[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tak licznego rodzeństwa było szokiem.
To masz sporą rodzinę! Czemu nic o nich nigdy nie mówiłeś?
Bo ich nie widuję. Przeciągnął się, aż zatrzeszczały stawy. Czasem
spotykaliśmy się w wakacje u mojej ciotki, w Katerini. Ale odkąd wyjechała do
Stanów, mąż mojej matki zabronił im mnie widywać. Nie chciał o mnie nawet
słuchać.
To podłe! Biedna twoja matka!
Dlaczego biedna? spytał ze spokojem.
Jak to? zaperzyła się. Musieć znosić takiego męża?! To pewnie ten drań nie
pozwolił jej widywać cię, gdy tkwiłeś w szkole.
Nie musiała nikogo znosić . Wybrała jego. Zamiast mnie wyjaśnił gorzko.
Na moment dawny ból odrzucenia odmalował się na jego twarzy. Po chwili
jednak znów pokrył wszystko chłodny dystans, tak dla niego typowy. Rozumiała
teraz, że maskowanie nim uczuć okupione jest u niego sporym wysiłkiem. Szkód
wyrządzonych mu nie sposób już naprawić. Postanowiła zatem naświetlić kwestię
od drugiej strony.
Cóż to za wybór, jeśli poza tobą miała jeszcze trójkę dzieci. Nie chciała im
odebrać ojca! Wybrała między złem dla jednego, a złem dla wszystkich. Nie
mówię, że wybrała dobrze. Tylko że nie miała innego wyjścia.
Mogła się nie decydować na małżeństwo, gdy już wiedziała, że nosi mnie
w łonie. Powinna zerwać zaręczyny i wymóc na Oliefie pomoc w wychowaniu
dziecka. Potarł zarost, jakby chciał w ten sposób wymazać ich rozmowę. A tak
w ogóle, to oboje nie powinni byli mnie zmajstrować!
O, tak, jakby każda ciąża na świecie była planowana! To się zdarza, Nik, ludzie
są tylko ludzmi. A o ile cię znam, ty też za nic w świecie nie chciałbyś mieć
rodziny. Co byś więc zrobił, gdybym zaszła w ciążę? Poślubił mnie?
Zauważyła, jak natychmiast zesztywniał.
Pytanie, co ty byś zrobiła?
Widać było, że po prostu boi się takiej możliwości, boi się odpowiedzialności
i rodzicielstwa. Zatrzęsła się z oburzenia. Dla niej przecież było jasne jak słońce,
że nie pozbyłaby się dziecka, cokolwiek by się działo. Gdyby poczęcie w ogóle
mogło być możliwe.
To byłby prawdziwy cud, jeśli zaszłabym w ciążę. Tym bardziej wielbiłabym
nasze dziecko. Ale możesz spać spokojnie. To się nie zdarzy. I nie zmuszałabym
cię do ślubu mówiła z pogardą w głosie. Wiem, jaką pomyłką było podobne
małżeństwo moich rodziców. Nie powtórzę takiego błędu. Nigdy w życiu!
Odrzuciła kołdrę i pobiegła zamknąć się w łazience. Ciepła woda w prysznicu
ukoiła nieco jej wzburzenie. Tłumaczyła sobie, że ich dyskusja była czysto
teoretyczna, a więc bez większego wpływu na rzeczywistość. Niestety właśnie ten
fakt napełniał ją jednocześnie dojmująco przykrą świadomością swojej
bezpłodności.
W drodze na lotnisko Nik czuł się podle, jak zbity pies. Na dodatek było to
zasłużone odczucie. Zachowywał się po prostu jak gówniarz. Ale nie mógł pozbyć
się lęku przed rodzicielstwem. Lata temu postanowił sobie uroczyście, że nigdy
nie będzie miał potomstwa. Częściowo wynikało to z jego wizyt w przeludnionych
miejscach Trzeciego Zwiata. Naoglądał się wystarczająco dużo dzieci cierpiących
głód i niedostatek, ich bezradnych rodziców, niezdolnych zapewnić im
bezpiecznego bytu, by uważać rozmnażanie się za nieodpowiedzialność. Głębszy
opór przeciw rodzicielstwu wynikał jednak z jego osobistych doświadczeń
w dziedzinie życia rodzinnego, a raczej jego braku. Brał z nich pewność, że nie
jest stworzony do takich zadań. A jeśli czasem pojawiał się w nim naturalny
instynkt ku nim, natychmiast zostawał upominany przez los. Ostatnio, gdy liczył
znów na zbliżenie z ojcem, a ten po prostu zaginął w morzu. Człowiek tak
zamknięty w sobie i niezdolny do uczuć jak ja nie powinien być ojcem, myślał. Ale
Rowan byłaby znakomitą matką. Jej pragnienie dziecka, jeśli pojawiłoby się po ich
ostatnim zbliżeniu, roztopiło jakieś skute lodem zakamarki jego osobowości. To
dawało nadzieję. Może pokazałaby mu, jak postępować właściwie. Była
prostolinijna, szczera i potrafiła kochać. Dała tego dowód podczas uroczystości,
mówiąc z gorącym uczuciem o swojej szalonej matce. Jego dziecko byłoby
w dobrych rękach. Myśl, że kochałaby je, mimo że było jego, ścisnęła mu serce.
Poczuł, że cała ta sprawa, skomplikowana i pokręcona relacja z Rowan, jest jak
światełko w tunelu. W ciemnym tunelu jego życia. Wciąż brakowało mu odwagi,
by ruszyć w stronę tego światła. Ale chciał wiedzieć, że ono istnieje.
Zerknął na kobietę siedzącą obok w samochodzie. Oskarżała go, że nie chce
rodziny. To była prawda. Nie czuł się na siłach. Był za słaby. Lecz jednocześnie
jakaś nienazwana energia pulsowała w nim, chcąc wydostać się na wolność. Czy
było to pragnienie przynależności do drugiej osoby? Przypomniał sobie dzisiejsze
przebudzenie obok niej. Poczuł jej zapach, zanim otworzył oczy. Ujrzał jej śpiącą
sylwetkę obok siebie. Było w tym coś słodko kuszącego i obiecującego zarazem.
Czy to właśnie jest szczęście?
A jednak sama powiedziała mu wprost, że ich małżeństwo byłoby błędem. Miała
rację: jak mało kto nie nadawał się na męża. Lecz przecież jej słowa zabolały go
jak cios.
Przepraszam odezwała się nagle.
Wytrącony z głębokiego zamyślenia, nie wiedział, do czego się te przeprosiny
odnosiły. Po chwili usłyszał. Po prostu burczało jej w brzuchu!
Przecież ty od wczoraj nic nie jadłaś! Co za utrapienie z tobą! Miał ochotę
wygłosić jej kazanie, na czym polega dbanie o siebie i o& ewentualną drugą
osobę, rosnącą pod sercem. Ale tylko skierował szofera do znanego sobie baru.
Zasiedli w słabym zimowym słońcu na werandzie, z dala od hałaśliwego tłumu
głodomorów wypełniających salę. Zamówił dla niej jogurt z owocami do
natychmiastowego nasycenia głodu, i dwie solidne porcje musaki dla obojga na
drugie.
Owoce w zupełności mi wystarczą zauważyła.
Zjem to, czego ty nie zjesz. Też nie miałem czasu na śniadanie.
Co za utrapienie! zaśmiała się.
Zwykle nie jadam za dwoje.
Ja też nie. Nie obawiaj się.
Nie możesz tego jeszcze wiedzieć zrozumiał dwuznaczność jej słów.
Rzuciła mu tylko nieodgadnione spojrzenie. Czas pokaże, pomyślał cierpliwie,
pomimo niepokoju. Znów ukłuło go wspomnienie jej słów, że ich małżeństwo
byłoby błędem.
Tak przy okazji: owszem, ożeniłbym się z tobą oznajmił.
Rowan nie mogła nie usłyszeć cienia niechęci w jego głosie. Poczuła się, jakby
ofiarowywał jej szklane paciorki, wmawiając, że to drogie kamienie. Prawie nie
chciała słuchać dalej tego, co miał jeszcze do powiedzenia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]