[ Pobierz całość w formacie PDF ]
emocje. - Kocham de, jak tylko kobieta może kochać męż-
czyznę. To dlatego pragnęłam, żebyś mnie pocałował. To
dlatego oszukałam i Boga, i dębie... Wierz mi, że nie
przyszło mi to łatwo. Z miłości do dębie naraziłam na
wieczne potępienie swoją duszę.
Przerwała na chwilę, a pózniej dągnęła trochę dszej:
- Kocham de nawet w tej chwili, brade Johannie, i roz-
paczam, kiedy widzę, jak wielki ból d sprawiłam. Mimo to
przed wielu laty złożyłam kilka ślubów, a jednym z nich był
ślub spędzenia reszty żyda w czystośd... Złożyłam ten ślub
Bogu, brade Johannie, a nie człowiekowi, i składając go, nie
postawiłam żadnego warunku. Nie prosiłam, żebym mogła
być zwolniona, jeżeli przestanę mieszkać na Ziemi albo
spot-
kam kogoś, kto jak ty byłby ucieleśnieniem wszystkich moich
dziewczęcych marzeń.
Czy wierzysz w to, czy nie, miejsce, w którym teraz jesteś-
my, zostało też stworzone przez Boga. Możemy nie
wiedzieć, co się z nami dzieje, ale Bóg wie. Moja przysięga
ma tutaj takie same znaczenie jak na Ziemi, a może nawet
większe, gdyż tutaj jest mi trudniej jej dochować.
Johann wybuchnął histerycznym śmiechem. Siostra Beat-
rice popatrzyła na niego zdziwiona.
- To szaleństwo - powiedział. - Nie mogę walczyć równo-
cześnie z tobą i Bogiem. Poddaję się, a przynajmniej na
razie... To m o j a przysięga, siostro Beatrice, i mam zamiar
jej dotrzymać.
Rzecz jasna Johann stwierdził, że nie jest to wcale łatwe.
Ilekroć jednak czuł, że podjął się czegoś niemożliwego,
mówił sobie, iż zalety jego nowego żyda o wiele
przewyższają jego wady. Siostra Beatrice była teraz
nastawiona do niego bardziej przyjaznie. Więcej czasu
spędzali razem. Co prawda zdarzały się chwile, kiedy z
trudem panował nad pożądaniem, ale na ogół pogodził się z
losem i odgrywał rolę czułego brata.
Złożona obietnica sprawiła, że nie był już tak
nieszczęśliwy. Beatrice przestała być taka poważna i
ostrożna. Ich rozmowy były ożywione i nacechowane
większym humorem i radością. Czasami po kolacji
zakonnica śpiewała pieśni religijne. Johann cieszył się, gdyż
mógł znów słuchać jej pięknego głosu. Dwiema ulubionymi
pieśniami, o które niemal zawsze prosił, były: Ave Maryja" i
Zdumiewająca łaska". Niemal udało mu się wmówić sobie,
że słuchanie jej śpiewu sprawia mu teraz jeszcze większą
przyjemność niż kiedyś, kiedy jego uwagę rozpraszało
pożądanie.
Siostra Beatrice powiedziała mu, że znów może sypiać
obok niej w jaskini znajdującej się najbliżej ogniska. Johann
odmówił, nie podając żadnego uzasadnienia. To właśnie w
czasie tych samotnie spędzanych nocnych godzin folgował
swoim żądzom trzymanym w ciągu dnia na wodzy.
Masturbował się, choć pózniej bardzo często dręczyło go
poczucie winy. Partnerką jego seksualnych fantazji była
zawsze Beatrice.
Póznym popołudniem któregoś dnia, kiedy ich sztuczne
słońce prawie zgasło, Johann i Beatrice stali na plaży,
sprzeczając się, ile czasu minęło od chwili, kiedy znalezli się
na
wyspie. Zakonnica uważała, że niespełna sto dni,
dowodząc, że jako kobieta dysponuje niemal doskonałym
sposobem mierzenia czasu nawet wówczas, kiedy nie ma
kalendarza. Johann twierdził, że przebywają na wyspie od
prawie stu dwudziestu dni. Usiłował wyjaśnić siostrze
Beatrice, że połączenie małej siły dążenia i niezwykłego
pożywienia mogło spowodować znaczne zmiany jej
biologicznego kalendarza.
Właśnie starał się uzasadnić swoje obliczenia, kiedy
ujrzał, że oczy kobiety nagle się rozszerzyły.
- No, niech mnie... - powiedziała. - Brade Johannie, mamy
gośda.
Odwródł się na pięde i spojrzał w tę stronę, w którą
pokazywała wyciągniętą ręką. Niedaleko od siebie, o jakieś
trzy metry nad plażą zobaczył lecącą ku nim białą wstęgę ze
świecącymi drobinami. Poczuł nagły przypływ strachu. Zapo-
mniał już, jak hipnotyzujące działał zawsze na niego taki
widok. Siostra Beatrice także patrzyła jak urzeczona na
wstęgę, która zbliżała się w ich kierunku, a potem
znieruchomiała w powietrzu o dziesięć metrów od nich,
lekko drżąc i zwijając się na obrzeżach.
Jak zawsze, Johann przyglądał się tysiącom
indywidualnych kulek tańczących w obrębie świetlistego
pasa. Obserwował, jak na pozór chaotycznie
przemieszczają się od jednego brzegu do drugiego, zawsze
zmieniając kierunek po dotardu do krawędzi prostokąta.
W pewnej chwili całość drgnęła i zaczęła oddalać się od
[ Pobierz całość w formacie PDF ]