[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Też pan zna lazł po rów na nie! Nar ko ty ki to wiel ki biz nes, ogrom na for sa&
- Do brze, do wi dze nia. Dzię ku ję, chło pa ki. Mó wił pan, że gdzie znaj dę Bubę?
- W Oa zie - za hu czał El. - Taka ka wiar nia. Zjeż dżaj.
- Ja kiś ty uprzej my, przy ja cie lu. Aż się czło wie ko wi cie pło na ser cu robi.
- Zjeż dżaj, zjeż dżaj! - po wtó rzył El. - In tel śmier dzą cy.
- Nie de ner wuj się tak, mój dro gi - po wie dzia łem - bo jesz cze za par cia do sta niesz. Dbaj o żo łą dek,
prze cież nic dreszcz sze go od żo łąd ka nie masz, praw da?
El za czął się po wo li wy su wać zza ba rier ki. Wy sze dłem. Zno wu roz bo la ło mnie ra mię.
Pa dał cie pły deszcz. Li ście drzew błysz cza ły mo kro i we so ło, pach nia ło świe żo ścią, ozo nem i bu rzą.
Po je cha łem tak sów ką. Mia sto w desz czu było tak ład ne, że ro bi ło się nie przy jem nie na samą myśl
o za ple śnia łym, śmier dzą cym, po rzu co nym me trze.
Lało jak z ce bra, więc wy sko czy łem z tak sów ki, jed nym su sem po ko na łem chod nik i wpa dłem
do Oazy. Lu dzi było dużo, pra wie wszy scy je dli, bar man za ba rem wio sło wał zupę, ta lerz po sta wił po -
mię dzy szkla necz ka mi do al ko ho lu. Ci, któ rzy już zje dli, pa li li, z roz tar gnie niem pa trząc na uli cę przez
za la ną wodą szy bę. Pod sze dłem do baru i pół gło sem za py ta łem, czy jest Buba. Bar man odło żył łyż kę
i obej rzał salę.
- Nie - po wie dział. - Niech pan zje obiad, on nie dłu go przyj dzie.
- Jak nie dłu go?
- Za ja kieś dwa dzie ścia mi nut, może pół go dzi ny.
- Aha. W ta kim ra zie coś zjem, a po tem po dej dę i po ka że mi go pan.
- Uhm - mruk nął bar man i za nu rzył łyż kę w zu pie.
Wzią łem tacę, wy bra łem so bie obiad i sia dłem przy oknie, jak naj da lej od in nych go ści. Chcia łem po -
my śleć. Czu łem, że ma te ria łu jest wy star cza ją co dużo, żeby za sta no wić się wresz cie nad za da niem. Chy -
ba za ry so wał się ja kiś łań cu szek. Opa ko wa nia de vo nu w ła zien ce. Po ro wa ty nos mó wił o Bu bie i de vo -
nie (szep tem). Pro sty do bry chło pak El mó wił o Bu bie i sle gu. Wy raz ny łań cu szek: ła zien ka, de von,
Buba, sleg. Wię cej. Opa lo ny umię śnio ny fa cet ostrze gał, że de von i cała resz ta to naj więk sze świń stwo,
a okrą gło gło wy adept spo łecz ne go ma so chi zmu nie wi dział róż ni cy po mię dzy sle giem i trum ną. Wszyst -
ko się łą czy ło& to chy ba by ło by to, cze go szu ka my& i je śli rze czy wi ście tak jest, Ri me ier miał ra cję,
wy sy ła jąc mnie do ry ba ków. Ri me ier, po wie dzia łem do sie bie. Po co wy sła łeś mnie do ry ba ków, Ri me -
ier? I jesz cze ka za łeś mi nie ka pry sić, tyl ko ro bić, co każą. Prze cież nie wie dzia łeś, że je stem ko smo nau -
tą, Ri me ier. A je śli na wet wie dzia łeś, to prze cież tam jest nie tyl ko osza la ły cy ber, ale jesz cze i Kul ka ,
i Je den na dwu na stu . Coś ci się we mnie nie spodo ba ło, Ri me ier. W czymś ci prze szko dzi łem. Ależ
nie, po wie dzia łem so bie, to prze cież nie moż li we. Po pro stu mi nie do wie rza łeś, Ri me ier. Po pro stu na dal
cze goś nie wiem. Na przy kład nie wiem, kim wła ści wie jest Oscar, któ ry han dlu je w ku ror cie de vo nem
i jest z tobą ja koś zwią za ny, Ri me ier& Pew nie przed na szą roz mo wą w win dzie wi dzia łeś się z Osca rem.
Nie chcia łem o tym my śleć. Ri me ier leży jak trup, ja my ślę o nim ta kie rze czy, a on nie może się na wet
[ Pobierz całość w formacie PDF ]