[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tobie widzi - powiedział Jean Pierre, wpinając Jamesowi gozdzik
do> butonierki. wprawdzie wszyscy czterej byli.gotowi, ale miéli je-
szcze pół godziny do przyjazdu taksówki. Jean-Pierre ot_vorzył bu-
telkę szampana i _vypili za zdrowie Jamesa, Zespołu, jej Królew-
skiej Mości, prezydenta Stanów_ Zjednoczonych i wreszcie, z uda-
waną niechęcią, prezvdenta Francji. Gdy w butelce ukazało się
dno, Stephen pomyślał, że należy natychmiast wyjść, i wyekspedio-
wał całą trójkę do taksówki.
- Głowa do góry, James. Jesteśmy z tobą.
wpakowali go do tyłu.
210 21I
Po kilku minutach taksówka zajechała przed kościół Zw. Trójcy
na Copley Square i taksówkarz odetchnął z ulgą, gdy wysiedli.
- Piętnaście po trzeciej. Anne będzie ze mnie bardzo zadowolo-
na - powiedział Stephen. Odprowadził pana młodego do pierwszej
ławki w prawej nawie kościoła, tymczasem Jean-Pierre spoglądał
zalotnie na najładniejsze dziewczyny. Robin pomagał rozdawać
tekst nabożeństwa, a tysiąc wystrojonych gości czekało na przyby-
cie panny młodej.
Stephen pospieszył pomóc Robinowi, który stał na stopniach
kościoła. Dołączył do nich Jean-Pierre i ponaglał, by zajęli miejsca,
gdy przed kościół zajechał Rolls-Royce. Oszołomiła ich piękność
Anne w sukni ślubnej projektu Balenciagi. Do przodu wysunął się
jej ojciec. Wzięła go pod rękę i zaczęli wstępować na schody.
Wszyscy trzej zamarli, jakby ujrzeli zjawÄ™.
- Drań.
- Kto tu kogo wystawił do wiatru?
- Musiała wiedzieć cały czas.
Harvey rzucił im promienne, obojętne spojrzenie, gdy przecho-
dził obok prowadząc Anne. Odeszli w głąb nawy.
Dobry Boże, pomyślał Stephen, nie rozpoznał żadnego z nas.
Zajęli miejsca w tyle kościoła, z dala od tłumu gości weselnych.
Organista przestał grać, gdy Anne stanęła na stopniach ołtarza.
- Harvey nie może wiedzieć - orzekł Stephen.
- Jak to wykoncypowałeś? - spytał Jean-Pierre.
- James nigdy by nas na to nie naraził, gdyby sam nie prze-
szedł wcześniej podobnego testu.
- To logiczne - szepnÄ…Å‚ Robin.
- Zwracam się do was dwojga i wzywam, abyście odpowiedzieli
mi jak w przejmujÄ…cym grozÄ… dniu SÄ…du Ostatecznego, kiedy od-
kryjÄ… siÄ™ tajemnice wszystkich serc...
- Chciałbym już teraz poznać kilka tajemnic - powiedział
Jean-Pierre. - Na początek, kiedy się dowiedziała?
- Jamesie Clarensie Spencerze, czy chcesz poślubić tę oto ko-
bietę, żyć z nią zgodnie z przykazaniem Bożym w świętym stanie
małżeńskim? Czy będziesz ją miłował, hołubił, szanował i otaczał
opieką w chorobie i w zdrowiu i dochowasz jej wierności wyrzeka-
jąc się innych niewiast aż po kres żywotów waszych?
- Tak mi dopomóż Bóg.
212
- Rosalie Arlene, czy chcesz poślubić tego oto mężczyznę, żyć z
nim...
- Myślę - powiedział Stephen - iż jest pewne, że ona jest
pełnoprawnym członkiem Zespołu, w przeciwnym razie nie udało-
by siÄ™ nam ani w Monte Carlo, ani w Oksfordzie.
-. . aż po kres żywotów waszych?
- Tak mi dopomóż Bóg.
- Kto oddaje tę oto kobietę za żonę temu mężczyznie?
Harvey żwawo wystąpił do przodu, ujął rękę Anne i oddał ją
księdzu.
- Ja, James Clarence Spencer, biorÄ™ ciebie, Rosalie Arlene, za
żonę. . .
- Ponadto, dlaczego miałby nas rozpoznać, skoro widział każde-
go z nas tylko jeden raz i to wyglądającego inaczej niż w rzeczywi-
stości - ciągnął Stephen.
- I przysięgam ci wierność małżeńską.
- Ja, Rosalie Arlene, biorÄ™ ciebie, Jamesa Clarence'a Spencera,
za męża. . .
- Ale niechybnie się domyśli, jeśli będziemy kręcić mu się pod
nosem - odezwał się Robin.
- Niekoniecznie - powiedział Stephen. - Nie mamy powodu
do paniki. Nasz sekret zawsze polegał na tym, żeby przyłapać go na
obcym gruncie.
- Ale teraz jest na własnym - zauważył Jean-Pierre.
- Nie, nie jest. To ślub jego córki, zupełnie dla niego nowe
przeżycie. Oczywiście będziemy unikać go podczas przyjęcia, ale
musimy robić to dyskretnie.
- BÄ™dziecie musieli podtrzymywać mnie na duchu - powié-
dział Robin.
- Możesz na mnie liczyć - zapewnił Jean-Pierre.
- Po prostu zachowujcie siÄ™ naturalnie.
-... i przysięgam ci wierność małżeńską.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]