ebook - do ÂściÂągnięcia - download - pdf - pobieranie

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mięcią do rymowanek i piosenek dla malutkich dzieci.
Głos Prudence był bardzo zachrypnięty, wstrząsały nią
silne dreszcze. Nic nie mogło piękniej zabrzmieć w jej
uszach niż dÅ‚ugo oczekiwane zawiadomienie leÅ›nicze­
go:
- Wygląda na to, że już po wszystkim, panienko.
- DziÄ™ki Bogu! - WstaÅ‚a, żeby pomóc wyjść spod sÅ‚o­
my blizniaczkom. - Proszę, niech pan będzie tak dobry
i zaprowadzi nas do dworu.
Leśniczy pożegnał je w miejscu, w którym zaczynały
siÄ™ należące do dworu ogrody. DotarÅ‚y do domu niezauwa­
żone i weszły bocznym wejściem. Prudence zaprowadziła
blizniaczki do ich sypialni i natychmiast zadzwoniła po
Francuzkę w przekonaniu, że nawet najbardziej wściekła
Yvette zadba o swoje wychowanki.
Jednak zanim nadeszła nianią zdołała już namówić
dziewczynki do pozbycia się części przemoczonych ubrań.
Yvette słuchała z nieskrywanym oburzeniem opowiadania
Prudence o ich przeżyciach, a jej czarne oczy rzucaÅ‚y gniew­
ne błyski. Wyrzekając ze swadą po francusku, oznajmiła, że
"
zamierza rozebrać dziewczynki i owinąć je w ręczniki.
Potem zwróciła się bezpośrednio do Prudence.
- A jeśli ty ma rozum, mam'zelle, to ty też zdejmie
ubrania toute de suite.
Z tą radą Prudence w pełni się zgadzała. Zostawiła
blizniaczki w kompetentnych rękach niani, jak najspiesz-
niej poszła do swojego pokoju i dopiero tam w pełni zdała
sobie sprawÄ™ z tego, jak bardzo ucierpiaÅ‚a. Mimo to po­
stanowiÅ‚a nie prosić o pomoc pani Polmont. Bez wÄ…tpie­
nia naraziłaby się na pogardliwe, pełne szyderstwa uwagi
gospodyni, która i tak nie zrobiłaby niczego bez
wyraznego polecenia pana domu. A nic na Å›wiecie nie mo­
głoby skłonić Prudence do zwrócenia się do pana Rook-
hama. Co by o niej pomyślał?
Oczywiście tym razem w niczym nie zawiniła, bo nikt
nie mógÅ‚ przewidzieć, że taka cudowna pogoda w mgnie­
niu oka zmieni siÄ™ w nawaÅ‚nicÄ™. NiewÄ…tpliwie jednak ba­
wiłby się doskonale jej kosztem. Miałaby znowu pokazać
mu się przemoczona do suchej nitki? Nie, on nie mógł się
o tym dowiedzieć.
Jakiś cichutki wewnętrzny głosik szeptał jej nieśmiało,
że okłamuje samą siebie. %7łe pan Rookham będzie bardziej
zÅ‚y, jeÅ›li nie poszuka u niego pomocy. Uzna jÄ… za bezna­
dziejnie gÅ‚upiÄ… i niezaradnÄ…, skoro wolaÅ‚a cierpieć w mil­
czeniu, wiedząc, że on dopilnowałby, aby właściwie się
nią zaopiekować. Tylko że Prudence nie mogła dać mu
znać.
Jak miaÅ‚a mu powiedzieć, że rozmarzyÅ‚a siÄ™, snuÅ‚a idio­
tyczne wizje, i dlatego nie zauważyła zmiany pogody?
Może wystarczyÅ‚oby czasu na powrót do dworu, gdy­
by nie byÅ‚a tak skupiona na sobie. Ogarnęło jÄ… poczu­
cie winy, kiedy wycierała się do sucha, stojąc przed peł-
nym zimnego popiołu kominkiem. Stertę mokrych ubrań
odrzuciła kopniakiem na bok. Zatęskniła za dniem, gdy
po niefortunnej przygodzie mogła zanurzyć się w gorącej
kÄ…pieli.
Nagle ogarnęła ją fala potwornej słabości i chwiejnie,
po omacku ruszyła w stronę łóżka. Owinęła się szczelnie
kołdrą i nieskończenie długo leżała, trzęsąc się z zimna.
Wydawało jej się, że cały wiek minął, zanim zdołała
unieść siÄ™, by wyjąć spod poduszki nocnÄ… koszulÄ™. WÅ‚o­
żyła ją i znów owinęła kołdrą wstrząsane dreszczami
ciało.
ROZDZIAA ÓSMY
Ktoś potrząsał ją za ramię. Prudence ze wszystkich sił
starała się unieść powieki.
- Panienko! Niech siÄ™ panienka obudzi!
Jakaś blada twarz pochyliła się nad Prudence. Chociaż
nie potrafiła zebrać myśli, miała poczucie, że to znajoma
twarz, choć jej rysy byÅ‚y rozmazane. PróbowaÅ‚a siÄ™ ode­
zwać.
- O co... o co chodzi?
- Już prawie piÄ…ta po poÅ‚udniu, panienko, a pan ocze­
kuje panienki na obiedzie.
Na samÄ… myÅ›l o jedzeniu Prudence zrobiÅ‚o siÄ™ nie­
dobrze.
- Proszę mu powiedzieć, że nie mogę jeść.
Zapadła cisza i Prudence z wdzięcznością zamknęła
powieki. PoczuÅ‚a jednak Å‚askotanie w nosie i kichnęła po­
tężnie.
Twarz powróciła i pozbawiony ciała głos obwieścił:
- PrzeziÄ™biÅ‚a siÄ™ panienka, jeÅ›li chce panienka wie­
dzieć. I nic dziwnego, skoro złapała panienkę taka ulewa.
Prudence walczyła z katarem, rozpaczliwie grzebiąc
pod poduszką w poszukiwaniu chusteczki do nosa. Gość
zdawaÅ‚ siÄ™ zgadywać, czego jej potrzeba, bo usÅ‚yszaÅ‚a ja­
kiś hałas i wymruczane pod nosem pytanie:
- Gdzie ona je trzyma?
- Na górnej półce po prawej stronie - podpowiedziała
Prudence, domyślając się, że dziewczyna szukała
w bielizniarce.
Po chwili jedna z baweÅ‚nianych chusteczek obrÄ™bio­
nych porzÄ…dnie przez Nell zostaÅ‚a wsuniÄ™ta w rÄ™kÄ™ Pru­
dence, a ta pochwyciła ją z wdzięcznością i wytarła nos.
ByÅ‚a tak pozbawiona siÅ‚, że nawet ten drobny ruch wyma­
gał od niej ogromnego wysiłku.
- Moja droga - oznajmiła twarz, znów się nad nią
pochylajÄ…c. - Chyba powinnam przysÅ‚ać paniÄ… Pol­
mont.
Prudence poczuła taki przypływ paniki, że do połowy
uniosła się na łóżku.
- Nie! Proszę jej tu nie przysyłać!
- Pani Polmont, panienko? Przecież opieka nad pa­
nienką należy do jej obowiązków.
Prudence czuÅ‚a siÄ™ zbyt zle, żeby zważać na wÅ‚asne sÅ‚o­
wa, myślała tylko o tym, jakby się bronić.
- Na litość boską, proszę nie dopuścić, żeby ona tu
weszła! Będzie mówiła takie rzeczy i patrzyła na mnie
z taką odrazą jak zawsze, a ja nie mam teraz siły, żeby to
znosić.
W głosie służącej zabrzmiało zaskoczenie.
- Ale ktoÅ› musi wiedzieć, że jest pani niedysponowa­
na. Prawdopodobnie pani Polmont powinna powiedzieć
o tym panu.
Z ogromnym wysiÅ‚kiem Prudence usiadÅ‚a. Teraz roz­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • bajkomoda.xlx.pl
  • Cytat

    Ad hunc locum - do tego miejsca.

    Meta