podniósł oczy na Elenę i dokończył z prostotą:
- Wtedy... umarłem.
Elena siedziała jak zmrożona, jakby ten lód, który przez cały wieczór
czuła w sercu, wylał się poza nie i uwięził ją całą.
- Damon podszedł, przystanął nade mną i się pochylił. Z oddali
słyszałem krzyki ojca i służby, ale widziałem już tylko twarz Damona.
Te oczy czarne jak bezksiężycowa noc. Chciałem go zranić za to, co mi
zrobił. Za wszystko, co zrobił mnie i Katherine. - Stefano umilkł na
moment, a potem powiedział zmienionym głosem: - Więc uniosłem
szpadę i zabiłem go. Ostatkiem sił przeszyłem serce mojego brata.
Burza przeszła i zza rozbitego okna Elena słyszała słabe nocne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]